środa, 29 grudnia 2021

Zdalnie

Post z serii "niewyrobiona w czasie". Miał być tydzień temu. Jest dzisiaj. 

Szkoła Julka przeszła w tryb zdalny. Nie musiała. O trybie pracy szkół specjalnych i tym razem decyduje dyrektor. Nasza dyrektor zdecydowała o trybie zdalnym. 

W ślad za decyzją o nauce zdalnej pojawił się dodatkowy zasiłek opiekuńczy. Początkowo nie było pewności, czy będzie również obejmował dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności, które skończyły już 8 lat. Trzeba było trochę poczekać na sprawdzone informacje. Rzeczywiście tak jak przy trzeciej fali w przypadku zamknięcia szkoły pracujący rodzice dzieci legitymujących się orzeczeniem o niepełnosprawności mogą korzystać z zasiłku. Odetchnęłam. Mając wybór łatwiej organizować skomplikowaną rzeczywistość.

Przed świętami musiałam pracować. Julek połączył się zdalnie z klasą dopiero w środę. Julek lubi swoją wychowawczynię panią Edytę. Lubi Antka, Dominika Małego, Agatkę, Julkę, Janka i Dominika Dużego. Trochę nie rozumie, że teraz zdalnie, a wczoraj stacjonarnie. Dzisiaj ferie, jutro lekcje. Gubi się. Uporządkowany świat zaskakuje. 

Szybkie łączenie. Chochliki przekorne. Na komputerze nie było wizji, na telefonie - fonii. Wybraliśmy komputer. Julek widział wszystkich. Nikt nie widział Julka. Za to słyszał. Julek w ramach życzeń zaśpiewał kolędę. Może było mu łatwiej, bo nie był widziany. Poprosił, żeby razem. Zniknęło już z jego słownika "sarem", którego znaczenia długo nie potrafiłam rozszyfrować. Zaśpiewaliśmy więc razem. Jedną zwrotkę kolędy "Przybieżeli do Betlejem". Coraz lepiej Julkowi wychodzi śpiewanie kolęd. Machał szczęśliwy do obecnych na wizji koleżanek i kolegów. Cieszył się ze spotkania. Drugi rok z rzędu pandemia dyktuje warunki okołoświątecznych szkolnych tradycji. Może to już ostatni raz?


sobota, 25 grudnia 2021

Boże Narodzenie

Czas zwolnił. Nastała cisza. Zrobiło się śnieżnie, z lekka mroźnie. 

Znów udało się nam spotkać w Bielsku z Rodzicami. Wspólnie radować z przyjścia Jezusa. Chcemy czerpać z tego Światła siłę, wiarę, nadzieję, miłość. Z wdzięcznością uśmiechamy się do Dzieciątka. Dziękujemy za łaski, którymi nas obdarza. Ciągle jesteśmy razem. 

Świętujmy, cieszmy się sobą, nie pamiętajmy trudnych chwil i zadr w sercu. Tak kruche i ulotne jest nasze szczęście. 

niedziela, 19 grudnia 2021

Pierogi

Zrobiłam ciasto na pierogi. Rozwałkowałam. Wykroiłam kółka. Przyszedł Julek:

- Mama, pomóóóż?

Proszę bardzo. Siadaj.

Julek zajął swoje standardowe miejsce na blacie. Zaczął nakładać farsz na ciasto. Wypełnił wszystkie przygotowane kółka. Zaczęłam więc sklejać pierogi. Wyposażyłam Julka w widelec. Miał dociskać falbankę. Przy trzecim pierogu zatrzymał się. Omiótł wzrokiem blat. Spojrzał na miskę z farszem. Policzył kółka z wyłożonym farszem. Sześć.

- Idę. Do taty.

I zeskoczył z blatu. 

- Już? - wyraziłam rozczarowanie.

Julek westchnął. Spojrzał wymownie na blat. Spojrzał na mnie. Dorzucił jeszcze pokazując na farsz: - Kupa Kilki. I wyszedł.

Roboty na etacie długo nie zagrzeje.



niedziela, 12 grudnia 2021

Pierniczki

Wpuściliśmy do domu klimat Świąt. Zapachniało pierniczkami. Kto poczuł, ten szczęściarz. Podzieliłam przyjemność na porcje. Wczoraj wyrabianie ciasta, wałkowane i wyciskanie kształtów, pieczenie. Dzisiaj dopieczenie porcji, bo wigilia klasowa Krzysia, bo świąteczne życzenia dla osób, z którymi moje chłopaki stykają się na dodatkowych zajęciach, bo łasuchów kilku i trudno utrzymać właściwą ilość świątecznych ciasteczek w ryzach. ;)

Druga porcja przyjemności to przyozdabianie. Była dzisiaj popołudniu. Poszły cukrowe pisaki w ruch, kolorowe posypki, a sterta pierniczków do ozdobienia nie przerosła nas. Udało się. Każdy pierniczki został udekorowany. Wszystkie schowane do świątecznych pudeł. Czekają na swój czas. 

Wspólne piernikowanie łączy. 




czwartek, 9 grudnia 2021

Na przeczekanie

Muszę przyznać, że z każdym rokiem coraz trudniej znoszę szaro-bury listopadowo-grudniowy czas z bezsłońcem w przewadze, krótkim dniem, wilgocią i przenikliwym chłodem. Tęsknię za dniem. Długim, widnym, najlepiej słonecznym.

A gdy jeszcze dodatkowo w ten ponury czas wkręci się infekcja z dużym prawdopodobieństwem koronawirusa, która na niektórych osobnikach pozostawi ślad. I trzeba wszystko jeszcze raz przeorganizować, poskładać do kupy, usatysfakcjonować i pracodawcę i szkołę i dom i mieć na to wszystko siłę, to można chcieć zapaść się w sen zimowy. Taki do wiosny i na przeczekanie. Szkoda, że nie jestem niedźwiedziem. 

Ten grudzień jest inny. Z ogromnym sprzeciwem na wszelkie aktywności. Pierwszy raz od lat nie zrobię kartek świątecznych. 

I gdy tak w środku naprawdę ciężko i smutno, przychodzi zdjęcie. Cała seria. Patrzę i widzę radość. Szczęście. Lżej mi. Uśmiecham się.

Albo gdy zwlekam się spod koca, ukradzionej chwili dla siebie, bo rekonwalescentowi zachciało się budyniu. W kuchni zjawia się drugi pomocnik. I nagle mam komplet na niewielkiej przestrzeni. Jeden już prawie zrównuje się ze mną wzrostem. Drugi nie potrzebuje taboretu, żeby wdrapać się na blat i usiąść na nim. Trzeci zagaduje "a dla mnie też coś będzie?". Ciepło, gorąco robi się w sercu. Mam wszystko, co najważniejsze, pod ręką. Dwa słońca i chmurę (z)gr(a/e)dową. ;) Jest lepiej. Wiem już, że przetrwam.