poniedziałek, 30 września 2013

Raport, nowe zajęcia i wielkie podziękowania

Ten wrzesień obfitował w wiele wydarzeń. Działo się dużo, różnie i z przytupem.
A dziś na koniec znaleźliśmy początek. Julek od przyszłego poniedziałku zaczyna muzykoterapię, a po niej terapię SI połączoną z logopedycznymi zajęciami. Będzie się działo!
Duuuuużo przed nami do zrobienia. Przede wszystkim popracowanie nad Julka kontaktem wzrokowym. Od tego wszystko się zaczyna. Mamy też stosować w codzienności kąpiel słowną. Zarzucać syna naszego wybranym słowem w każdym kontekście i dusić, męczyć, wyciskać, pieścić, aż złapie, zrozumie, zapamięta. Zaczynamy konkretnie budować bierny słownik Julka. Dziś było pierwsze spotkanie z pedagogiem specjalnym, terapeutką SI i logopedą w jednej osobie. Pani Agata (i znów ta Agata) weźmie na swój warsztat Julka. W każdy poniedziałek, od godz. 16.45 do 18.45 Julek będzie poznawał, bawił się i uczył.
I w tym miejscu chcę pięknie podziękować naszemu Darczyńcy, który przelał hojnie pieniądze na Julka konto w Fundacji, zapewniając Julkowi cały rok terapii SI i muzykoterapii. Dziękujemy! Z serca dziękujemy!
I jeszcze króciutkie podsumowanie ostatnich wydarzeń. A co tam, z małym raporcikiem wam wyjadę. ;)
Krzyś stracił pierwszego mleczaka. I wielkie oczy zrobił, bo zamienił go na piątaka, w nocy, pod poduszką. - Wróżka Zębuszka jednak istnieje! - podsumował niedowiarek.
Julek w ubiegły czwartek wrócił do przedszkola. Dzieci witały go bardzo serdecznie. Panie z szerokim uśmiechem. W piątek wszedł więc śmiało do sali, nie cofnął się. Dzisiaj na pewniaka wlazł na sam jej środek, za Radkiem się nie oglądając. W domu jest swój. Okres adaptacyjny uważam za zamknięty. Ta-daaam!!

Dzień Chłopaka

Odbieram Krzysia z przedszkola i widzę w jego szafce rysunek. O rany! Ale świetny. Jakiś przełom. Jest temat, są kolory, konkret z polotem.


- Krzyyysiu, co to?!- i już mam nawijać o jakimś cudzie, zmianie na lepsze itp. itd., gdy słyszę niedbale rzucone przez ramię:
- To? To laurka.
- ???
- Na Dzień Chłopaka przecież. Mam jeszcze dwie.
Odjęło mi mowę.



Nie wiem, które koleżanki Krzysia są autorkami tych laurek. Są śliczne. Ja się zachwycam. :)

czwartek, 26 września 2013

Małgosia

Mieliśmy wczoraj ogromną przyjemność gościć Małgosię z jej rodzicami. Rodzinka nie w komplecie. Kuba i Emilka zostali w domu. Bo szkoła. Bo wyjazd rodziców z najmłodszą siostrą służbowy. Bo w Centrum Zdrowia Dziecka tłumnie i trzeba długo czekać.
Chłopcy lubią gości. Mieli frajdę. Małgosia mam nadzieję nie mniejszą. Z Krzysiem wbiegała na górę, chowała się z nim pod biurkiem, wspólnie rysowali i bawili się. Julek nie nadążał za starszakami, ale pilnie obserwował i jak umiał, naśladował. Wieczór zakończyli na kanapie oglądając "Pingwiny".
A dzisiaj rano przy śniadaniu Małgosia z wyraźnie opiekuńczo-siostrzanymi instynktami próbowała nakarmić usilnie chcącego być samodzielnym Julka. Nieostrożnie wsadziła mu do buzi kawałek chleba, a ten go przygryzł razem z palcem Małgosi. Rozżaliła się zasadnie. Ale dzielnie wstrzymała od płaczu. Przyjęła ze zrozumieniem moje tłumaczenie Julka zachowania. Następny kęs podała widelcem.
- Ne boli. - triumfalnie oznajmiła. Z uśmiechem rozbrajającym.
Przebywając z zespołowymi dziećmi, zapominam o ich zespole, jestem z dziećmi. To takie proste. Wystarczy zwykłe zainteresowanie i wciągam się. Włażę w ich dziecięcy świat. Raany, ile w nim autentyczności i szczerości. Można ładować akumulatory. Polecam. Marta C.





