niedziela, 1 czerwca 2014

Refleksje

Od pierwszego spotkania z Julkiem wiedziałam, że będzie inny. Powoli odkrywam, co to w ogóle oznacza. Bywa różnie. Miewam chandry. Zaliczam downowe doły. Duszne i uleczalne. Nigdy jednak nie łudziłam się, że Julek nadgoni swoich niezespołowych rówieśników.
Pomógł mi w tym zdrowy rozsądek i niewiele starszy Krzyś, bo dobrze w pamięci miałam kolejne etapy rozwoju dziecka. Julek od początku nie był kompatybilny z tymi szczeblami rozwojowymi. Idzie do przodu całkowicie po swojemu.  Nie wiem, dokąd dobrnie. Matura, studia to nie jego bajka. Można być szczęśliwym i bez tego. Mnie w zupełności wystarczy, że będzie gadał. Po naszemu.
Wierzę też, że znajdzie się taki rodzaj pracy, którą będzie mógł wykonywać. Z tym swoim umiarkowanym, czy nawet znacznym upośledzeniem. Marzę, że nie będzie poważnie chorował.
A dzisiaj wystarczy mi, że po powrocie z placu zabaw, na który Krzyś wybrał się z Radkiem w czasie, gdy Julek popołudniowo drzemał, mój starszy syn relacjonuje, jak było: - Fajnie. Był też chłopiec z naszego przedszkola. Pytał mnie: a gdzie jest Julek?
Podobno kryło się w tym pytaniu rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz