wtorek, 30 lipca 2013

Na rolkach

Zaczęło się w niedzielę. Radek z Krzysiem pojechali do kina na "Minionki", wrócili z rolkami. Słońce grzało jak oszalałe, Krzyś grzał na rolkach. Z równowagą poradził sobie gładko.
Dziś korzystając z boskich powiewów wiatru, poszliśmy na spacer.
Krzyś na rolkach, Julek na nogach.
Największą trudność w tej przygodzie sprawia Krzysiowi słowo "rolki".
Zaiwania więc na lolkach albo rorkach.
Rolki łamią mu język. :)

W niedzielę zaczął naukę




Dziś ją kontynuował

W Julka towarzystwie

I kto kogo goni?


Ekologicznie

Miesiąc z segregacją śmieci.
Pierwsze miejsce w produkcji śmieci zajmuje u nas plastik. Drugie papier. Trzecie - szkło i metalowe odpady.
Gdyby nie pampersy Julka (te będą nam towarzyszyć jeszcze rok co najmniej), worki z niesortem miałyby ostatnie miejsce, a tak plasują się ex aequo z papierem. No ale odkąd mieszkamy na wsi, mamy kompostownik, który przejmuje odpady organiczne produkowane w ilościach tych samych co plastik.
Dla chłopaków segregacja śmieci i filmy 3D będą tym, czym dla mnie wynoszenie śmieci w kuble wyłożonym gazetą i analogowy świat.
Krzyś opanował segregowanie od zaraz. Julek pracuje nad tym. Na razie wrzuca wszystko do jednego wora. Rośnie nam zwolennik równości.

niedziela, 28 lipca 2013

Uffff jak gorąco

Raaatuunkuuuu, gdzie cień?!!!
Gdzie ta najcudowniejsza temperatura dwadzieścia i trochę na plusie?
Rozpływam się, tępieję, mózg odmawia mi współpracy.
A jeszcze dla spragnionych kompot ugotowałam, dla poszukujących łakoci szarlotkę upiekłam, a na obiad racuchy z jabłkami usmażyłam (na deser stertę prania wyprasowałam). Bo nasza jabłoń nijak rozkwitła, jabłek niby mieć nie miała, a te ciągle pac-pac spadają. No to mi się ich żal zrobiło.
Za to chłopcy w ten gorąc świetnie się odnaleźli. Przeprosili się ze starą muszelką i cały dzień się w niej moczyli. Przegryzając ten upał arbuzem. I po co ja ten kompot gotowałam? ;)







środa, 24 lipca 2013

Czterolistna

Szukałam jej całe życie i nie znalazłam. Zaczęłam powątpiewać, czy w ogóle istnieje.
Krzyś nachylił się, rozgarnął trawę i znalazł. Bez większego wysiłku.
Czterolistną koniczynkę.
Kiedyś wierzyłam w moc działania takich amuletów, szczęśliwych zrządzeń losu. Było ich niewiele, na chwilę działały. Szukałam więc, pokonując pagórki, góry i liczne niziny swojego życia, spadając  z wysoka i pławiąc się w przelotnych szczęściach.
Wreszcie zrozumiałam, że bycie szczęśliwym ode mnie zależy.
No to jestem sobie szczęśliwa. Nadal pokonując pagórki, góry i liczne niziny.

 
Dla niedowiarków dowód ;)

wtorek, 23 lipca 2013

Bariera przełamana

Taras, godziny mocno popołudniowe. Jemy obiado-kolację. Julek wsuwa swoją porcję z zapałem. Krzyś gada. Radek rozlewa do kubków kefir i stawia je w bezpiecznej odległości. Nasza młodsza latorośl ma przypadłość uporczywą, irytującą i ścierolubną. W ułamku sekundy chwyta cokolwiek z płynem i wylewa. Na stół.
Kubek z kefirem poza zasięgiem rąk Julka. Te operują widelcem wprawnie. Kurczak z ogórkiem to dobra kolacja.
Nagłe spojrzenie, błyskawiczne wyciągnięcie tułowia i kefir rozlany. Refleks nasz przy Julku kuleje. O nie, gagatku, tak nie będziemy się bawić! Bach pod pachy, myk do pokoju i do łóżeczka. Kara.
Wracam. Siadam. Nie zdążyłam się rozsiąść, gdy w drzwiach staje Julek.
– He! – wydaje triumfalny okrzyk i siada sobie przy stole, jakby kefiru nie było.
My oczy taaak. Znaczy w słup.
Wylazł. Normalnie wylazł z łóżeczka.
Technikę odzyskiwania wolności rozpracował do najmniejszej deseczki.

