piątek, 21 lipca 2017

Przelotem

Podczas, gdy my bujamy się wieczorną porą po okolicznych placach zabaw ...


... Krzyś uprawia na cały etat plażing na zmianę ze zjazdami i skokami do wody. Na deser zaś rozgrywa mecze na osiedlowym boisku. O tonach lodów nie wspomnę. I cóż się dziwić mój szczypiorku pobędę chętnie tu do wtorku. ;) Nie ma jak bielskie wakacje z babcią i dziadkiem. :)



czwartek, 13 lipca 2017

Poker

Komunikacja z Julkiem przypomina trochę grę w pokera.
Rozgrywam partyjkę dialogu.
Ja zdanie, Julek krótka odpowiedź. Ja zdanie, Julek odpowiedź. Sprawdzam. Jest strit - Julek zrozumiał przekaz.
Kolejne rozdanie.
Rzucam pytanie, Julek potakuje, kolejne pytanie, potaknięcie Julka. Sprawdzam. Blef. Julek nie zrozumiał.
Rozdanie.
Julek, zagramy mecz. Tak. Julek zagra z Krzysiem. Tak. Z kim Julek zagra mecz? (sprawdzam). Mama-tata-Ksys (blef). Dobieram nowy schemat. Sprawdzam. Kto zagra mecz? Julek, Ksys - wjeżdża karetą synek.
Wczorajsza partyjka.
Julek pojedziesz jutro do lekarza. Tak (tu: hasło dotoch plus gest badania stetoskopem). Nie, pojedziesz do innego lekarza (wstrzymuję się dzielnie z wyjęciem asa z rękawa i wyraz otorynolaryngolog nie pojawia się w tej rozgrywce). Będzie badał ci uszy (tu: udaję, że zaglądam w Julka jedno ucho i drugie). Będzie oglądał gardło (tu: udaję, że zaglądam w Julka gardło). Dotoch, ucho, juch (podbija Julek). No właśnie, doktor sprawdzi uszy, zbada jedno i drugie, i koniec. (K)oniec. (sprawdza Julek).
Kilka godzin później.
Julek, jedziesz jutro do lekarza? Tak. Co będzie badał lekarz? (sprawdzam). Ucho, ucho, palcem wskazanie na gardło. Proszę państwa, jest poker. Poker królewski!
Takie gadania cieszą najbardziej.

wtorek, 11 lipca 2017

Wakacje

Nasze wakacje płyną przetestowanym, dobrze działającym planem. Największa sprawa to zorganizować czas Krzysiowi. Julek zaopiekowany w przedszkolu, ja z Radkiem w pracy. Krzyś absolutnie mógłby sam zostawać w domu, szczególnie że za płotem mieszkają dziadkowie, ale nie uśmiecha mi się wizja nieopanowanego grania na telefonie, ps czwórce na przemian z oglądaniem filmików na you tubie. Na boisko ciut za daleko, żeby sam mógł pojechać z nadzieją na towarzystwo gotowe rozegrać mecz.
Dlatego pierwszy etap wakacji Krzyś spędził z kumplami w szkole na zorganizowanym przez gminę Lecie w Mieście (grał w piłkę ile wlezie, odwiedził Sejm i Wedla, chodził z grupą na lody i codziennie mokrusieńkiego, zziajanego, ale szczęśliwego odbierałam z hali sportowej).
Julek w tym czasie w przedszkolu. Mama i tata w pracy.
Drugi etap wakacji ledwo się zaczął. Wyczekany mocno przez obie strony. Krzyś jest u babci Krysi i dziadka Ludwika. Spędzą razem resztę lipca. Ja mam spokój w sobie, Krzyś zapewnione wszystko. To wspólne bielskie razem zostało zainaugorowane wizytą u fryzjera. Dostał od nas zielone światło już wiosną, zapuszczał więc włosy, żeby móc zrobić w lipcu z głową co chce. Ekstrawagancji i wakacyjnego luzu nigdy dość, a Krzyś chciał się poczuć jak piłkarz reprezentacji Polski. ;)
Trzeci etap wakacji ma zarys. Kontury wyznacza konkretny termin mojego urlopu, któremu wszyscy musimy się podporządkować. Gdzieś ten czas wspólny spędzimy. ;) Plany nabierają rumieńców.
Czwarty etap - Krzyś w domu, Julek do przedszkola. Ja do pracy. Na jeden tydzień.
Bo potem przed nami ostatni - piąty etap. Tygodniowy turnus w Polanice. W towarzystwie rodziców i dzieci, które dobrze znam w większości z Zaździerza i naszych zakątkowych zlotów. Zabieram Krzysia. Będzie miał towarzystwo również niezespołowe.
Dni wakacyjne już ciurkiem sobie płyną...

