Przewijam rano Krzysia, który nie przepada za tą czynnością
i słyszę:
- A sio!
Karcąco spoglądam i mówię nu-nowatym tonem:
- Krzyyyysiu!
Krzyś z szelmowskim uśmiechem na twarzy:
- Mama jest mucha.
Teraźniejszość. Zima tego roku. Julek trzy miesiące temu
skończył dwa lata.
Przewijam rano Julka, który nie przepada za tą czynnością i
nic nie słyszę.
Poranki z Krzysiem jak ze mną. Chimeryczne. Raz w świetnym
humorze, raz w nietęgim.
Julek zawsze budzi się z uśmiechem. Przecieram nim
oczy i różowe okulary stają się zbędne.
Tak ładnie o tym piszesz! :))
OdpowiedzUsuńJakie to głębokie i piękne...
OdpowiedzUsuń