Sobotni poranek.
Robię z Krzysiem standardowe, cotygodniowe zakupy co by wypełnić pustą lodówkę. Wózek pęcznieje, więc skłony przy przeładunku na taśmę są słuszne i częste, pani kasuje, ja ładuję do wielkiej, niebieskiej siaty w kolejności nieprzypadkowej. Wreszcie koniec. Chcę płacić. Podaję kartę. Zonk.
- Ale od piętnastu minut jest awaria. Blokada systemu.
Nerwowo zaglądam do portfela, gdzie mam dwie dychy zamiast dwóch stów.
- To ja zostawię zakupy, podjadę do bankomatu (najbliższy jakieś dwa kilometry stąd) i wrócę z gotówką. - stwierdzam uspokojona tak prostym rozwiązaniem.
- Ale ja muszę anulować paragon. - słyszę panią kasjerkę.
- Czyli że mam to wszystko wyładować, a potem raz jeszcze załadować? - robi mi się gorąco.
Jeszcze nie dociera do mnie absurd całej sytuacji, gdy najpierw słyszę:
- Żona zapłaci, a pani weźmie pieniądze z bankomatu i nam odda.
A potem widzę życzliwe spojrzenia dwójki młodych ludzi, stojących w kolejce za nami.
Że też chciało im się. Tak lekko, tak za nic, tak prosto pomóc.
...
Taka przygoda.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Też mi się zrobiło gorąco!
OdpowiedzUsuńMamy wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy są w stanie pomóc nam w najbardziej niespodziewanym momencie.Też miałam taką sytuację.(określam to mianem "TO BÓG STAWIA NAM NA DRODZE OSOBY"które pomogą nam wybrnąć z trudnych sytuacji).
OdpowiedzUsuńKiedyś na przystanku MPK doszła do znajomej osoba dzieląc się problemem. Każda z nas miała własne zdanie i rozwiązanie. Ja po pół roku miałam podobną sytuację i GOTOWCA na pokonanie problemu.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę więcej takiej serdeczności, a żyć będzie nam lżej:*alat.