piątek, 30 kwietnia 2021

Spacery

Do tej pory generalnie wieczorny spacer z Kilką ja zaliczałam. I nierzadko była to dla mnie całkiem miła chwila wytchnienia i pobycia z własnymi myślami albo niemyślami. No chyba że Kilka wtrącała się swoim natarczywym szczekaniem. Lubi pozrzędzić, gdy idzie ze mną.

Ostatnio trochę się zmieniło. Zrobiło się ciepłej, widniej, no i jest rower, którym Julek zwyczajnie się cieszy. I to Julek teraz inicjuje wyjście na spacer z Kilką. Dołącza do nas Radek, a czasem też Krzyś. Łapiemy więc chwile. 

A mnie robi się ciepło na sercu, gdy patrzę, jak Julek coraz sprawniej i pewniej jeździ na rowerze. Marzy mi się wspólny wypad na lody. Najbliższa miejscówka z lodami trzy kilometry od naszego domu. Może pod koniec tego sezonu się uda? A może w przyszłym sezonie. Nie spieszy się nam, żeby nie speszyć Julka ochoty na jazdę. Ale to marzenie jest do sięgnięcia. 




czwartek, 29 kwietnia 2021

Jeden procent

To ostatnie chwile na rozliczenie się z fiskusem.

Jak co roku przypominamy się i uśmiechamy do Was. Twój 1% podatku może zdziałać wiele. 

Jeśli nie wiesz, czy chcesz albo wiesz, że chcesz, ale nie wiesz, komu przeznaczyć ten podatek, polecamy naszego Julka. 

Dziękujemy wszystkim, którzy od lat nas wspierają i tym, którzy w tym roku zdecydują się na wsparcie. Nasza wdzięczność jest nieograniczona. Wielka jak kosmos. ❤



wtorek, 27 kwietnia 2021

Ducati Panigale V4 R

Post z serii "cofam się w czasie". ;) Wpisuje się w trend zapoczątkowany wczoraj. Jakoś nie wyrabiam się ostatnio z wieloma rzeczami.

Wracamy do Świąt Wielkanocnych. W poniedziałek wyjęłam zestaw Lego. Szczególny prezent przysłany jakiś miesiąc wcześniej dla moich synów. Czekał na swoje pięć minut długo. Brakowało dnia niespiesznego, leniwego. Wreszcie nadszedł. Na stole wylądowały rozpakowane części potrzebne do złożenia. Przy stole usiedli Krzyś (główny konstruktor) i Julek (asystent). Ja krążyłam wokół (kakao, serniczek, święta). 



Instrukcja była książeczką. Krzysiowi z zrzedła nieco mina, ale złożył kadłub. Cierpliwie, powoli. Julek w trakcie zrzekł się swoich asystenckich obowiązków. W zasadzie scedował je na mnie. Sam pobiegł do babci. Podawałam więc Krzysiowi małe trybiki, miniaturowe łączniki i patyki (jak przystało na pomocnika) i inne potrzebne części. Historia mnie urzekła. W chwilach krytycznych wołaliśmy na pomoc Radka, który rozwiązywał techniczne wątpliwości albo powstałe problemy. 

Wydawało się, że prace przerwiemy, bo Krzyś umówił się z kumplami na dyngusa i zniknął z domu. Jednak weszłam w tryby i pociągnęłam zadanie. Radek ratował trudne momenty. 

Słońce już zachodziło, gdy wrócił Julek od babci, Krzyś od kolegów. Na stole klocków znacznie ubyło. W zasadzie nic już nie było. Było za to Julka "Łłaaaałłł!!!!!" i Krzysia "Ale ja zabiorę go do swojego pokoju!?".

Z klocków powstał odlotowy ścigacz Ducati Panigale V4 R. Każdy zachwyt był uzasadniony.



Anonimowemu Darczyńcy pięknie dziękujemy za prezent, który wywołał wiele pozytywnych emocji, zmusił do wspólnego działania, a w niektórych przypadkach dodatkowo uruchomienia szarych komórek, rozleniwionych codzienną rutyną. :)

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Praca

Weekend minął pracowicie. Ten, co zaprezentuję za chwilę - gwoli ścisłości (i uczciwości) miał miejsce tydzień temu. Choć i ten miniony był pracowity. Tyle że ciut mniej dla Julka. 

Sadziliśmy słonecznicę. Taką ślicznie kwitnącą roślinkę na skalniak. 

Najpierw Julek był przewoźnikiem. Pustymi taczkami ruszył po ziemię. Załadunkiem zajęłam się ja. Julek pełne taczki dowiózł do miejsca, gdzie stały już przygotowane sadzonki.


Potem Julek miał kopać dołki pod sadzonki. Nie wymagałam, żeby wykopał wszystkie. Jednak taka ogarnęła Julka śmiechawka przy pierwszym, że kolejny zaplanowany mu odpuściłam. 


Julek tak się zmęczył tym śmiechem, że zażądał odpoczynku. Najlepiej od ręki. Zaraz. Natychmiast. 

A potem pojawiła się towarzyska Kilka i mogłam zapomnieć o kopaniu dołków.

Minęła chwila. Dwie. Bo przecież nie całe przedpołudnie i namówiłam Julka do dalszej współpracy. Miał zbierać puste doniczki i je składać. Szło mu całkiem nieźle.

Tak się rozjuszył w tej pracy, że z rozpędu posadził dwa kwiatki. I nawet nie przeszkadzały mu za bardzo z lekka ubrudzone ręce. 



Zasadniczo Julek lubi angażować się w domowe prace. Na tyle, ile mu wygodnie i tylko wtedy, gdy wydaje mu się to atrakcyjne. Gdy był młodszy, wystarczało, że chciał. Teraz pracujemy nad tym, żeby każdy otrzymany kawałek pracy wykonał od początku do końca. 

Zadania nie mogą być długie. Lepiej gdy są podzielone na krótkie odcinki, których realizacja jest widoczna i w zasięgu ręki. Długofalowe zniechęcają i wywołują falę pięknie artykułowanych wymówek: "nie mam siły"  "boli kolano", "bolą plecy", "auu, moja noga", a nawet "boli pięta". Ale nawet te pokawałkowane zadania trzeba czasem modyfikować i dostrajać do chęci Julka.

Nie wiem wprawdzie, czy kiedykolwiek Julek podejmie pracę zawodową. Warto jednak już dziś pracować nad umiejętnością jej wykonywania. Jest zadanie. Początek i koniec. I dopiero wtedy zaliczona realizacja. 

piątek, 16 kwietnia 2021

Rower

Kalendarium od rowerka biegowego do dwukołowego u Julka przedstawia się mniej więcej tak:

Dwuletni Julek, ledwo chodzący dostaje trzykołowy rowerek biegowy na urodziny. Zaczyna jeździć.

Czteroletni Julek dostaje dwukołowy rower biegowy, z możliwością podniesienia kierownicy i siodełka. Przesiada się z trzykołowego, bez problemu na dwukołowym utrzymuje równowagę. Jeździ na nim kilka lat. Wreszcie wyrasta. Wypadałoby przesiąść się na zwykły rower, ale Julek nie chce pedałować. Porzucamy temat.

Temat podejmuje przedszkole, a potem szkoła. Julek zaczyna pedałować, najchętniej na rowerku stacjonarnym. Trudno połączyć mu pedałowanie z utrzymaniem równowagi. 

Na wyprawy rowerowe Julek jeździ ze mną na krzesełku. Dopuszczalna waga krzesełka 30 kg, roweru 20. Zbliża się czas, gdy Julek wyrośnie z tej możliwości. W 2019 r. Radek kupuje rehabilitacyjny tandem, żeby Julek wdrażał się w pedałowanie bez strachu o utrzymanie równowagi. Julek chętnie jeździ jako pasażer, pedałować mu się nie chce. 

W maju ubiegłego roku ruszają zajęcia opiekuńczo-wychowawcze w szkole dla klas 1-3 (pierwsza fala pandemii). Nie ma lekcji, są zajęcia, m.in. na zewnątrz. Jeden z nauczycieli wykorzystuje dobre warunki pogodowe i ćwiczy z Julkiem jazdę na rowerze. Jest przekonany, że osiągniecie tej umiejętności przez Julka jest kwestią czasu. Patrzę na niego jak na kosmitę.

