sobota, 26 marca 2016

Wielkanoc

Jajecznie zrobiło się z rana.
Chłopaki usiedli do pisanek. Każdy zdobił własną techniką, rozmachem i natchnieniem. Julka natchnienie objęło dwie pisanki. Od początku do końca wymalowane przez niego. Samodzielnie, po całości jaja. Krzyś machnął trzy, Radek wyskrobał cztery, ja na pewno jedną, specjalną, urodzinową.
Tak się nam Wielka Sobota gościnnie w urodziny Radka wpasowała. Przygarnęliśmy ją na tort, to i świeczki z Radkiem zdmuchnęła.

A teraz już świątecznie.

Życzę spokojnych, rodzinnych świąt.
Niech to Życie w nas rozbuja się, czyniąc nas silnymi, mocnymi i zdolnymi do wysiłku, do zmagania z codziennością, z własnymi słabościami.
Niech ustąpi niechciejstwo, marudzenie, szaruga.
Niech rozprzestrzeni się w nas Wiosna. A sił nabiorą nadwątlone nadzieja, wiara i miłość.








piątek, 25 marca 2016

Fryzjer

Fryzjer nasty raz ten sam.
To samo krzesło, ta sama miła, cierpliwa p. Ania. ten sam sprzęt.
Julek o kilka miesięcy starszy. O kilka fochów dojrzalszy.
Dotrwał do połowy strzyżenia. I zaciął się.
Moje zabawiania, teatrzyki, telefony, śpiewania, wygłupy, spinki-krokodyle i stawania na rzęsach nie dawały rady na Julka: NIE! Postanowił zakończyć ten schemat.
Miałam dwa wyjścia.
Pozwolić Julkowi zejść z krzesła w połowie roboty - jedna strona w przydługich strąkach, druga elegancko przystrzyżona. Lub spacyfikować histerię Julka, wziąć go w silny rodzicielski uścisk i pozwolić p. Ani dokończyć dzieło.
Wybrałam drugie rozwiązanie i do teraz kac moralny mnie trzyma.
Nie wiem, czy gwałt zadawany na własnym dziecku wart jest estetycznej fryzury. Nie wiem, czy histeryczny protest bez obiektywnej przyczyny powinien zostać pozytywnie rozpatrzony.
Gdy złaził z fotela, miał wybroczyny na policzkach od płaczu.
Zwyczajnie, jak zawsze p. Ani strzygła nożyczkami Julka włosy.

poniedziałek, 21 marca 2016

Zestaw ćwiczeń ten sam

Wróciliśmy po słodkim lenistwie do pracy.
A że ostatnio z energią do działania nie jest mi po drodze, ograniczam się do powtórek. Słuchanie przede wszystkim. Książeczka z płytą (ciągle część 1.) codziennie rano wędruje do przedszkola, popołudniu odbieram ją razem z Julkiem po to, żeby w domu odsłuchać po raz trzeci. I ostatni danego dnia. Julek poddaje się rytuałowi bez większego już marudzenia. Nonszalancko paluchem wskazuje sylaby, znudzony wyprzedza lektora. Gada: ba-nan, ba-ran, bu-da, flagowe bo-bas, fa-so-la, (do)-mi-no itp. Jedne wyrazy bezbłędnie, inne kompletnie niezrozumiale (co mnie niezmiennie rozbawia, bo przekonanie Julka o właściwej artykulacji jest niewątpliwe). Kto zgadnie, co znaczy popota?
I ćwiczymy czasowniki. Zestaw ten sam.
Julek sam już odpowiada, że bobas/chłopiec/pani/pan/dziewczynka (w zależności co za wykonawca czynności jest na obrazku): je, myje, pije, czyta, stoi, siedzi, idzie, (ma)luje, (ry)suje. Wszystkie pozostałe pięknie za mną powtarza. Pięknie w sensie, że chętnie, bo nie że zrozumiale.
I rozgryzłam już Julka (rzecz mało odkrywcza).
To, co mu znane, obmacane, wyćwiczone, powtórzone, robi bez szemrania.
Nowe rzeczy najczęściej odrzuca. Omija. Nie chce wysiłku. W tym punktach spalam się szybko. I wracam do obszarów poznanych. Nabieram sił, żeby nowe zamienić w poznane. Zaczynam lubić pracę z Julkiem.

Światowy Dzień Osób z Zespołem Downa 2016

Święto Julka i jego zespołu.
Światowy Dzień Osób z Zespołem Downa.
To ja tradycyjnie zaserwuję wam z tej okazji portret Julka w 21 odsłonach. Ta rokroczna analiza mojego dziecka staje się nieźle udokumentowanym poświadczeniem postępów, rozwoju i zmian zachodzących w Julku. Niezmienne tylko pozostają mój nieobiektywny zachwyt synem i niewątpliwa miłość do niego.

Julek to łobuz.
Łobuz uroczy, zawadiacki i czarujący.
Gdy spsoci coś, nawet nieznośnie, nie da się na niego długo gniewać. Zgodne co do tego są: panie w przedszkolu, babcie i Aura. Aura to zaprzyjaźniony labrador.
Zawodowy naśladowca. Gestów, nieskomplikowanych układów choreograficznych i słów.
Uwaga! Julek zaczyna gadać.
Najczęściej mówi: mama, tata, Ksys.
Gdy jeszcze dorzuca: Julek vel Julas, znaczy, że ma swój ważny kawałek świata w zasięgu wzroku.
Asekurant. Nieznany teren ostrożnie bada i poznaje.
Boi się pająków i ciemności.
Uwielbia kakao, rodzynki i obsługiwać youtube'a (wszystkie piosenki są jego).
Bywa uparty, ale i skory do kompromisów. Można się z Julkiem dogadać. Konieczna jednak specjalizacja z cierpliwości. Drugiego stopnia. Harvardzka.
Potrafi w skupieniu i wytrwale uczyć się przy biurku. I przy tym samym biurku wykręcać się doskonale.
Ma kapitalne poczucie humoru. Julka gotowość do śmiechu i podatność na wygłupy nie raz odwracały bieg zapłakanych wydarzeń.
Płacz. Płacz - prawdziwy i udawany - to świetnie (czyt. świadomie) używane przez Julka narzędzie do negocjacji z Krzysiem, stawiania na swoim i odmawiania współpracy.
Współpraca z Julkiem. Bywa solidna, obiecująca i efektywna. Czasem jej nie ma. Czasem zamienia się w często.
Julek to już świadomy użytkownik nocnika, W ubiegłym roku zdobył tytuł Faceta Bez Wpadek.
Nadal lubi pieszczoty. Mocne, codzienne, uzależniające.
Zaczyna śpiewać. Choć jeszcze nie trzyma melodii.
Umie już skakać.
Pięknie się uśmiecha. Bezinteresownie, bezpretensjonalnie i szczerze.
Julek jest moim wyzwaniem, wytchnieniem i wszystkim.





niedziela, 20 marca 2016

Leniwa niedziela

Zalegliśmy dziś na kanapie. Zaraz po poświęceniu palemek i zjedzeniu placka z marchewką, którego wczoraj późnym popołudniem wspólnie z chłopakami ukręciłam i upiekłam.
Zawodowo zalegliśmy, ogłaszając czas wolny od obowiązków. Niechciejstwo szponiaste nas zagarnęło.
Radek serfował w necie, Julek dostał tableta, Krzyś przyniósł "Olbrzyma", którego czytałam na głos. Potem była zmiana. Krzyś czytał "Karolcię" po cichu, ja drzemałam obok Radka, który nadal latał po necie, Julek grał na tablecie. I znów była zmiana: chłopaki oglądali "Księżniczkę Zosię", ja nic nie robiłam, Radek nic nie robił obok.
Całkiem świadomie, z premedytacją i słodką rozkoszą, bez poczucia winy poszłam sobie dziś na wagary i żadnego materiału z Julkiem nie przerobiłam. Jedynie tuzin pieszczot, gilgotków i tulasów. Tak gdzieś pomiędzy grą na tablecie a bajką w telewizorni.
W żadnym konkursie na perfekcyjną mamę nie biorę udziału.

