piątek, 23 lipca 2021

Rusinowa Polana

Piękne miejsce. Można tam wracać za każdym pobytem. To wróciliśmy. 

Łatwiej mi było w tym roku z dwóch powodów. Większość tras znałam z ubiegłorocznego pobytu. Znałam trudność szlaku, długość, atrakcje. Mogłam właściwie przygotować Julka. Był też z nami Radek. Julek wybierał z kim chce wędrować. Czasem byłam to ja ("z mamusiem"), czasem był to Radek ("z tatusiem"). Gdy zdarzało się, że między mną a synkiem gęstniała atmosfera, zawsze mogłam liczyć na zmiennika. A czasem, może nawet częściej wędrowaliśmy sobie w trójkę. Krzysiek z zasady chadzał swoimi ścieżkami, czyli z grupą, która wybierała trudniejsze i dłuższe szlaki. 

Do Rusinowej Polany doszliśmy spacerowym krokiem z Wierchu Poroniec. Tym razem nie wybierałam się na Gęsią Szyję, mogłam w spokoju kontemplować widoki. Julek urządził sobie piknik na gościnnym kocu Ani, Tomka i Maksa. 

Z Rusionowej Polany część z nas ruszyła do Sanktuarium Maryjnego na Krzeptówkach. Druga część postanowiła wdrapać się na Gęsią Szyję i przez Psią Trawkę dojść na nogach do Murzasichla. Krzysiek ruszył z nimi.

Po mszy na Krzeptówkach zeszliśmy do Zazadni, skąd zabrał nas autobus. Po drodze minęliśmy Krzyśka i resztę ekipy. Byli już niemal u wrót ośrodka. Obiad zjedliśmy razem. :) 





zdj. Julek Całkowski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz