czwartek, 25 lipca 2024

Bydgoszcz

Zdarzyło się w weekend. Pojechaliśmy do Bydgoszczy. Z rewizytą do rodziny Radka, którą poznaliśmy dwa lata temu na weselu jego chrześnicy.  To znaczy Radek spędzał wakacje z Rafałem wiele, wiele lat temu. Potem był na jego weselu, też wiele lat temu. A potem długo, długo nic aż wreszcie Martyna postanowiła wyjść za mąż i zaprosiła rodzinę. Zjechała cała rodzina. Poznałam więc tę jej część, której nie miałam okazji spotkać wcześniej. Uroki rodzin niescentralizowanych. ;)

W życiu bywa tak, że po kilku zdaniach czujesz, że znasz kogoś od lat. Jest lekko w dialogu, rozmowa klei się bez spięć i przystanków, "gładko tak, lekko tak toczy się w dal". I chciałoby się więcej i częściej, ale odległość i codzienność. Średnią raz w roku wyrabiamy. Na razie. 

Rok temu Rafał z Dorotą byli u nas. W tym roku my pojechaliśmy do nich. Nie byłam nigdy w Bydgoszczy. Zauroczyło mnie centrum. I widziałam w nim trochę Gdańska i widziałam trochę Łodzi i trochę Wrocławia. Każde miasto lubię. Polubiłam i Bydgoszcz. Gospodarze zaprowadzili nas do Młynów Rothera, które wybudowano w pierwszej połowie XIX wieku. Mieliły zboże, produkowały mąkę. Potem różnie z nimi było. Budynek dotrwał do współczesności. Prywatny inwestor w latach 90. chciał zrobić tu hotel, miasto odkupiło budynek i zrobiło w nim ośrodek kultury. Fajna miejscówka. Ładna miejscówka. Trafiliśmy na wystawę rzeźb balansujących Jerzego Kędziory Uniesienie. Przyznam, że nie natknęłam się wcześniej na te wiszące postacie. A szkoda. Zachwyciłam się. Polubiłam z miejsca. Nadrabiałam stracony czas w zauroczeniu. 

Połaziliśmy konkretnie, zaliczając lody i pizzę. Julek. Julek jakby go nie było. Chodził bez zająknięcia. Patrzył, oglądał, zjadł lody, ale nie w pierwszym miejscu, do którego dotarliśmy (część wycieczki zafiksowała się na lody kręcone). I choć nie zależało mu na kręconych, zgodził się pójść dalej. Mieliśmy nadzieję, że w kolejnym miejscu będą i kręcone i gałkowe. To ważne, że potrafi poczekać, że rozumie intencje i nie protestuje, prezentując trudne zachowanie. Fajnie nam się spacerowało. Nieśpiesznie, bez pędu, z dala od codzienności. Spędziliśmy dwa cudne wieczory z ludźmi, z którymi dobrze jest pobyć. 

Julek bardzo dobrze zaklimatyzował się w nowym miejscu. Miał dostęp do Disney+. Miał Sally - suczkę gospodarzy - do zabawy. Pogadał z piętnastoletnim Oskarem, który cierpliwe wysłuchiwał kolejnych pytań Julka. A do wspólnego biesiadowania naszego syna nie trzeba namawiać. Zawsze jest chętny. :)










środa, 3 lipca 2024

Czytanie kolejny poziom

Gdy kilka lat temu zaczynaliśmy tak już całkiem na serio naukę czytania, nie oczekiwałam spektakularnych wyników tej pracy. Była to droga bardziej przez mękę i raczej dreptanie z potknięciami niż prężna wędrówka ciągle do przodu. A jednak Julek zaskoczył i w listopadzie 2021 zaczął czytać proste teksty zapisane wielkimi literami.

Był to niemały sukces. Doskonaliliśmy tę umiejętność wszelkimi sposobami aż wreszcie Julek dostrzegł w którymś momencie, że potrafi czytać niektóre wyrazy nie tylko w zeszytach i książkach ze szkoły, ale również w przestrzeni publicznej, w telewizorze, w Netfliksie. Ale tylko te zapisane WIELKIMI literami. To jednak wystarczyło, żeby uruchomić w nim wewnętrzną motywację. Czytał coraz sprawniej. Łatwiej. Aż pod koniec tego roku szkolnego zauważyłam, że próbuje z sukcesem odczytywać wyrazy napisane małym drukiem (!). Szkoła też to dostrzegła. Czerwiec dogonił nas zadaniami domowymi z ćwiczeniami do czytania prostych zdań bez wielkich liter. 

Ponieważ nie zakładałam nawet, że dotrzemy do tego etapu, nie zdążyłam dowiedzieć się, w jaki sposób i w którym momencie należy próbować naukę czytania małymi literami. Mając w głowie początki czytania Julka, mylenie przez niego liter, czytania raz dobrze, raz źle - wydawałoby się świetnie już wytrenowanych sylab - sądziłam, że podobnie będzie, gdy zaczniemy naukę małych liter. Nie założyłam, że ten proces dokona się płynnie, samoistnie. Wszak wiele małych liter wygląda prawie tak samo jak ich wielkie odpowiedniki. Mogą pojawić się problemy z a, g, b, d, e, ale znając już zasadę czytania, mając już umiejętność "widzenia" wyrazu, a nie zlepku pojedynczych liter, czy nawet sylab, dla Julka naturalnym stało się odczytywanie nawet nieoczywistych (na pierwszy rzut oka) liter. 

