wtorek, 13 lutego 2018

Infekcja

W piątek Krzyś nie poszedł do szkoły. Katar, kaszel, ogólne osłabienie. Byłam pewna, że przez weekend poskromimy rozlewające się przeziębienie. Jak zazwyczaj do tej pory. Gdy już wydawało się, że jesteśmy na prostej, w niedzielę przyszła gorączka. Kaszel zaczął szaleć, a katar wylewał się zewsząd. Wylądowaliśmy u lekarza. Krtań zaatakowana. Trzeba leżeć, infalować, dużo pić.
Wczoraj wieczorem gorączka przyszła do Julka, rano z łóżka nie mógł wstać Radek. Nafaszerowany specyfikami pojechał do pracy. Bo muszę.
Ja na infekcję nie mogę sobie pozwolić.
Siedzimy w domu. Zasmarkani, rozgorączkowani. Grzejemy się, inhalujemy, tulimy. Mama lepsza od syropu, proszku na ból i niemoc.
Działamy w dwóch trybach. Tabletka na gorączkę działa - jest akcja. Przestaje działać - koc, poduszka i "mama, zimno!".
Synchronizacja choroby na medal. Dawno nie było u nas takiego pomoru. Krzyś nadrabia zaległości stuprocentowej frekwencji w pierwszym półroczu, Julek braku gorączki przy nieczęstych, lekkich, przejściowych katarach.
Byle do wiosny!