sobota, 30 stycznia 2016

Skutki za jeden procent

Julek urósł, spoważniał, wie czego chce, rozumie co się do niego mówi, chce się z nami komunikować.
To chcenie wyraża mową, gestem i spojrzeniem.
Ta mieszanka jest zrozumiała, bywa zrozumiała, wymaga tłumacza. Nie ma tłumacza? Frustracja. Julka i nasza. 
"Mama" nie zniknęło. ""Tata", "Ksys" obecni.
Czekamy z Julkiem na Krzysia (przebiera się po szkolnym balu karnawałowym), tata Natalki wita się z nami i pyta młodszego syna:
- Jak masz na imię?
- U-lek - pada odpowiedź.
Albo sobotni poranek. - Tata, a-o. Julek prosi o kakao.
Od niedawna pięknie artykułowane: Tak. Z wyraźnym k w wygłosie. K na początku ciągle nie wychodzi.
Oglądam się wstecz. Patrzę na ubiegłoroczny styczeń. A tam milczący Julek. Rok i tyle zmian.
Dlatego za namową pani Agaty ruszamy z Cieszyńską na cały etat.
We wtorki Julek będzie miał godzinę zajęć z panią Justyną Pawelą. Logopedą przygotowaną do pracy metodą krakowską (prof. Jagody Cieszyńskiej). Po pierwszym dwugodzinnym spotkaniu Julek ma trzy zeszyty przygotowane do pracy w domu. Bo Cieszyńska to praca w pełnym zakresie. Logopeda i rodzice (plus w naszym szczęśliwym przypadku jeszcze pani Agata). Kompleksowe uczenie Julka czytania globalnego, pisania i mówienia. Wytyczne mam (dwie godziny siedziałam obok Julka i razem z nim się uczyłam). W tygodniu wyłuskuję pół godziny na codzienną pracę z Julkiem, W weekendy po dwie godziny. 
Dlatego mała zmiana planu.
Letni turnus logopedyczny,do którego się przymierzałam, zamieniamy na systematyczną pracę codzienną pod okiem specjalisty na razie raz w tygodniu. 
Ponieważ przed nami wdrożenie wieloletniego planu pracy, proszę i uśmiecham się z Julkiem o Wasz 1% podatku (jeśli tylko nie wiecie komu go przekazać, a chcecie!). 
Wierzę, że nadejdzie czas, w którym Julek osobiście, pięknie wyartykułowanym "dziękuję" przemówi do Was!  





niedziela, 24 stycznia 2016

Skaczące Czapeczki

Zabrakło mi kilkunastu złotych w księgarni internetowej do darmowej przesyłki, więc rozejrzałam się za jakąś pozycją. Szperając natrafiłam na gry. Planszowe u nas mają takie sobie wzięcie, a to głównie z powodu tego, że nie przepadam za nimi. Niecierpliwa ma natura źle znosi wolne, a zwłaszcza nudne rozgrywki. No i problem jest z Julkiem, bo chłopak nie rozumie jeszcze reguł. Tych najprostszych też. Do tej pory najdłużej wytrzymał z nami przy Super Farmerze (którego uwielbiam za dynamikę, rozwój wypadków i nieustanne myślenie), a to tylko dlatego, że na wyrzuconych kostkach pojawiają się zwierzęta. Julka zadaniem było wylosowane zwierzę nazwać, znaleźć odpowiednik w farmie i nanieść na swoją planszę, na właściwe miejsce. Działał poza zasadami, co wszyscy akceptowaliśmy. Wytrzymywał z nami jakieś pięć minut.
Przebierałam więc myszką w owej księgarni, myśląc o Julku, gdy nagle dostrzegłam "Skaczące czapeczki". Skojarzyły mi się z pchełkami. Przeczytałam opis. Zaryzykowałam i kupiłam.
Gra chwyciła. Julek załapał główną zasadę, że wyrzutnią trzeba strzelać czapeczkami w otwory. I gra! Nic to że tylko on. Gra Krzyś. Gra Radek. Gram ja. Wszyscy z wypiekami na twarzy. To strzelanie, to poszukiwanie właściwego ułożenia, idealnej techniki i celności wciąga. Na maksa. Taka prosta gra. A taka idealna na zimowe wieczory.