wtorek, 15 marca 2016

Książkowy ludek

Wczoraj przyjęłam do wiadomości że: wygrałem-konkurs-na-najlepszeczytanie-doprzedstawienia i będęwystępował-napasowniuna-czytelnika-dlapierwszychklas i naśrodęmamumiećtekst-napamięć, któryjużznamwzasadzie, więc luuuuz mamuś. Faktycznie Krzyś tekst umiał.
Dziś dowiedziałam się, że ten ludek książkowy, w którego rolę wciela się Krzyś, to ma trochę wyglądać jak ludek książkowy.
Zgrzytnęłam zębami. Wyobraźnia wzięła urlop. Kreatywność zaniemogła. Za to wielka nieochota na angażowanie się w kolejne-nowe-coś utknęła jak ość. Tak. Nie chcę. Nie chce mi się. Zostawcie mnie. W. Spokoju.
Dziecko spojrzało wymownie.
Wytachałam więc pudło z różnymi ciuchami do przebieranek. I znalazłam kapelusz (Kasiu SZ-K, widzisz, poznajesz?!). Pióro zrobiłam z sosny (jak ludek to koniecznie spokrewniony z leśnym). Wyjęłam przyciasną coś już marynarkę. A co tam. Spodnie, bluzka niegalowe. Książka w łapę, tym razem jako rekwizyt. I książkowy ludek, proszę bardzo, jest. Reklamacji nie uwzględniam. ;)



poniedziałek, 14 marca 2016

Kukuryku

Nowa gra.
Kukuryyyku.
Prosta jak drut.
Julka drut nie obchodzi. Julka interesuje efekt.
Odwróciłam kartonik, ujrzałam koguta i zapiałam (to jedna z zasad gry). Śmiechem uraczył mnie syn. I tak już pozostało. Zafiksował się na koguta. Pojął, że aby go znaleźć, trzeba odwrócić wszystkie kartoniki. Ale jak już znalazł, był jego. przywłaszczony, do odwracania ciągłego. Żeby piać. Pieją kury, pieją, nie mają koguta. Oj mają, oj mają! Taaak sobie nucę.
Między jednym kogutem a drugim zdążyłam wydębić od Julka nazwy zwierząt. A jest ich tu trochę: krowa, świnia, koń, mucha, żaba, kaczka. kura, pies. Musiał odpowiedzieć na pytanie: kto to jest? Liczyliśmy też do trzech. Znaczy ja liczyłam. Julek naśladował. Bo zabawa jest wtedy, gdy odwrócone są trzy te same zwierzaki. Kto pierwszy wyda odgłos tego trzeciego, zdobywa żeton. Za koguta dwa. I to koguta już jednego.
Gdy dzisiaj do zabawy wkroczył Krzyś, Julek nadal szukał i przywłaszczał koguta. Za to piałam z Krzysiem na zmianę. Wyglądało to tak. Krzyś odwraca kartonik (żaba), ja odwracam kartonik (pies), Julek odwraca kartonik (kogut) - pieje Krzyś, pieję ja, Julek w śmiech. Następna kolejka: Krzyś odwraca kartonik (mucha), ja odwracam kartonik (żaba), Julek odwraca kartonik (kogut) - pieje Krzyś, pieję ja, Julek w śmiech. Następna kolejka: Krzyś (kura), ja (koń), Julek (kogut) - pieje Krzyś, pieję ja, Julek w śmiech. I następna, następna (ko, ko, kukuryyyku), następna (kum, kum, kukuryyyyku), do samego końca.
A nie, wróć! do chwili, gdy dyrygent Jul przerywa kolejność:
- Ksys nie. Ja! - palcem wskazuje na siebie dla podkreślenia wagi stwierdzenia.
Śmieje się Krzyś, śmieję się ja, Julek wkracza do gry.






Rycerzy dwóch (2)

Dawno, dawno, jakieś trzy i pół roki temu. Za lasami, za górami, za wsią wielką i markotną żyło rycerzy dwóch. Pamiętacie?
Wiek nie minął, zwyczaje zostały te same. I w chwilach nudnych, zastygłych w bezruchu, wojują ze sobą na miecze z plastiku. Brat przeciw bratu. Siła przeciw sile. Spryt contra spryt. I tak do śmiechu upadłego albo płaczu wielkiego. Zwycięzca może być tylko jeden.





czwartek, 10 marca 2016

Czwartki

Czwartki są moje.
Wpadam z chłopakami do domu jak burza. Szybki obiad, krótki trening.
Na rozgrzewkę Julek słucha porcji sylab.
Potem ćwiczenia rozciągające i utrwalające. Łąką ukwiecona. Dziś poszerzona o gołębia. Gołąb stosowany w pierwszej serii czytanych sylab. Dlaczego więc nie nazwać nim ptaka lecącego nad łąką? Szary. Nijaki. Jakby gołąb. Go-łąb idzie opornie. Za to motyl wylatuje Julkowi lekko i powabnie.
Skręty na krześle przechwytuję w locie. Na koniec nagroda. Ćwiczenia wyciszające. Julek wybrał układankę z puzzle z serii co pasuje? Zna ją na pamięć. Łatwa to część treningu i przyjemna. Utrudniam nieco. I pytam co to jest? Wiele nazw zakotwiczyło się w Julka głowie. Ujrzały dziś światło lampki na biurku.


śmigam na dół.
Zabieram Krzysia.
Jedziemy razem. To razem przez osiem minut w jedną stronę i osiem minut w drugą jest bardzo nasze. I cenne. Krzysia odstawiam na taekwondo. Siebie na fitness. Teraz właśnie moje sześćdziesiąt minut. Jeees!! Wchodzę pewna siebie, wychodzę zezwłok. I teraz oksymoron. Zezwłok z energią. Choć do niedzieli czuć będę skutki mojego treningu.

Cary czary

Nadajemy przerywnik krakowskiej.
Biblioteka miejska. Tym razem z Krzysiem. Wybrał już dla siebie książki, ja ciągle szperam w półkach. Syn z nudy omiata wzrokiem tytuły. Nagle wyjmuje jedno tomiszcze, czyta i woła:
- Tu jest błąd!
- Gdzie?
- Tytuł brzmi "Rosja carów". Przecież powinno być "czarów".
Kurtyna.

środa, 9 marca 2016

Trzy dania

W dzisiejszym menu znalazły się:

Przystawka.
Łąka ukwiecona.


Wytęż wzrok i znajdź siedem zwierząt: krowę, bociana, muchę, osę, motyla, żabę i mysz. Julek dał radę. Potem trzeba odpowiedzieć na pytanie zadane siedem razy: kto jest na łące?
Julek nie dał rady. Znaczy dał z moją podpowiedzią. Zadawałam pytanie, wskazywałam na zwierzaka i czekałam na odpowiedź. Gdy nie nadchodziła, podpowiadałam: kro-wa. I Julek powtarzał. Przy bocianie, sam zaintonował pieśń. Bo bo-cian lektor powtarza przy każdym słuchaniu sylab (ciągle tkwimy przy pierwszej serii).

I danie
Literkowa zupa


No tutaj, ewidentnie Julek nasyca się po kilku łyżkach. ;) Z pierwszej kartki czytał samogłoski prawie bezbłędnie. Przy drugiej i trzeciej nie w smak mu było i lekceważąco podchodził do dania z siebie wszystko.

II danie
Czas na czasowniki


Odgrzewane kotlety. Serwowane niemal codziennie. Julek je zna, przełyka bez smaku, marudzi niewiele. Czterdzieści karteluszków z bloku technicznego pociętych na mniej więcej równe kawałki. Naklejone obrazy czynności (wszystkie wzięłam z internetu) plus oczywiście podpisy. Julek odpowiada na pytanie co robi pan/pani/bobas/chłopiec/żaba w zależności kto jest wykonawcą czynności na danym obrazku. Odpowiada jeszcze niespontanicznie (z wyjątkiem wyrazu "czyta"), powtarza za mną. Ale powtarza.

Posiłek wysoce energetyczny. Zajął nam piętnaście minut. Na razie to wszystko co mogę z Julka wyciągnąć w tygodniu. Nie naciskam. W zawodach sportowych nie bierzemy udziału.

Deser.
Na deser była tablica. Od tablicy Julek woli tablet. Ale zgubił się nam w bałaganie codzienności. I nie mogę go znaleźć. ;)

