piątek, 7 lipca 2017

Niemowlak

Małe stópki. Małe paluszki u rąk. Oczy niebieściutkie. Lekko skośne. Kilka kilogramów mruczącego, chrumkającego małego człowieka, który wygląda na dwumiesięcznego oseska. Niemowlak. Zwyczajny niemowlak.
Alek ma na imię. Urodził się w grudniu ze zrośniętym przełykiem i zespołem Downa. Pierwsze tygodnie walczył. Mały wielki bohater. Jego domem była intensywna terapia. Potem kolejne trzy miesięce na oddziale pediarycznym, karmiony sondą, żeby dopiero wiosną, tuż przed świętami wielkanocnymi zawitać po raz pierwszy w swoim domu. Nie na długo. Bo jakaś infekcja, jakieś niedomaganie. I znów szpital. Początek paskudny. Paskudny-paskudny.
W siedmiomiesięcznym życiu Alka nikt poza mamą, babcią i tatą nie brał go na ręce. Odwiedzającym dom towarzyszyła ciekawość, uprzedzenia, lęk, wstręt. Rozumiem ciekawość, jakakolwiek by nie była (dziecko ma zrośnięty przełyk, no mówię pani, do tego zezpół Downa, co?, no dałn jej się urodził, ciekawe to po kim, pewno ona winna, albo piła, pani, w ciąży, no bo to nie on przecież, taki porządny chłop, z porządnej rodziny) i lęk (nigdy nie widziałem, nie znam, a jak to zaraża albo człowiek się zapatrzy i jeszcze sam będzie miał, potem w rodzinie). Na uprzedzenia i wstręt reaguję alergicznie. Boli mnie wszystko. Cierpię po prostu.
Nosiłam Alka. Gadałam do niego. Łaskotałam te jego mięciutkie policzki. Uśmiechałam się. Wciągałam najpięknjejszy zapach, niemowlęcy zapach. A on leżał sobie bezpiecznie w moich ramionach, w zadowoleniu miłym, uśmiechał się bezzębnie, szeroko, na chwilę. Łasy na czułość. Czasem chrząkał, charczał, wydawał dźwięki jak parowóz. Miał przecież przełyk operowany, do tego wiotkość krtani. Wiotkość mięśni w ogóle. Taki zespół, taka karma. Przytulałam to ciałko nieduże z ochotą na więcej. I co? Żyję. Mam się dobrze. Naładowałam się Alkiem na cały szereg dni kolejnych. Pozostałam w niedosycie.
Uwierz.
To nie boli. Nie kłuje. Nie straszne jest. Nie roznosi zarazków jak mucha. Otwórz oczy. Dostrzeż dziecko. Nie dałna. Nie przypadek kliniczny. Odmieńca jakiegoś. To mały chłopiec. Zwyczajny niemowlak.

2 komentarze:

  1. Boziu, w ogóle nie ogarniam, o czym Pani pisze. Dziecko to dziecko, a niemowlę to już w ogóle sam cud i miękkość. Mogę zrozumieć lęk przed rozmową z niepełnosprawnym dorosłym (chyba sama taki mam), bo nie wiadomo, co i jak robić/mówić żeby to miało sens. Mogę zrozumieć lęk przed silnymi deformacjami, ostatecznie. Mogę zrozumieć lęk przed chorobą jeszcze nienazwaną, no bo może rzeczywiście zaraża, albo ja ze swoją florą bakteryjną i wiecznym pokasływaniem stanowię jakieś zagrożenie. Ale poza tym?
    Ostatnio w centrum wsiadła do autobusu kobieta z wózkiem, a w nim śpiącym chłopczykiem, na oko rocznym. Spał z otwartą buzią i języczkiem jakby na wierzchu, oczka miał okrągłe, buziaka zarumienionego od snu, paluszki marzenie ;) Cudny był, aż żałowałam że śpi. Mięciutki taki, że ręce się same wyciągały żeby wziąć na chwilę i się wtulić. Dzieciaczek. Dokładnie tak samo słodki jak inne. Tak samo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie ogarniam. Smuci mnie to. Bo takie zachowawcze, żeby nie napisać niechętne podejście nie pomaga mamie, która boryka się z akceptacją nowej, nie tej wymarzonej, wytęsknionej, rzeczywistości. Zachwyt dzieckiem, gratulacje z jego narodzin, nachylenie z uśmiechem - to potrzebne każdej mamie malucha, którego właśnie urodziła. Tego z zespołem Downa też. Może jeszcze szczególniej.:)

      Usuń