środa, 25 września 2013

Rzuty wyrzutów

Raz na jakiś czas targają mną wyrzuty sumienia. Że nie powinnam wracać do pracy, a być z Julkiem i wspierać jego rozwój swoją obecnością, pomysłami, zabawami, terapiami, na które woziłabym tyle, ile by się dało.
Te refleksje nasilają się, gdy rozwój Julka zatrzymuje się. Osiąga nirwanę stagnacji. Nie ma nic do przodu, ani nic do tyłu. Trzyletnie niemowlę w domu. Chodzi, porozumiewa się niewerbalnie, na polecenia reaguje selektywnie.
Wpadam wtedy w błędne koło. Wydaje mi się, że będąc z Julkiem cały dzień, mogłabym go intensywnie stymulować. I że ta stymulacja oparłaby się zespołowi, przełamała pewne bariery, które w nim tkwią. Myślę wtedy, że postępy w rozwoju Julka to wcale nie jest kwestia czasu, ale kwestia mojej pracy z nim lub jej braku. A z drugiej strony to poczucie ogromnej bezradności, gdy w zabawie przemycam jakieś poznawcze rzeczy i napotykam na mur niekomunikatywności zaczynającej się od braku kontaktu wzrokowego. To mnie zniechęca. Wybieram więc rolę mamy do tańca, spacerów, pieszczot, karmienia, kąpania, śpiewania. To są konkrety, w których Julek współuczestniczy.
Nie jestem mamą stworzoną na etat. Po urodzeniu Krzysia do pracy wróciłam po urlopie macierzyńskim, po urodzeniu Julka po roku. Za każdym razem chciałam wrócić. Nie dlatego, że robię w niej karierę. Bardziej wykonuję mały, żmudny wycinek roboty za pensję, która w uzupełnieniu z Radka zarobkami pozwala nam wiązać koniec z końcem. Ale szanuję swoją pracę, głównie przez ludzi, z którymi pracuję. Przede wszystkim za to, że pozwala znaleźć mi się w miejscu przynależnym tylko do mnie, oddalonym mentalnie od domu. Tu nabieram dystansu do tego, co w nim zostawiam i zachowuję równowagę między sobą-sobą i sobą-mamą/żoną/córką/synową.
Mimo wyrzuty gdzieś tkwią.
Mimo świadomości, że nie ma doskonałych rozwiązań.  
Doskonałych rodziców.
I doskonałych dzieci.

wtorek, 24 września 2013

Trzy trudno

Trudno byłoby mi znosić upośledzenie Julka, gdyby nie jego wzajemność. W uśmiechu, uczuciach, przytulasach. Na tej płaszczyźnie komunikacja między nami jest na szóstkę. Z plusem.

Codzienny front opieki nad Julkiem obejmuje babcia Aldona. Tyły zabezpiecza wsparciem niebylejakim babcia Krysia. Bywa, że zastępuje babcię Aldonę. Trudno byłoby mi ogarniać codzienność bez ich udziału.

- Mamuś, ta literka mi nie wyszła! - narzeka Krzyś wyjeżdżając poza linię.
- Trudno! Następnym razem wyjdzie ci lepiej.

niedziela, 22 września 2013

Samodzielność

Samodzielnie Julek chce wiele rzeczy robić.
Samodzielnie udaje mu się widelcem posługiwać. I połowicznie łyżką.
Samodzielnie przyłoży w blat drewnianą łopatką samodzielnie wyłowioną z kuchennej szuflady samodzielnie otwartej.
Samodzielnie załatwia sprawy w pampersa.
Samodzielnie udaje, że myje zęby.
Samodzielnie otwiera drzwi z klamki. Z klucza próbuje.
Samodzielnie buszuje w szafkach kuchennych, szufladach z ciuchami i pojemnikach z klockami. Z tych ostatnich samodzielnie buduje wieże.
Samodzielnie nie chce schodzić schodami.
I ubierać się.
Ściąga za to samodzielnie skarpetki, buty i czapki z głów. I od niedawna podciąga nogawki. Wygląda wtedy - zobaczcie sami! Oto nowa stylizacja Julka. Samodzielnie przez niego podciągnięta. :D



czwartek, 19 września 2013

Rośnie sobie

Łazi mój starszy syn po domu i co rusz porusza chybocącą dolną jedynką. Stała już się przebiła, czeka na wolne miejsce. (Jakie teraz stawki ma Wróżka Zębuszka? I  co to w ogóle za instytucja?)
Nerwowo się robi. Rośnie mi to to, pyskuje z błyskiem inteligencji, liczy w głowie - dodaje, odejmuje, razy dwa mnoży nie wiedząc, że mnoży, litery w tłumie zaczyna wyróżniać. No gdzie mój mały, pyzaty, z lokami Krzyś. Żal, że traci swoją niewinność. I duma, że staje się małym mężczyzną.
Ciągle jeszcze daje się tulić.
Julek w zapale naśladownictwa przybiega do mnie dzisiaj. Otwiera buzię i rusza zębem na dole jak Krzyś. Ale ten nie chybocze. Julek zgłasza pretensje. Przyjdzie i na ciebie pora, mój synku mały. :)




