Od tygodnia bujamy się z mleczakiem Krzysia. Zaczęło się niewinnie. "Mamo, boli mnie ząb!" W paszczęce czysto, żadnych ubytków. Pewno pod plombą w górnej czwórce. W piątek ekspresowa wizyta u dentysty, który ząb otworzył i zatruł.
Do soboty miał boleć.
Minęła sobota, minęła niedziela, nie minął ból. Policzek puchł.
Znaleźliśmy się na karuzeli.Wizyta u dentysty-zmiana lekarstwa-ból nie mija-policzek jak balon-noc nieprzespana-wizyta u dentysty-zmiana lekarstwa-ból-policzek-noc-wizyta-zmiana-ból-policzek-noc-wi-zmi-bó-po-c. Dooooooość!!!!
I Krzyś w tym wszystkim. Megadzielny! Bardzo dojrzale współpracujący z lekarzem. Bez histerii i płaczu dający sobie grzebać w mleczaku. Sam informujący lekarza o wszystkim.
Pod koniec tygodnia doszła infekcja, temperatura, konsultacja z chirurgiem dentystycznym i fotka tego, co w dziąśle.
Decyzja - nie rwiemy! Ratujemy. Zawiązek stałego wysoko, wysoko. Nie pcha się wcale.
Krzyś dostał antybiotyk.
Zaliczyliśmy też po drodze internistę, która stwierdziła ostre zapalenie górnych dróg oddechowych. Poparła decyzję stomatologa.Od wczoraj aplikujemy Augmentin.
Mamy nadzieję znaleźć się na prostej!
Jak nie armia nastrojożerców, to mleczak zatruty.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
piątek, 27 lutego 2015
niedziela, 22 lutego 2015
Pi-bu-ma
Przychodzi młodszy i mówi: -Pi. Chce pić. Rzucone prosto w oczy: -Bu! - wsparte odpowiednim gestem znaczy, że dziecię me ma ochotę na bułkę. Innym razem, że but się rozpiął albo zgubił. I piątkowa wisienka na torcie: -Ma! na widok mój w przedszkolu.
Mowa spontaniczna majaczy na horyzoncie.
Z pamiętnika gadającego Julka.
Czujna Straż Matczyna
Mowa spontaniczna majaczy na horyzoncie.
Z pamiętnika gadającego Julka.
Czujna Straż Matczyna
piątek, 20 lutego 2015
Kupię
Codzienność przestała mnie uwierać, zaczęła przygniatać. Chętnie zniknę na chwilę. Mimo że wszystko tylko, a może aż zwyczajnie toczy się od poranku do wieczora.
Jakiś paskudek nastrojopodjadek szczypie mnie w zad. Uciec, chcę mi się uciec.
Odkupię bramę teleportacyjną (zanzaczam - w obie strony) na Bahamy, Księżyc albo do skorupy żółwia? Do tej ostatniej koniecznie z wielką latarką słoneczną.
Jakiś paskudek nastrojopodjadek szczypie mnie w zad. Uciec, chcę mi się uciec.
Odkupię bramę teleportacyjną (zanzaczam - w obie strony) na Bahamy, Księżyc albo do skorupy żółwia? Do tej ostatniej koniecznie z wielką latarką słoneczną.
niedziela, 15 lutego 2015
Obserwator-naśladowca (3)
Krzyś z tabletem usiadł przy stole.
Julek obok z tym, co miał pod ręką.
Szkicownik świetnie udawał elektroniczną zabawkę. Wszędobylski palec grał w wyimaginowane gry. Dokładnie jak Krzyś.
Julek obok z tym, co miał pod ręką.
Szkicownik świetnie udawał elektroniczną zabawkę. Wszędobylski palec grał w wyimaginowane gry. Dokładnie jak Krzyś.
niedziela, 8 lutego 2015
Przed balem
Odetchnęłam z ulgą, gdy Krzyś oznajmił, że na bal chce się przebrać za Zorra. Kapelusz, maska i peleryna były (przetrwały dwa lata ukryte w szafie), czarne dżinsy są, w bluzkę się wcisnął (po zeszłorocznym Ninjy). Pozostała szpada. Plastikowy rekwizyt - jedna dycha. Ekonomiczny w tym roku nasz karnawał. A ile zabawy przy tym :)
sobota, 7 lutego 2015
Skuteczność
Poranek z Julkiem.
Nie chce spać, choć reszta ma jeszcze
chrapkę na drzemkę. Kręci się przy Krzysiu. Wyraźnie mu nie w smak, że starszy
brat jeszcze chrapie.
Znika. Wraca po chwili z kapciami
Krzysia. Kładzie mu je na piersiach (sic!). Znowu znika. Wraca po chwili. Włącza
lampkę nocną. Wyciąga pastę do zębów odwróconą zakrętką do góry "uruchamia" w ten sposób mikrofon –
osobiście go tego nauczyłam!) i w świetle reflektorów zaczyna głośny śpiew. Wybrzmiewa
rockowa wersja „Panie Janie, panie Janie rano wstań!” albo "Ten duch to upiór tej opery" śpiewana mniej więcej
tak: dee-dee-de-eeeee-de-eeee!
