niedziela, 3 lutego 2013

Zorro berek

Gdy nuda zagląda nam w oczy, a w głowie nie ma pomysłów na jej brak, to łapię się ostatniej deski ratunku i wołam… BEREK! I się zaczyna. Krzyś mnie goni. Julek ochoczo podąża za nami. Biegamy w kółko. Potem chwytam Julka, ładuję na plecy i trening mam z głowy. Krzyś berkuje, potem ja, znowu Krzyś, Julek z radochy aż piszczy. Jest uciecha, jest zabawa!
Dziś dla odmiany był berek zorrowaty. Krzyś wyciągnął przebranie z balu (które przykrył dwutygodniowy kurz, tak dawno był bal) i wszedł w rolę na cały prawie dzień. Zorro berek. Zorro dachowiec. Zorro kosz. Zorro don Krzyś.
A Julek gnał za Krzysiem.
Ja za Julkiem.
Ochota na sen za mną.
I przeminęło sprintem. :)





3 komentarze:

  1. Podejrzewam, że jesteś dużo młodsza ode mnie, bo masz jeszcze siły na takie zabawy. To właśnie dlatego dzieci powinno się mieć za młodu! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że za młodu to się zgadzam :)) Mnie przyszło trochę dłużej czekać i teraz mając 40 na karku (już za rok) biegam dysząc i stękając. :))) Ale czego nie robi się dla dzieci.
      PS sama w to nie wierzę, że czterdzieści mi zagląda w oczy

      Usuń