niedziela, 15 września 2013

Różnie i wspólnie

Po akcjach niecodziennej koncentracji uwagi na Julku (szpital) Krzyś bardzo akcentuje swoją obecność. Zachowuje się irytująco i nienaturalnie, zwykle małpując zachowania Julka. A że Julek ostatnio ma fazę na starszego brata (idol, idol ponad wszystko!) i małpuje zachowania Krzysia, to w domu następuje sprzężenie zachowań pięciolatka z właściwą liczbą chromosomów, ale jakby z jednym więcej i trzylatka z dodatkowym chromosomem, ale udającym, że bez.
Pomieszanie z poplątaniem, z którego próbujemy wyjść obronną ręką.
Ręką, która nie tylko już burzy, ale i buduje.
Ręką, która pokazuje, dokąd iść i wszyscy tam wędrują.
Ręką na czole z zimnym okładem. 
Najważniejsze, że ciągle chce im się robić coś wspólnie. :)


Krzyś wszedł w fazę kreowania różności z klocków, Julek w fazę budowania wież. Wspólnie coś razem tworzą.

Gdzie ty Krzysiu, tam i ja Julek.

Krzyś zbiega z górki...

.... to i Julek obowiązkowo za nim.

Pełna komitywa. Zwiewamy rodzicom.

czwartek, 12 września 2013

W domu

To żadna sztuka przetrwać z Julkiem w szpitalu.
Sam pobyt to intensyfikacja koncentracji. Jestem z nim i tylko z nim. Swoją obecnością wspieram i tulę przed tym, co nieuniknione. Łagodzę smutki i bóle. Nie czuję wtedy zmęczenia. Adrenalina działa, ja działam jak nakręcona.
Sztuka to przetrwać powrót do zakłóconego rytmu codzienności i równowagi między naszymi rolami. Chwieje się wszystko i trzeba to prędko poskładać w całość. Bez sił, bo nagle wyparowały podczas jazdy do domu, muszę stawiać czoła sobie i chłopcom, który każdy z osobna potrzebuje dopieszczenia. Bywa, że kąsam wtedy. Egoizm bierze górę.
Nie nauczyłam się tej sztuki. Łagodnego i mądrego powrotu do domu, bez zakłóceń i zgrzytów.
A jednak z ulgą to piszę: jesteśmy już w domu.

środa, 11 września 2013

Kajetany zabieg

Trudny dzień za nami.
Jego główny bohater śpi pokonany stresem, bólem i wysiłkiem w zmaganiu się ze skutkami ubocznymi narkozy. Przetrwał dzielnie. Był moment krytyczny wzmożonego pojękiwania i brzęczenia, ale to z głodu. Zjadł i przestał.
Julek miał wycięty trzeci migdał i obustronny drenaż wentylacyjny. Tak wyczytałam w jego karcie pozabiegowej. Bo lekarza ostatni raz widziałam wczoraj na izbie przyjęć. 
To pierwszy mój pobyt z Julkiem w szpitalu, gdzie śpię na normalnym łóżku (!) obok julkowego. Pod czystą pościelą, z miękką podusią (nieswoją, tutejszą). Pierwszy pobyt, podczas którego mam ograniczony kontakt z personelem medycznym. Informacja w szczątkowych ilościach. I pierwszy pobyt, w którym widzę dzieci z pozoru zdrowe i pełnosprawne, a jednak ograniczone głuchotą.
Serce skradła mi roczna Oliwka. Pyzata i śmieszka. Łazi jak ufoludek z bandażem przytrzymującym wystającą antenkę (tak naprawdę to strzykawka). Miała wszczepiony implant. Będzie słyszeć. Chylę czoło przed takimi cudami.
Szykując się do Kajetan, korzystałam ze ściągi. A że przygotowała ją ta sama koleżanka, która przyszła do nas na ostatnim Zlocie do gorączkującego Krzysia ze skrzyneczką na narzędzia, w której równiutko ułożone były różnej maści lekarstwa (o czym pisałam na blogu parę miesięcy temu), to poszłam za ściągą jak w dym. I się nie zawiodłam. Dzięki, Aga :)