Wakacyjny Krzyś prosto od fryzjera.


sobota, 8 lipca 2017

Dziewięć

Rośnie, zmienia się. Coraz mniej w nim małego chłopca, a coraz więcej zapowiedź nastolatka.
Towarzyski, komunikatywny, ciągle jeszcze potrzebuje przytulasów, wspólnego, razem bycia. Rówieśnicy na równi z rodzicami. Za chwilę proporcje ulegną zmianie.
Lubi się śmiać. Lubi lody miętowe z kawałkami czekolady, droczyć z Julkiem, grać z nim w piłkę.
Piłka nożna od kilku miesięcy zajmuje coraz więcej przestrzeni życiowej. Dla rozegrania meczu z kolegami rzuci wszystko.
Zostawia wszędzie swoje rzeczy i zbiera je, jak mu przypomnę. I jeszcze raz przypomnę. I jeszcze. O cierpliwości! Roztargniony w porządkowaniu spraw domowych, skupiony w szkole, na boisku i w rozgrywaniu Clash Royal na przemian z Minecraftem.
Krzyś.
Dzisiaj skończył dziewięć lat.
Wszystkiego spełnionego, synku!


 Fot. Kasia Szulc-Kłembukowska



piątek, 7 lipca 2017

Niemowlak

Małe stópki. Małe paluszki u rąk. Oczy niebieściutkie. Lekko skośne. Kilka kilogramów mruczącego, chrumkającego małego człowieka, który wygląda na dwumiesięcznego oseska. Niemowlak. Zwyczajny niemowlak.
Alek ma na imię. Urodził się w grudniu ze zrośniętym przełykiem i zespołem Downa. Pierwsze tygodnie walczył. Mały wielki bohater. Jego domem była intensywna terapia. Potem kolejne trzy miesięce na oddziale pediarycznym, karmiony sondą, żeby dopiero wiosną, tuż przed świętami wielkanocnymi zawitać po raz pierwszy w swoim domu. Nie na długo. Bo jakaś infekcja, jakieś niedomaganie. I znów szpital. Początek paskudny. Paskudny-paskudny.
W siedmiomiesięcznym życiu Alka nikt poza mamą, babcią i tatą nie brał go na ręce. Odwiedzającym dom towarzyszyła ciekawość, uprzedzenia, lęk, wstręt. Rozumiem ciekawość, jakakolwiek by nie była (dziecko ma zrośnięty przełyk, no mówię pani, do tego zezpół Downa, co?, no dałn jej się urodził, ciekawe to po kim, pewno ona winna, albo piła, pani, w ciąży, no bo to nie on przecież, taki porządny chłop, z porządnej rodziny) i lęk (nigdy nie widziałem, nie znam, a jak to zaraża albo człowiek się zapatrzy i jeszcze sam będzie miał, potem w rodzinie). Na uprzedzenia i wstręt reaguję alergicznie. Boli mnie wszystko. Cierpię po prostu.
Nosiłam Alka. Gadałam do niego. Łaskotałam te jego mięciutkie policzki. Uśmiechałam się. Wciągałam najpięknjejszy zapach, niemowlęcy zapach. A on leżał sobie bezpiecznie w moich ramionach, w zadowoleniu miłym, uśmiechał się bezzębnie, szeroko, na chwilę. Łasy na czułość. Czasem chrząkał, charczał, wydawał dźwięki jak parowóz. Miał przecież przełyk operowany, do tego wiotkość krtani. Wiotkość mięśni w ogóle. Taki zespół, taka karma. Przytulałam to ciałko nieduże z ochotą na więcej. I co? Żyję. Mam się dobrze. Naładowałam się Alkiem na cały szereg dni kolejnych. Pozostałam w niedosycie.
Uwierz.
To nie boli. Nie kłuje. Nie straszne jest. Nie roznosi zarazków jak mucha. Otwórz oczy. Dostrzeż dziecko. Nie dałna. Nie przypadek kliniczny. Odmieńca jakiegoś. To mały chłopiec. Zwyczajny niemowlak.

czwartek, 6 lipca 2017

Dzik

Uskuteczniamy sobie przejażdżkę rowerową. Ja pedałuję, Julek z pozycji fotelika podziwia świat. Wjeżdżamy na skraj lasu. Z zarośli wyłania się rogaty łeb krowy.
Julek podekscytowany (ale nie wystraszony):
- Mama, dzik!

Tiaaa...
Las - rogi - kły - dzik. :)