Robi to tak:




 

Jednak nie wie jeszcze, że dni tej swobody przełażenia przez płot są policzone. Odliczamy nasze przenosiny na górę, gdzie na chłopców czekają pokoje i tam łóżeczko Julka nie będzie miało podestu z łóżka Krzysia. Asekurancki Julek da sobie spokój. Do czasu. :D

poniedziałek, 22 lipca 2013

Pytanie

Czy ten żołnierz nie da sobie rady w przedszkolu? ;)


Nie wątpiąc w możliwości Julka i dobre chęci przedszkola nadal jednak poszukujemy wolontariusza.

piątek, 19 lipca 2013

Kajetany welcome

Odezwały się Kajetany.
Zapraszają Julka 31 lipca (tego lipca!) na zabieg. (Drenaż uszu okazał się konieczny po ostatniej, majowej wizycie u audiologa). Ale że tak prędko znaleźliśmy się w czołówce kolejki?
Nie dam rady w ciągu tygodnia zebrać zaświadczeń od kardiologa, endokrynologa, pediatry, zrobić badania. Halo, ja pracuję! I pewnych spraw nie przełożę na jutro.
Przełożylam za to zabieg na 10 września. Choć wiem z doświadczenia, że to nienajszczęśliwszy termin. Początek przedszkola i wysyp drobnoustrojów. Ale końcówka sierpnia też już zaklepana na stacjonarny turnus rehabilitacyjny w OWI.
Jedni wyczekują telefonu z terminem na zabieg, inni odganiają się od niego jak od natrętnej muchy.
Brutalnie zostałam wyrwana z błogiego odzespołowania. Powrót do rzeczywistości. Bam!

czwartek, 18 lipca 2013

A taki kiedyś był mały...

Chyba jestem wyrodną matką.
Gdy wczoraj wzmożono poszukiwania Krzysia, który skutecznie schował się tacie bawiąc się z nim w chowanego, usiadłam ze spokojem do obiadu. Noż nie ja się bawiłam, nie ja chowałam, ja w kuchni odgrzewałam to, co babcia Krysia pysznego upichciła. Szukał więc Radek, szukała babcia Krysia, nawet babcia Aldona po drugiej stronie płotu. Ja jadłam. Krzyś jak kamień w wodę. (Ciągle ma sprzymierzeńca w Julku, bo ten ani mrugnie ani palcem wskaże ani nie podpowie gdzie brat, zanurzył się w piasku i siedzi przesypując wiaderko do wiaderka i tyle).
Ale wystarczyło mi spojrzeć na basen o średnicy dwóch metrów, przykryty plandeką (bo nieupalnie ostatnio) i ujrzeć jakieś wybrzuszenie. Śmignęłam prędzej od trzeźwej oceny sytuacji. Zanim dobiegłam, wiedziałam (ufff…), że to nie Krzyś ukryty dryfuje z twarzą w wodzie (o przerośnięta wyobraźnio!), tylko materac przywieziony z Bielska na otarcie łez po nieudanej próbie wystartowania helikopterem (tym za 2 zeta) na pożegnanie z lotniskiem.
Włączyłam się w akcję poszukiwawczą. Krzyknęłam: - Krzysiu, liczę do trzech i jeśli nie wyjdziesz, nie będziesz oglądał wieczorem „Pingwinów”.
Zanim doszłam do dwóch, był na tarasie, śmiejąc się w kułak. Że on sobie spokojnie leżał pod swoim łóżkiem, a my go szukaliśmy. - Taka prosta kryjówka, taka prosta kryjówka – powtarzał.
Taaa, a jeszcze przedwczoraj bawiąc się w chowanego wołał: tu jestem, tu jestem!
w helikopterze, który we czwartek przed naszym powrotem do domu nie wystartował

niedziela, 14 lipca 2013

Awans

Awansowałam.
Z Matki od Biszkoptów zostałam Mamą od Pocieszenia.
Julek biegnie z każdą łzą do mnie. Prawdziwą, szczerą i tą wyciśniętą kiepskim nastrojem. Tylko mama i tylko mama. Koniecznie muszę przytulić, wytrzeć gluty, przegonić muchy w nosie. Rączki Julka ciasno oplatają moją szyję. Nie dają wytchnienia.
Według postronnych świadków świadomie mówi "mama".
I wcale nie jest to sen. :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Urodziny Krzysia

Pięć lat temu zaczęłam swoją przygodę z macierzyństwem.
To małe-wcale niemałe niemowlę (bo 3900 ważyło), często płaczące (bo głodne) nieźle mnie wtedy przez poporodowe burze hormonalne przewiozło. Potem były inne wyboje, i uniesienia.
Bycie mamą to dyżur dwudziestoczerogodzinny, ze śniadaniową przerwą na oddech i niemyślenie o dzieciach. Krótki reset. I znów uśmiech, przytulenie, skarcenie, praca nad sobą, oddanie. Nie ma, że boli. Ale mamuś brzmi zawsze dobrze.
Krzyś świętował swoje urodziny w Bielsku. Babcia Krysia zorganizowała nam cudną imprezę. Z tortem, balonami, łakociami i sercem na dłoni. Przyjechał tata chrzestny z żoną. Julek też wręczał od siebie prezent. Gromko zaśpiewaliśmy 100 lat!

Niech się dobrze w Twoim życiu dzieje, Krzysiu! Spotykaj na swojej drodze mądrych i uczciwych ludzi. Czerp od nich to, co dobre. Bądź otwartym i serdecznym chłopcem. Kochaj ludzi.

Ciocia Kinga i wujek Darek przyjechali! 

Obowiązkowo tort i 100 lat zaśpiewane

Prezenty to fajna sprawa...

... jedna z fajniejszych w dniu urodzin :)

Wujek rozpracowywał i rozpracowywał transformersa...

... tak, że chwilami miał już dość ;))

Na koniec balet bańkowy

I radość Julka wielka
Cieszyło mnie dzisiaj wiele rzeczy. W szczególności moi synowie. Wyjątkowo na pewno zdanie Kingi: "To niesamowite, jakie postępy zrobił Julek przez pół roku". Widzieliśmy się na początku roku. Julek ledwo co chodził.
Dzisiaj prawie biegał, samodzielnie zjadł obiad, dał buziaka cioci, wyrażał protest z ne na czele, wrzucał piłkę do kosza, wykłócił się o czekoladkę, dał prezent Krzysiowi, przytulił ciocię z objęciem szyi swoimi rękoma.
Może i nie gada nasz Julek, ale to, co dzieje się wokół niego, rozumie coraz sprawniej. :)

piątek, 5 lipca 2013

Nie mówi

Julek ma sporo rówieśników wśród dzieci naszych znajomych.
Jakiś czas temu było spotkanie.
- Jak Julek?
- Dobrze. Nie gada jeszcze.
- Nasz też.
Biegam z chłopakami, gram w piłkę, słyszę od tego niegadającego konkretne wyrazy: "tam", "gol", "piłka".
- Co wy chcecie od młodego. Przecież on mówi. O piłce wie wszystko.
- A nie, tak. Nie gada zdaniami.

Z sąsiadami do dzisiaj byliśmy na "dzień dobry". Sławek o miesiąc młodszy od Julka podszedł do nas, podał rękę, a na pytanie, jak ma na imię, odpowiedział: Sławek.
Na to mój starszy syn:
- Jestem Krzyś, a to jest Julek.
Julek stał milcząco.

Gdy mówię, że Julek nie mówi, nie kokietuję, nie ściemniam, nie prowokuję.
Julek nie mówi.
Używa kilku słów, ale nie komunikuje się nimi. Oznajmia.
Ta-ta lub tat (w zasadzie tata, choć bywają od tej reguły wyjątki i do mnie też tak się odezwie), da (daj), hau-hau (pies albo powtórzenie za psem, gdy słyszy szczekanie), uuu (na krowę, ale nie zawsze), brym-brym (na auto).
Julek ma dwa lata i dziewięć miesięcy. W kalendarzu. W rozwoju pozostaje w tyle za swoimi rówieśnikami. Jeden mały chromosom zadecydował o losie mojego syna. Nie pytając mnie o zdanie?
Chrzanić drania!

środa, 3 lipca 2013

Klasy i as wieczora

Julek upały znosi na jęcząco. Rozkwita w cieniu, u babci i dziadka w domu, wieczorem.
Ze słońcem nie jest za pan brat. Dlatego dzień należy do Krzysia, wieczór do Julka.
Dzisiaj odkryłam przed Krzysiem grę w klasy. Idealna do powtórki cyfr od 1 do 10 i od 10 do 1, do wyskakania się nieenergoszczędnego pięciolatka i spędzenia połowy dnia na czymś nowym.
Julek podglądał, ale nie uczestniczył. Poszedł spać na trzy godziny.
A potem była zmiana. Julek szalał, spał Krzyś. Ale to dopiero wieczorem, o dwudziestej.
Więc tata wziął Julka na spacer. W piżamie oglądał zachód słońca. Nie myślcie, że potem grzecznie zasnął. Szumiał z szerokim uśmiechem do 21.30. A co tam, mamy wakacje. :D






poniedziałek, 1 lipca 2013

Przez pola, przez łąki

I pierwszy dzień urlopu minął.
Gdzie, jak, którędy - doprawdy nie wiem. I co, tak tornadzikiem ma minąć całe wolne?
Szwendaliśmy się leniwie, na przemian marznąc na wietrze i grzejąc się w słońcu.
Po południu wyruszyliśmy na krótką wycieczkę. Przez pola, przez łąki, przez góry piachu. Po okolicy, której na co dzień nie odwiedzamy. Był czas, była ochota, była wędrówka.