Trening ze mną. ;)




Rozgrywka z Krzysiem.:)
Rozgrywka z Krzysiem najpierw całkiem na serio, a potem skręca w kierunku wygłupów. Bez durnot się nie obejdzie. Czapeczki latają wszędzie.





czwartek, 21 stycznia 2016

Między braćmi

Ostatnio mamy taki rytuał wieczorny.
Julek pokazuje, że chce się myć. Radek pomaga w rozebraniu, myje Julka, zostawia samego pod prysznicem, z prysznicem bez słuchawki prysznicowej. Julek z wężem w ręce zaczyna nieekologiczną zabawę z wodą. Woła wtedy:
- Ksyyys!
Krzyś ochoczo dołącza do brata. Taplają się razem. Najpierw w zgodzie. Potem silniejszy przejmuje węża. Słabszy woła: - Dajj! albo: - Nieee! Gdy skutek tych nawołań marny, włącza płacz. Wymuszający. Nie interweniuję. Wysyłam Radka. Radek negocjuje. Kompromis to rzecz względna i uzależniona od przychylności oponentów. Zwykle młodszy chce mieć to co starszy, starszy skarży się, że przed chwilą przecież młodszy to miał i miał, młodszy nie ustępuje, starszy nie reaguje. Koniec mycia.
Obrażony młodszy wybiega z łazienki. Siada przed kominkiem. Za chwilę wyłazi nadąsany starszy. Siada obok. Milczą. Spór wyparowuje. Wszystkie potyczki spalają się. Znów się lubią. Znów są skorzy do następnych wspólnych wariacji. Jest dobrze. 


niedziela, 17 stycznia 2016

Zima zaprasza

Bracia Całkowscy rzucili Zimę na kolana. Szał biał i śnieg jest wszędzie. Okolice domu zaliczyły pierwsze od dwóch lat odśnieżanie. Pogoda wymarzona na zaróżowione policzki, sople z dachu, gorące kakao po powrocie i suszenie portek przy kominku. Panie, piękna zima się nam zrobiła. Jak z obrazka. Tylko śnieg za lekki na lepienie bałwana. Poczekamy i na niego przyjdzie pora.
Zwyczaje wewnętrzne bracia przenieśli na podwórko. Chwila w zgodzie, wspólna zabawa, a potem czas na dwie górki, bo każdy swoje chciał mieć na wierzchu. No i Julek. Jak przystało na młodziaka, organoleptycznie testował śnieg. Właził, przytulał się, tarzał jak w pościeli. Potem, w domu wyjmowałam i drżałam czy nie sopelek lodu w środku. A tu suchutki, cieplutki, zmęczony gałganek.










czwartek, 7 stycznia 2016

Obowiązek szkolny od siedmiu lat

Miałam w tym roku odraczać Julka obowiązek szkolny. Nie muszę.
Z końcem starego roku Sejm przyjął nowelizację ustawy o systemie oświaty, przywracając stare. Na mocy nowych przepisów dzieci będą rozpoczynać szkołę w wieku siedmiu lat. Te z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego również, przy czym będzie przysługiwać im możliwość dwukrotnego odroczenia rozpoczęcia szkoły (z przyjętej ustawy wynika, że odroczenie dotyczy tylko roku szkolnego, w którym dziecko ma rozpocząć szkołę).
Zatem Julek spędzi w przedszkolu bieżący i kolejny (2016/2017) rok szkolny.
Do szkoły pójdzie najwcześniej we wrześniu 2017 r. (jako siedmiolatek), najpóźniej w 2019 r. (jako dziewięciolatek). Chyba że zastosujemy złoty środek i Julek przygodę ze szkołą rozpocznie w 2018 r. (jako ośmiolatek).
W tym roku nie muszę stawiać się w przychodni psychologiczno-pedagogicznej po właściwą opinię, czy istnieje w ogóle potrzeba odroczenia czy też może nie. Za rok o tym pomyślę ...