Poniedziałek, 12 kwietnia, odbieram Julka ze szkoły, dogania mnie jego wychowawczyni. Mówi, że Julek jeździ na rowerze. Pokazuje zdjęcie. Przeprasza, że nie za bardzo widać, ale zaświadcza, że widziała. Jechał. Jechał na rowerze. Dwukołowym. 

Wtorek, dzień później, zatrzymujemy się z Radkiem w outlecie rowerowym. Kupujemy rower najbardziej zbliżony gabarytami do tego ze szkoły. Julek wsiada na nowy rower i jedzie. Jedzie. Jedzie na rowerze!!! Szczęka mi opada.

Zdarzyło się tak, że obaj moi synowi nauczyli się jeździć na rowerach, właściwie bez naszego udziału. Krzyś nie mając czterech lat, sam odkręcił sobie boczne kółka i zaczął po prostu jechać. Julek w pewnym momencie zaskoczył i ruszył. Teraz czeka nas praca tylko (aż?) nad doskonaleniem nowej umiejętności Julka i przede wszystkim nad motywacją do jeżdżenia. Ale to już jest jak spijanie śmietanki. 


piątek, 9 kwietnia 2021

Śniadanie na zdalnej

Śniadanie na zdalnej to moje poranne codzienne wyzwanie. Dbam:

po pierwsze, żebyśmy usiedli do niego wspólnie, nawet jeśli to razem trwa pięć do ośmiu minut;

po drugie - mam na uwadze odmienne gusta smakowe i wizualne moich synów (wspólny mianownik to jajecznica - wymaga logistycznych wygibasów, żeby idealnie wstrzelić się we właściwy moment, a jajecznica nie może być zimna bo niedobra wtedy; to kasza manna - podobnie jak z jajecznicą tyle że czas stygnięcia dłuższy; to naleśniki - te wymagają ode mnie innego układu poranku, czyt. wcześniejszej pobudki). 

Organizacyjnie wygląda to tak:

pracę zaczynam o 7:00, Krzyś lekcje o 8:00, Julek łączy się z klasą o 9:00. Pierwsza przerwa Krzysia zaczyna się o 8:45, kończy o 8:55. Dobrze jeśli nauczyciel nie przedłuża (jajecznica stygnie), no i łykanie w pośpiechu jakiegokolwiek śniadania nie jest wskazane. Śniadanie układam więc pod plan lekcji Krzysia. Niespieszność dyktuje też konieczność zachowania przynajmniej półgodzinnego odstępu między przyjęciem euthyroxu a zjedzeniem pierwszego posiłku (Julek). Gdy udaje nam się usiąść o 8:45, wystarcza czasu na zjedzenie tego, co przygotowałam.

I tak, jeśli kanapki, to dla Julka na bułce pokrojonej na cztery części, dla Krzysia na kromki jak grube plasterki ogórka. Krzyś woli bez warzywnych dodatków, najlepiej niemięsne (pasta jajeczna rządzi). Julek obowiązkowo z kapustą (czyt. sałatą), salami i do tego pomidorki. Wymiennie może być szynka, ser żółty, pasztet, ale serce skradniecie salami. Nie wzgardzi rzodkiewką pokrojoną w cienkie plasterki. Chrupie na samym początku. 

Do takiego śniadania najchętniej wypiją miętę (posłodzoną). 

Jeśli od święta trafi nam się chałka, jeden syn zje ją z masłem, najwyżej z niewielką ilością dżemu, drugi z dżemem i/albo miodem. Kakao tolerują obaj tak samo. Lubią. Fajnie, jak z pianką. 

Kiedyś wkurzałam się na różnorodne smaki śniadaniowe. Dzisiaj podążam za nimi. Nie wiem tylko, na jakie wyżyny wzniosłaby się moja kreatywność przy trójce, czwórce dzieci. ;) 

Tak, śniadania na zdalnej to punkt zwrotny naszego poranka. Od tego momentu jest już tylko spokojniej. ;)