Koniec spania.
Proszę jaki skuteczny.
Bez gadania załatwia swoje sprawy.
piątek, 6 lutego 2015
Wymiary
W liczbach Julek prezentuje się tak:
lat 4 i 3 miesiące
waga 16 kg i 30 dkg
wzrost 98 cm
stopa rozmiar 26
Na Mister America to on nie wygląda ;)
lat 4 i 3 miesiące
waga 16 kg i 30 dkg
wzrost 98 cm
stopa rozmiar 26
Na Mister America to on nie wygląda ;)
Czytanie
Dziś o Krzysiu. O Krzysia czytaniu
właściwie. Rozbudzona chęć i też było-nie było szkolna konieczność składania
pojedynczych wyrazów, najpierw głoskami, teraz sylabami weszła na nieco wyższy
poziom. Pojawiły się teksty/czytanki/opowiadanki, które czytać trzeba, choć nie
zawsze jest na to ochota. Elementarz Falskiego na początku był fajny, ale stał się
z biegiem stron nudny. Szczególnie gdy od połowy stycznia wzbogaciłam codzienną
dietę rytuałów o porcję dziesięciominutowego czytania. W ferie nie odpuściłam (babcia
Krysia też :)). Było trochę buntu, niezadowolenia, ale Krzyś szybko załapał, że
10 minut to całkiem jak mgnienie. Mnie jednak zależało na tym, żeby ta porcja
czytania była jak lody – oczekiwane i pyszne. Do połknięcia, a nie przełknięcia
z przymusu.
Przypomniałam sobie, że późną jesienią,
gdy Krzyś zaledwie posmakował czytania, wybierałam się do Julka przedszkola
poczytać maluchom książeczkę. Wybrałam Julka ulubioną „Lalo gra na bębnie”. I
wtedy zaskoczył mnie Krzyś, który sam z siebie przeczytał całość. Pojedyncze
wyrazy, króciutkie zdania, które układały się w nieskomplikowaną fabułę. To
była jego pierwsza książka samodzielnie przeczytana od deski do deski! Postanowił
też, że przeczyta o Lalo w Julka przedszkolu. Nie odmówiłam, mimo że czytanie
to było z potknięciami, powolne, bez modulacji i intonacji. Krzyś jednak zaliczył
debiut czytacza.
Idąc tym tropem zaczęłam poszukiwać książek
do samodzielnego czytania dla początkującego czytelnika, o co wbrew pozorom tak łatwo nie jest. Szperając tu i tam natknęłam
się na stronę Czytam Sobie. Wydrukowałam na próbę fragment książeczki z
poziomu 1 i … chwyciło. Kupiłam więc w jednej z księgarń internetowych trzy
książeczki. I uwierzyłam w ich moc (mają ciekawe ilustracje, krótkie, ale nie nudne
zdania, które układają się w historię, zawsze frapującą!). Efekt jest taki, że
gdy siadamy do czytania, Krzyś ustala ze mną, ile przeczyta. Zgadzam się na to
bez mrugnięcia oka. Bo gdy docieramy do umówionej strony, Krzyś czyta dalej, „wciągnięty”
w historię na dobre. I tak powolutku, dziesięciominutowymi kroczkami (nie licząc tych, gdy sam z siebie zaczyna coś czytać) rozbudzam w Krzysiu uczucia do książek - ciepłe
i ważne. Niech dziecię me czyta. Na zdrowie!
środa, 4 lutego 2015
W międzyczasie
Był sobie spokój. Teraz go nie ma. Trochę zaległych spraw się zbiegło, trochę aktualnch. Między ustalaniem wizyt u dietetyka (finał rzadko gęstych, gęsto rzadkich kup), endokrynologa i kardiologa, kontrolą u audiologa (Kajetany nam się kłaniają, bo płyn w lewym uchu jest, a nie powinno go być, więc trzeba nowy dren, choć we mnie nabrzmiewa i puchnie niezgoda na coroczny rytuał usypiania, wkładania, wypadania bez żadngo przełożenia na mowę), a wizytą w Uśmiechu Malucha, gdzie dziś konsultacja i ustalenie terminu na wyleczenie zębów Julka pod narkozą, a jeszcze potem wycieczką na Ursynów, żeby wymienić wkładki ortopedyczne u obu chłopaków plus pantofle ortopedyczne Julka (rośnie mu stopa), znalazłam pięć minut dla siebie. I zamiast ogarniać mieszkanie w czasie, gdy Julek baluje w przedszkolu przebrany za pirata, a Krzyś poznaje w szkole ostatnie litery, byczę się na kanapie z rozkoszą słuchając ciszy. Uwierzcie, brudna podłoga wcale nie zakłóca mi odbioru. Została godzina błogiego nicnierobienia. Potem znów wkraczam do akcji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)