Zatrzymałam się na czwartku. Na systematyczność zwyczajnie zabrakło czasu. Wiecie, zaczęły się wieczory "dozwolone od lat 18". ;) Bo Zlot to rytm dnia i nocy: część widną zajmują dzieci, część nocną dorosłych rozmowy. Takie tam różne, śmieszne, poważne/niepoważne, wesołe, wcale niekoniecznie o zespole.
Lubię w tych zlotach ludzi. Nieodświętnych, zwyczajnych, różnych.
Rodzinnie odpoczęliśmy i byliśmy razem. Posmakowaliśmy wakacji. Ten czas był nam bardzo potrzebny.
Zespołowo - to taki Zlot mnie na przykład uskrzydla. Mam okazję pobyć z dziećmi z różnych roczników. Choć widzę, że z wiekiem zespół Downa nie mija, przynosi za to kolejne ograniczenia, to nadal lubię te dzieci. Lubię coraz bardziej. Z całym tym upierdliwym dobrodziejstwem inwentarza. One są piękne. Po prostu.
A tutaj macie taki misz-masz fotkowy, namiastkę naszego Zlotu.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Wiesz, Aguś, był taki moment w trakcie balu, w którym Krzyś chwycił Ewę za rączkę i ją prowadził. Nic nie pogadałyśmy. Ja z kolei byłam w biegu za Julkiem. :)
OdpowiedzUsuń