A ponieważ załapał chłopak, że umie, to gram z nim w zabawę "przecież potrafisz". Codziennie rozgrywamy partyjkę czytania. I codziennie uśmiecham się szeroko w sobie. Że mamy to. Osiągnęliśmy nasz kolejny ośmiotysięcznik. 



wtorek, 2 lipca 2024

Nowy rower

Wyrósł ze starego. Starego-starego roweru, który pamiętał jeszcze czasy nastoletnich córek jego matki chrzestnej (aktualnie dwudziestoparoletnich kobiet). 

Wyrósł też z ochoty na dłuższe trasy. Wykłóca się, że nie daleko. Tylko kółko. Małe kółko. A brzuch rośnie wprost proporcjonalnie do nie-ochoty na aktywność fizyczną. 

Nie zrażam się. Zarażam Julka przyjemnością z jazdy rowerem. Bo ciągle w tym moim nastoletnim zbuntowanym z lekka synu drzemie potencjał. W pamięci mam, że lubił. Lubi jeździć rowerem. Nie pozwalam mu zapomnieć, że to czysta frajda.

Dlatego w niedzielę pojechaliśmy z Julkiem do sklepu sportowego. Wybrał sobie rower. Najbardziej chciał zielony. Ale takich brak w ofercie. Ostatecznie padło na niebieski. Przejechał się po sklepie. Powiedział, że tak. Rower przygotowano nam do użytku. Dokupiliśmy kask. I tak Julek wyposażony w sprzęt sportowy opuścił sklep. Jazdę testową ze względu na afrykański ukrop przesunęliśmy na wczoraj. Było już czym oddychać. Zaliczyliśmy czterokilometrową rundkę po okolicy. 

Podprowasziliśmy Julka pod rowery, których ramy kwalifikowane są jako damskie. Nam chodziło o utrzymanie łatwości wsiadania na rower. Bez poprzecznej belki Julek siada na siodełku bez potrzeby zadzierania nogi. Koła mają 26,5 cali. Przerzutki na przednie (z lewej strony kierownicy) i tylne koło (prawa strona kierownicy). Na razie ustawione przez Krzyśka na średnich poziomach. Julek z czasem sam rozkmini, kiedy, jakie przerzutki. Nie miał problemu na jazdę nowym rowerem. Myślę nawet, że dostrzegł różnicę w komforcie jazdy. Dzisiaj znów jesteśmy umówieni na przejażdżkę. 

Zakup roweru zostanie sfinansowany ze środków zgromadzonych na Julka subkoncie. Dziękujemy! 

sobota, 29 czerwca 2024

Wakacje

W ubiegły piątek Julek odebrał świadectwo ukończenia czwartej klasy. Tym samym zaczął dziewięciotygodniowe wakacje, z których pierwszy tydzień właśnie dobiega końca. Zostało jeszcze osiem. Nie jest mi łatwo planować tegoroczną letnią przerwę w szkole. Od stycznia trwam w nieustannym stanie gotowości. Nigdy też nie wiem, jadąc do Bielska, ile będę tam potrzebna. Boję się planować cokolwiek.

Mamy więc dwa stałe punkty tych wakacji. Wyjazd Julka na pierwszą, dwutygodniową kolonię z Bardziej Kochanymi. Start za miesiąc, 27 lipca. I rodzinny wyjazd w połowie sierpnia do Gdańska. Na ślub i wesele. Potem zacznę urlop. I wtedy się zobaczy, co dalej. Za to bliżej września.

Tymczasem lipiec lepimy wspólnie. Opiekę, czy może bardziej dyskretny nadzór nad Julkiem, który stanowczo domaga się samostanowienia, rozkładamy pomiędzy siebie. Trochę Radek na miejscu, trochę ja na zdalnej, trochę babcia Aldona.

Siedzące, multimedialne spędzanie czasu przez Julka staram się przerywać popołudniowymi mini-wycieczkami rowerowymi. Julek nawet bywa inicjatorem tych przejażdżek. Muszę jednak ostrożnie dozować długość tras, bo chłopak coraz mocniej protestuje, gdy jedziemy za daleko. Szkoda byłoby stracić ciągle jeszcze tlącą się w Julku ochotę na rower. 


poniedziałek, 17 czerwca 2024

Gdańsk 2024

Pomysłodawczynią była wychowawczyni Julka klasy - ulubiona, ukochana, najlepsza Osoba - pani Edyta Płocha.

Rodzice przyklasnęli. We wrześniu wybraliśmy miejsce, ustaliliśmy termin, poszukaliśmy noclegu. Wspólna organizacja wyjazdu integracyjnego dzieci z rodzicami, rodzeństwem i Wychowawczynią wypaliła. 

