czwartek, 29 grudnia 2016

W Bielsku

Kończymy pobyt u babci Krysi i dziadka Ludwika.
Trochę w niesprzyjającej aurze minął. Wiejąca Barbara odstraszała od spacerów, a gdy przestała szaleć, zaczęło uaktywniać się wszędobylskie julianowe NIE. Dobrze że szybko zostało spacyfikowane najlepszymi na świecie babcinymi naleśnikami (śniadania) i mini-kanapeczkami (kolacja). Zostałam zdetronizowana w usypianiu nawet Julka. Drugiego dnia zażyczył sobie babci. I tylko babci. :)
Zdążyliśmy jednak obejrzeć film w kinie ("Trolle"), na którym Julek wytrzymał bez wychodzenia na siusiu, ciągnięcia mnie za rękaw, i czynieniu innych mniej lub bardziej spektakularnych gestów świadczących o zwyczajnej nudzie. Utknął zapatrzony w kolorach i zasłuchany w muzyce. Po wyjściu chciał jeszcze. Mnie i Krzysiowi również podobał się film.
Babcia zabrała nas też na lody i kręgle.
Zwykle głośni i w ruchu, lody chłopaki zajadali w milczeniu, kontemplacji i miałam czas na oddech. Na kręglach Krzyś i babcia Krysia walczyli o punkty, ja rzucałam kulami w bok, a Julek turlał nimi tak, że zatrzymywały się w połowie drogi i trzeba było wołać o pomoc. :) Zdecydowanie z kręgli Julkowi najbardziej smakował popcorn. Ja wolę Bielsko latem. Moi synowie energią, której u nich w nadmiarze, mogą się wtedy dzielić pełnymi garściami z placem zabaw, spacerami, basenem, znów z placem zabaw, grą w piłkę i jeszcze jej wystarczy na wieczorne zapasy.
Mimo to i tak było dobrze. Jak u mamy być tylko może. Znów będziemy tęsknić.







sobota, 24 grudnia 2016

Wigilia 2016

Kochani!
Nie mogę podzielić się z wszystkimi opłatkiem.
Ale mogę życzyć.
Spokojnych, ciepłych i radosnych Swiąt Bożego Narodzenia.
Niech te święta będą udane i pełne wytchnienia od codzienności.
Niech przyniosą zrozumienie, wybaczenie i Miłość.
Wierzę w Dobro i Miłość!
Dzieciątko, które dziś przyjdzie na świat, uosabia te wartości.
Czerpmy więc z narodzin tego Chłopca pełnymi garściami.
Niech daje nam siłę, żeby kochać i dzielić się dobrem.


poniedziałek, 19 grudnia 2016

Auto(terapia)

Rysowanie równoległe zalecają terapeuci od metody krakowskiej.
Dla przypomnienia. Siada Julek. Siadam ja. Przed nami kartka papieru. Dzielę ją pionową kreską na pół. Lewa strona jest Julka, prawa moja. Na swojej połowie rysuję coś, Julek powtarza za mną na swoim polu. Rysuję kreskę, Julek kreskę. Ja kółko, on kółko. Jest lizak. I tak dalej.
Wczoraj robię dyktando Krzysiowi.
Julek kręci się obok. Też chce pracować.
Daję mu więc kartkę papieru. Kredki. - Rysuj - mówię.
Julek dzieli kartkę pionową kreską na pół. Na lewej stronie rysuje kreskę, na prawej stronie rysuje kreskę. Kółko raz - kółko dwa. Druga strona to samo. Kółka łączy linią ciągłą. Schemat powtarza na drugiej połowie. Werbalnie podpisuje rysunek: auto. Drugi tak samo: auto. Autoterapia Julka. ;)


niedziela, 18 grudnia 2016

Turniej piłki nożnej

Za mną pierwszy świąteczny turniej piłki nożnej, zorganizowany przez klub sportowy Krzysia.
Turniej zorganizowano tak, żeby każdy mógł zagrać w kilku meczach. Dzieciaki podzielono na roczniki (2008, 2009 i 2010), roczniki na czteroosobowe drużyny, a halę sportową na trzy boiska (jedno boisko dla jednego rocznika; krótszy bok hali tworzył teraz dłuższy bok boiska - ponieważ bramki były małe, wprowadzono zasadę, że bronić można tylko nogami, za łapanie piłki przez bramkarza rękami był karny w okno - czyli pustą bramkę).
W Krzysia roczniku było siedem drużyn. Żeby je odróżniać - każda dostała kolorową kamizelkę, więc grali czerwoni z białymi, biali z zielonymi, żółci z różowym, różowi z szarymi itp. Kombinacji było trochę. W sumie Krzysia drużyna (biali) rozegrała cztery mecze. Jeden wygrała (1:0), jeden zremisowała (1:1), dwa mecze były bezbramkowe. Żeby drużyny w oczekiwaniu na swoją kolej nie rozniosła energia, mecze trwały po 10 minut. W trakcie każdego meczu były zmiany na bramce tak, żeby każdy mógł poczuć się Lewandowskim albo Pazdanem (bycie Fabiańskim jakoś w tym wieku nie bawi).
Było dynamicznie, głośno, a jednak dla mnie nudno. Nie udzielały mi się emocje. Z ciekawością przyglądałam się zawodnikom, kibicowałam oczywiście Krzysiowi i jego drużynie, ale nie weszłam w ten klimat współzawodnictwa. To zdecydowanie nie moja bajka. Z ulgą wróciłam do domu.
Krzysia drużyna zajęła trzecie miejsce. Krzyś przepuścił jednego gola i jednego gola strzelił. Wyszedł z tego bez szwanku. A, i z klubową czapką w prezencie od św. Mikołaja. :)
Turniej ok. Za rok wyślę z Krzysiem Radka. A ja pojadę z Julkiem na basen. ;)







niedziela, 11 grudnia 2016

Pierniczki skandynawskie

Uskuteczniliśmy manufakturę pierniczków, w sumie to bardziej takich ciasteczek maślano-miodowych z nutą korzenną. Ale że od lat cieszą się niegasnącą popularnością wśród słodkości świątecznych, to robię je przy coraz większym zaangażowaniu mojej młodzieży.
Tegoroczne zaangażowanie wytrzymało do pierwszego wsadu (a było ich sześć).
Starsze wsparcie liczyło na konsumpcję próbną przynajmniej jednej blachy, załapało się na mniej i to tę mniej wyględną i nieświąteczną.
Młodsze wsparcie smakować ciasteczek nie chciało, za to pomknęło zwinnie z papierem do pieczenia. A ja za nim widząc oczami wyobraźni zwój rozwinięty na długość domu. Złapałam skrzata przed figlem.
Ciasteczka dobre i smaczne.
Polecam przepis. Sprawdzony.

150 ml miodu
20 dkg cukru
17,5 dkg masła
150 ml śmietany kremówki
75 dkg mąki

Przyprawy:
1 łyżka stołowa cynamonu
1 łyżka stołowa imbiru
0,5 łyżki stołowej startych goździków (ścieram na tarce, resztę rozdrabniam tłuczkiem)
0,5 łyżki stołowej proszku do pieczenia

Masło, miód, cukier i przyprawy wymieszać mikserem. Ubić śmietanę (wcześniej dobrze ją schłodzić, ja wsadzam do zamrażalnika na pół godziny) i powoli dodawać do ciasta. Potem na stolnicę wsypuję mąkę i dodaję ciasto. Wyrabiam do stałej konsystencji. Ciasto trzeba zawinąć w folię i wsadzić do lodówki, nawet na jedną dobę. Robię je po prostu dzień wcześniej.
Następnego dnia tzreba wałkować. Całkiem cienko. Piec w temperaturze 175 st C (góra dół) prze 13-15 minut. Im cieńsze, tym szybciej dochodzą.









Julek i Krzyś

Między braćmi bywa różnie.
Potrafią się kłócić, wyrywać sobie przy akompaniamencie własnych wrzasków najważniejsze szczególnie-teraz-tu-w tej chwili-natychmiast potrzebne rzeczy. Kuksańce, tarmoszenia bywają na porządku dziennym. Nie raz Krzyś zatrzaśnie przed nosem Julka drzwi do swojego pokoju. Umknie w swój świat, nie zabierając do niego młodszego brata. A Julek zrobi dziką awanturę, bo chciałby tak jak Krzyś.
A jednak jestem o nich spokojna.
Bo równoważą te rywalizacje momentami, od których topnieje we mnie wszystko. Złazi z grzbietu niepokój. Uśmiech czai się w środku.
Jak wtedy, gdy odbierałam z Julkiem Krzysia. A ten zaprosił brata do świetlicy, żeby pokazać mu budowlę z klocków, którą zrobił z kolegami. Koledzy stali i patrzyli na przybysza z kosmosu. A oni leźli w sam środek tych spojrzeń. Krzyś dzielił się z Julkiem kawałkiem swojego życia. 
Jak nie raz, gdy Julek gramoli się na brata wołając z czułością: Ksyys.
Jak wczoraj. Po jasełkach. Dwóch braci. Przytulonych. Mocno. Do siebie.
Czasem wcale nie potrzeba słów.



sobota, 10 grudnia 2016

Jasełka

Tradycyjnie, już trzeci rok z rzędu Julek brał udział w przedszkolnych jasełkach.
Tym razem nie grał milczącej roli Józefa, ani nie szedł pokłonić się Dzieciątku jako osiołek. 
W tym roku jasełka miały nieco inny charakter. Dzieci weszły w role dorosłych. Chłopcy szykowali stół, czyścili buty, dziewczynki pichciły coś w kuchni. Ostatnie przygotowania do wieczerzy wigilijnej, aby wreszcie przy piosence "Jest taki dzień" rozpocząć zainscenizowaną wigilię. Były więc kolędy i pokłon przy stajence i prezenty pod choinką. Wszystko zgrabnie, ładnie i uroczo przeplatało się, nie zostawiając miejsca na nudę. Dzieci weszły w role znakomicie. Nie były stremowane, pięknie mówiły, śpiewały, tańczyły. A Julek dotrzymywał kroku. I nienagannie prezentował się pośród swoich kolegów i koleżanek. 
A nawet. Nawet zadebiutował werbalnie. 
Tak, proszę państwa. Przemówił zgodnie ze scenariuszem. Z maleńką tylko podpowiedzią, wymówioną teatralnym szeptem "teraz ty, Julek". :) 
Dzieci wymieniały rzeczy, miejsca, które owionie atmosfera świąt. Julek powiedział: "domy". Jedno malutkie słowo. A taka wielka sprawa dla nas. 
Powtórzę się nie wiem który już raz - Julek trafił do fantastycznego przedszkola. "Wyliczanka" nie jest placówką integracyjną, ale ma świetną specjalistkę p. Agatę, która trzeci rok z rzędu prowadzi efektywnie terapię Julka, ma kapitalne wychowawczynie - w tym roku p. Milenę i świetną właścicielkę p. Karinę, która potrafi zebrać zespół osób zaangażowanych i sercem oddanych swojej pracy. 
Po jasełkach jak zwykle był poczęstunek, a potem warsztaty świąteczne. Zrobiłam pachnący jodłą i cynamonem wieniec na drzwi.













Julek z p. Agatą


poniedziałek, 5 grudnia 2016

Bałwan śnieg Mikołaj

Ostatnim rzutem na taśmę załapaliśmy się na budulec lepki i mięsisty. Słońce tuż przed chwilą przytuliło się do poduchy i zaszło sobie za horyzont. W szarościach powstał on. Trzyczęściowy, tradycyjny i zupełnie bez szaleństw śnieżny ludź, czyli bałwan.
Przetrwał krótko. Niecałą dobę. Nie że taka wiosna zaraz. I spłynął na przykład.
Zwyczajnie. Stoczył bitwę z kilkoma ośmiolatkami. Poturbowany mocno, zrzucił kapelutek emalią pokryty i rozpadł się w śnieżny pył. Takie są nasze prapoczątki zimy. Tej zimy.
A działo się to w weekend.
Teraz chłopcy śpią.
św. Mikołaj pruje już saniami niebo - przez komin nie wlezie, ogień się pali. Lufcik w kuchni zostawię uchylony. Niech brzuch wciąga i włazi. Czekamy bardzo.
Wyrazy: bałwan, śnieg - w tym grudniu opanowane.
Od kilku dni tak z Julkiem dialoguję:
- Mama, ho, ho, ho. - gada Jul.
- Kto przyjdzie? - pytam ja.
- ikołaj. - odpowiedź jak trzeba.
Plus uśmiech.
Obowiązkowo.