Na zakończenie przygody z górami zaliczyliśmy wędrówkę na Halę Gąsienicową. To była najdłuższa i najwyższa dla Julka trasa. Ponad 12 km, 1500 m n.p.m.
Ruszyliśmy z Kuźnic przez Boczań niebieskim szlakiem. W zasadzie do przełęczy między Kopami było nieustanne motywowanie Julka do chodzenia. Wtedy dopiero Radek zorientował się, z czym mierzyłam się w ubiegłym roku na każdej trasie. Hasło "Chodzić nie chcę, ale (z)muszę" nabrało realnych kształtów. Sięgnęłam po najcięższy oręż. Telefon miał być nagrodą. Julek wynegocjował dodatkowo bonus. You tube, którego jednak- ze względu na różne w górach zasięgi - nie mogłam dzieku zagwarantować.
Dopiero na przełęczy wszedł na śrubę i szedł nieprzerwanie na Halę Gąsienicową do Murowańca. Tutaj zostawiłam Julka z Radkiem i pognałam za Krzysiem, który wędrował już do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Minęliśmy się po drodze. On schodził ze swoją grupą czterech wędrowców, ja właziłam (też nas była czwórka). Powrót na Halę i pogoń za grupą, która ruszyła w drogę powrotną. W niej człapał Julek w towarzystwie Radka. Po drodze natknęliśmy się na grupę Krzysia i przez chwilę wędrowaliśmy nawet razem. Dogoniliśmy Julka z Radkiem. Zchodziliśmy do Kuźnic żółtym szlakiem przez Dolinę Jaworzynkę. Wokół pogrzmiewało niebo, a ja w stresie poganiałam Julka. Wizja schodzenia po mokrych kamieniach kompletnie nie uśmiechała mi się. Zdążyliśmy jednak na czas. Weszliśmy do busa, gdy zaczęło lać. Cała trasa zajęła nam sześć godzin.