Padło na Gdańsk. Wiadomo - bezpośredni dojazd koleją. Gdańsk Oliwa - w przystępnej cenie hotel, dobra baza wypadowa na plażę w Jelitkowie, zoo niedaleko, piękny ogród. Termin czerwcowy weekend. Początkowo miał być 8-9 czerwca, przesunęliśmy na tydzień później. Wtedy każdy weekend czerwca mi pasował. Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Nie wiedziałyśmy. Zebrało się ludzi w liczbie trzydzieści parę. Krzysiek zakomunikował, że nie chce jechać. Trochę ze smutkiem, jednak z dużym zrozumieniem przyjęliśmy argumenatcję nastoletniego syna. 

Wiosną cieszyłam się na ten wyjazd. Tą samą wiosną, w której przyszła zapaść zdrowia mojej mamy. Potem jednak było już lepiej. Nadzieja na krótki wyjazdowy reset rosła.

Życie jednak ma swoje plany. Termin zasadniczej operacji wyznaczono na połowę czerwca. Gdyby wyjazd odbył się w pierwotnym terminie, pojechałabym. Ale we wrześniu nic jeszcze nie wiedziałam. Za to, gdy szpital podał datę zabiegu, zrozumiałam, że nie pojadę z chłopakami. Przelotnie ogarnął mnie smutek. Rozczarowanie było jak wiosenna burza. Przyszła, poszła, nie ma. Ze zmianą planów mam się ostatnio całkiem nieźle. Wiem, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Teraz ich doświadczam. Gdańsk może poczekać.

Gdy w piątek rano Radek z Julkiem wsiadali do  pociągu, Krzysiek jechał do szkoły, a ja pracowałam zdalnie z domu w Bielsku, moja mama wieziona była na blok operacyjny. Różne cele, różne emocje, każdy z nas doświadczał czegoś skrajnie różnego. Uśmiech Julka, który doganiał mnie z nadsyłanych zdjęć, działał jak balsam. 

Chłopaki pojechali, wrócili, zadowoleni, pełni wrażeń. Krzysiek zorganizował nocowankę dla siedmiu osób. Dom przetrwał w stanie nienaruszonym. Sąsiedzi ze skargą na hałasy nie dzwonili. Mama przeszła pomyślnie operację. Całkiem dobrze dochodzi do siebie. Rekonwalescencja jeszcze potrwa, ale już niebawem w warunkach domowych. A ja? Ja poddaję się temu co wokół. Zdalnie ogarniam dom. Fizycznie robią to Radek z pomocą Krzyśka. Jestem teraz tutaj, obok, gotowa na każde wezwanie mamy, opieka dla Ludwika. 

Tymczasem dzielę się zdjęciami z wyjazdu do Gdańska. Nie przedstawię relacji naocznego świadka. Nie opowiem tego słowami Radka. Po prostu pokażę.  












 

Autorami zdjęć są Wiola Kędziora, Edyta Płocha, Wojtek Mikołajczyk i mój Radek. 

wtorek, 11 czerwca 2024

Myszka Norka

Julek jest podopiecznym Fundacji Zdążyć z Pomocą Dzieciom od trzynastu lat. Wiem, że Fundacja w swojej działalności nie ogranicza się wyłącznie do prowadzenia subkont podopiecznych i organizacji zbiórek pieniędzy. Działa, organizując turnusy rehabilitacyjne w swoich (chyba dwóch) ośrodkach, organizuje wydarzenia dla podopiecznych, a nawet ich mam, ma Myszkę Norkę, która towarzyszy dzieciom w wielu spotkaniach, imprezach i zabawach. Do ubiegłej niedzieli nie mieliśmy okazji poznać Myszki. Tak się po prostu złożyło. 

Ale Antek zna Myszkę Norkę i mama Antka podrzuciła mamie Julka link do wydarzenia. Zanęciła. Czas był sprzyjający. Mama Julka zapisała, klepnęła, Fundacja potwierdziła. 

I tak oto w niedzielę, ledwo po śniadaniu pojechałam z Julkiem do Piaseczna, na stację kolejki wąskotorowej. Wyruszyliśmy starym pociągiem na wycieczkę do Runowa - siedliska turystycznego. Tutaj był dwuipółgodzinny piknik, z kiełbaską pieczoną na ognisku, z kocykiem w kratkę, z ciastem z truskawkami na deser, z mini-colą,  rozgrywką w uno junior, a jeszcze potem z rzucaniem ringiem. Ale najważniejsze, że to wszystko, co lubią tygryski najbardziej, odbywało się w towarzystwie Antka - najlepszego kumpla z klasy. Czego chcieć więcej? 






sobota, 8 czerwca 2024

Okiem reportera

Gdy wszyscy wokół ciebie ćwiczą, a ty nabierasz siły ...

zdj. Radek Zawadzki

... żeby we właściwym czasie zadać sparowany cios nogą.

zdj. Radek Zawadzki

Zachowanie życiowej równowagi w wykonaniu Julka. ;)