wtorek, 8 marca 2016

Rozwój

Julek - tegoroczny sześciolatek - zaczyna mówić.
Przybywa słów samodzielnie przez niego wypowiadanych. Artykulacje dzieją się jeszcze incydentalnie, na pewno bardziej świadomie i intencjonalnie. Zbieram te wyrazy jak kolorowe paciorki. Szkatułka z kolekcją pełnieje.
Nic nie dzieje się samo. To mozolna, długookresowa i w gruncie rzeczy żmudna praca. Polega na tysiącach powtórzeń. Zakotwiczenie znaczenia wyrazów musi być bardzo głębokie aż po same cebulki. I kiedy zaczyna wydawać się, że nic nie dzieje się, nic nie zostaje, pojawia się wyraz. Nie powtórzony, ale wypowiedziany niezależnie, adekwatnie i zrozumiale. Święto w domu! :)
Krzyś nasiąkał mową, aż zaczęły te posiane, wchłonięte mimowolnie słowa wylewać. Każdego dnia więcej i więcej. Ze słów budował proste zdania. Po prostu mówił.
U Julka nie ma po prostu. U Julka są zniekształcenia, ograniczenia, zamknięcia. U Julka przyswajanie wielu rzeczy jest rozciągnięte jak gumka w znoszonych majtkach. U Julka kolejne fazy rozwoju są nieoczywiste. Tu coś potrafi, a tego jeszcze nie, tu coś wie, a tam niekoniecznie. To rozumie, tego nie. Właściwie powinien. Skończył pięć lat. U Julka nie ma powinien. U Julka czas się zacina. Rozwój toczy własnym rytmem. Za nic mając statystyczne wytyczne.
Kalendarzowy sześciolatek od niedawna z sukcesem korzystający z wychodka, zaczynający używać w komunikacji z otoczeniem wyrazy wbijane mu do głowy od roku, naśladujący gesty i proste układy taneczne z dokładnością zegarka szwajcarskiego. Dopiero co nauczył się podskakiwać i ciąć nożyczkami. Mówić ledwo zaczyna.
Postępów Julka nie odmierzamy specjalistycznymi pomiarami. Postępy Julka świętujemy.

czwartek, 3 marca 2016

Słowa (3)

- Grę! - rzekło młodsze dziecię silnie zdeterminowane chęcią wzięcia w swe ręce telefon, na którym Krzyś właśnie trenował jakiegoś wojownika.
Żądanie wyartykułowane zostało wyraźnie, bezbłędnie i bardzo zrozumiale.
Tak normalnie dźwięcznego tylnojęzykowego "g" w nagłosie nie uświadczy się u Julka.
Motywacja. Klucz do sukcesu. :)

Słowa (2)

Z serii okrutne. ;)
Julek tapla się pod prysznicem, lejąc nieprzyzwoite ilości wody. Robię mu psikusa. Pstryk. Światło zgasło. Julek nie lubi ciemności, więc woła:
- Lampa!
Nie: tata! Nie: mama! Zwyczajnie: lampa.

Słowa

Wyjęłam z zamrażalnika bułki, żeby rozmrozić na kolację. Julek łapie jedną, pakuje do buzi, żeby w tej samej chwili ją wyjąć.
- Lody. - stwierdza. I nie bez zdziwienia opuszcza kuchnię.

środa, 2 marca 2016

Słuchawki

Najsłodsze w opanowywaniu krakowskiej są przygotowania.
Takie słuchanie na przykład wymaga słuchawek. Obowiązkowo. Żeby materiał dydaktyczny sączony przez uszy do głowy nie był rozpraszany przez dźwięki spoza nagrania. W pełnym skupieniu, w izolacji dźwiękoszczelnej. Dobra, trochę podkoloryzowałam.
Niemniej bez słuchawek ani rusz.
Popłoch w domu. Słuchawek brak.
Pożyczałam z pracy, pożyczałam od babci i sąsiada. Przymierzałam na julkową głowę. Jedne spadały, drugie się trzymały, te dawały podsłuch (i wiedziałam którą sylabę czyta lektor, a to pozwalało na kierowanie Julka palcem na właściwą sylabę - bez koordynacji słuchowo-wzrokowej nie ma racji bytu ten odsłuch), tamte ani ciut.
Ze sprzętem było jeszcze weselej. Jeden odtwarzacz CD padł był dawno po odcięciu prądu pogodą gwałtowną, drugi nie miał wejścia właściwego, przy komputerze mało miejsca i zeszyt latał, spadał, zsuwał się jak niepokorne ramiączko stanika. Dość!
Rozwścieczona, zmuszona, zmaltretowana zbudowałam narzędzia pracy od podstaw.
Kierunek sklep.
Gdzie zaopatrzyłam się w słuchawek dwie pary, rozłączkę dla nich, i mały przenośny CD-player (cholera! przespałam całe pokolenie empetrójek, które wymiotło to czego szukałam i ledwo znalazłam wciśnięte gdzieś w kąt, pokryte kurzem).
Praca na nowym sprzęcie ruszyła pełną parą.
Technicznie nie mam zastrzeżeń, poznawczo ziewam paskudnie. Julek jakby mniej. Na zdrowie!
Jak sięgnę pamięcią wstecz, mniej więcej do czasów walkmanów, zawsze w procesie nauki najlepiej szły mi porządki. ;)

Testowanie sprzętu.



Wersja docelowa sprzętu.