Julek ma sporo rówieśników wśród dzieci naszych znajomych.
Jakiś czas temu było spotkanie.
- Jak Julek?
- Dobrze. Nie gada jeszcze.
- Nasz też.
Biegam z chłopakami, gram w piłkę, słyszę od tego niegadającego konkretne wyrazy: "tam", "gol", "piłka".
- Co wy chcecie od młodego. Przecież on mówi. O piłce wie wszystko.
- A nie, tak. Nie gada zdaniami.
Z sąsiadami do dzisiaj byliśmy na "dzień dobry". Sławek o miesiąc młodszy od Julka podszedł do nas, podał rękę, a na pytanie, jak ma na imię, odpowiedział: Sławek.
Na to mój starszy syn:
- Jestem Krzyś, a to jest Julek.
Julek stał milcząco.
Gdy mówię, że Julek nie mówi, nie kokietuję, nie ściemniam, nie prowokuję.
Julek nie mówi.
Używa kilku słów, ale nie komunikuje się nimi. Oznajmia.
Ta-ta lub tat (w zasadzie tata, choć bywają od tej reguły wyjątki i do mnie też tak się odezwie), da (daj), hau-hau (pies albo powtórzenie za psem, gdy słyszy szczekanie), uuu (na krowę, ale nie zawsze), brym-brym (na auto).
Julek ma dwa lata i dziewięć miesięcy. W kalendarzu. W rozwoju pozostaje w tyle za swoimi rówieśnikami. Jeden mały chromosom zadecydował o losie mojego syna. Nie pytając mnie o zdanie?
Chrzanić drania!