środa, 6 stycznia 2016

Zimowe atrakcje

Do rogatek Warszawy mamy jakieś 10 kilometrów. Tuż za nimi w połowie cotygodniowej drogi na basen odkryliśmy lodowisko. Dzielnica Wesoła sponsoruje i ślizganie jest bezpłatne. Pojechaliśmy dziś wszyscy. Krzyś głównie po to, żeby przetestować znalezione pod choinką łyżwy. Radek, żeby potowarzyszyć synowi na lodzie (za wypożyczenie sprzętu też się nie płaci!), Julek i ja, żeby wreszcie się przewietrzyć. Mróz zelżał!
Jakoś nie czuję, że to jest właściwy czas dla Julka na naukę jazdy na łyżwach. Jego wiotkość nie tyle mięśni, co stawów plus konieczność radzenia sobie z równowagą przynajmniej na poziomie przeciętnym, nie rokuje w tej chwili dobrze. Poza tym sam musi zechcieć. Gdy patrzył na Krzysia i tatę jeżdżących po lodowisku, nie wyrywał się ochoczo, żeby tak jak oni i gdzie oni być.
Tak więc, gdy Krzyś z Radkiem pomykali po śliskim, Julek z przyboczną strażą w mojej osobie eksplorował okolicę lodowiska. I tak natknęliśmy się na hałdę zlodowaciałego śniegu. Raj dla Julka! :)
A potem wszyscy z zaróżowionymi policzkami, mocno usatysfakcjonowani powróciliśmy do domu na porcję solidnego rosołu. Niektórzy to nawet wsunęli trzy. Najczęściej używany gest Makatonu w naszym domu to <jeszcze>. :)








niedziela, 3 stycznia 2016

Początek roku

W Nowy Rok weszliśmy ze spalonym piekarnikiem, siarczystym mrozem i mocnym postanowieniem aktywnego spędzania ze sobą czasu. Na pierwsze i drugie wpływu nie mam, ale trzecie zaczęliśmy wczoraj od basenu. W którym Krzyś radzi sobie z coraz większą sprawnością (wczoraj pod okiem instruktora zaliczył pierwszy skok na główkę), a Julek z fazy kleszcza vel huby (to ten obrazek wczepionego dzieciaka w rodzica - nogi oplatają tułów, rączki kurczowo trzymają szyję) przeszedł do fazy ja-sam. Zrobił się odważniejszy, a my czujniejsi. No i przypomniał sobie swoją wakacyjną fascynację. Zjeżdżalniomania została przebudzona. Właziliśmy więc na wieżę krokiem naprzemiennym wołając prawa-lewa, prawa-lewa (każda okazja do przyswajania tego co w zasięgu ręki jest na miarę wdrapywania się na samą górę), a potem huzia w dół na pohybel mojemu błędnikowi, do nieskończonej ilości <jeszcze> pokazywanej gestem Makatonu. Aż sine usta się zrobiły, a mnie przetarł kostium na pupie. Taka moc noworocznego postanowienia! ;)
Dodam - w ramach starorocznych podsumowań - że Julek wczoraj zadebiutował na basenie bez pampersa. Zaufałam po ostatniej wizycie na pływalni, chyba w poniedziałek, gdy Julek  taplając się w wodzie - mimo że w pampersie basenowym - poinformował, że chce do toalety. To takie nasze uwieńczenie odpieluchowywania dziennego Julka (nocne zostawiam na potem). Kolega cały grudzień skutecznie pracował na miano Faceta Bez Wpadek. Tym samym zdobył ostatnią bazę Ośmiotysięcznika Bezpieluch i wspiął się na sam szczyt.
Życzymy udanego 2016 roku! :)