wtorek, 10 września 2013

Przystanek Kajetany

Jesteśmy.
Jutro zabieg. Jednak mała (?) zmiana planu. Zamiast drenażu (płyn jest, ale jakby go nie było i to tylko w jednym uchu), wycięcie trzeciego migdałka.
Wyniki tympanometrii były zadowalające, ale pani doktor zajrzała przez nos szybko i sprawnie, coś ujrzała i zadecydowała o zabiegu na migdałka. To teraz Julek nie będzie już marzył o niebieskich.
Nie nadążałam. Szybciej mówiła od uciekającego Julka w stronę drzwi.
Obchodu nie było. Będzie rano. Dopytam.
Bilans dnia.
Krzyś gorączkuje bez mamy, Julek śpi obok mamy.
Z poziomowego parkingu nie skorzystałam. Wjazdy i zjazdy węższe od kanalików usznych Julka.
Zaliczyłam zderzenie z sosną (nie widziałam jej, normalnie jej nie widziałam) przy cofaniu na innym parkingu.
Wtaszczyłam liczne torby i o żadnej nie zapomniałam.
Zgubiłam jakiś kilogram biegając za wszędobylskim, nad wyraz pobudzonym Julkiem.
Na własne oczy widziałam, jak zaczepia z uśmiechem obce baby. I idzie z nimi za rękę, nie patrząc za mną w ogóle. Cygańskie dziecko.
Urok Julka mnie powala.
Tęsknota za Krzysiem rozrywa.

poniedziałek, 9 września 2013

Matka W Biegu

Poczekalnia w przychodni.
Wpada matka z jednym dzieckiem na ręku, torbą przez ramię i drugą na ramieniu - tym samym - które utrzymuje dziecko. Przed nią kilkuletni chłopiec. Matka nieprzytomnie rozgląda się po poczekalni. - Nie ma, no nie ma tej torby.
- A której? - pyta rezolutnie chłopiec.
- Czy jest ktoś u pani doktor? - pyta kobieta.
- Tak. - słyszy. Myśli gorączkowo, co było w tej torbie i czy będzie bardzo szkoda, jak się nie znajdzie.
- A co było w tej torbie? - pyta chłopiec.
- Pampersy, picie. Musimy poczekać. Jestem prawie pewna, że ją zabrałam z gabinetu. - myśli głośno.
- Ale którą torbę szukamy? - dopytuje chłopiec. - Tę, którą masz na ramieniu?
Uśmiech.
To byłam ja. Hilary w spódnicy. Matka Polka w biegu. Nieprzytomna. Planująca.
Julek jedzie do Kajetan.
Krzyś choruje w domu. Ma zapalenie gardła i kiepski nastrój.
Chciałabym się móc rozdwoić, a tu nie da rady.

niedziela, 8 września 2013

Piłka nożna

Piękna była dzisiaj niedziela.
U nas jakaś nerwowa. Każdy odstawił solówkę poirytowania. Nie wgłębiam się w przyczyny. Dopiero popołudniu, po obiedzie, dla złagodzenia kolców i stępienia pazurków pojechaliśmy na plac zabaw. Każdy ze swoim sprzętem.
Krzyś z piłką, Julek z samochodzikiem, Radek z przydasiową torbą, ja z uśmiechem na bakier.
Boisko było puste. Zrobiło się nasze.
Najpierw towarzystwo trzymało się swoich solówek. A potem nawet się zgrało. W piłkę.
I poszło sobie miło popołudnie.
A jutro Julek nie jedzie do przedszkola. Wiozę go do pediatry po ostatnie zaświadczenie do Kajetan. Na tak albo na nie. Julek po katarze sprzed dwóch tygodni pokasłuje przelotnie, mokro i tylko w dzień. Poza tym w dobrej formie. Niech lekarz osłucha, obejrzy wyniki morfologii (leukocyty ciut poniżej normy) i zdecyduje. Ja tam glejt - jakikolwiek by nie był - potrzebuję. Bo jak na nie, to do Kajetan we wtorek z rana posłańcem słać muszę. Faks mój przyjaciel.
Jak na tak, to wyruszamy we wtorek, żeby o 14.00 znaleźć się na izbie przyjęć.
Wolę ten zabieg mieć za sobą.

Każdy sobie.

Bramkę atakować można w różny sposób.

Tu na przykład w sposób tradycyjny.

Coś na kształt wspólnej gry.

Julek przejmuje podanie.

I wyłącza się z gry.

Zawodnik niesubordynowany.

Ale zadowolony.

Wraca do gry.

I goool byłby, gdyby nie Krzyś obrońca. :)


piątek, 6 września 2013

Powrót do domu

Mam szczególny powód do radości. Roszek został dzisiaj wypisany ze szpitala. Wrócił z naprawionym serduchem do domu.
Niewiarygodne się wydaje, że jeszcze pół wieku temu Roszek, Julek, Antek, Pola, Natalka, Szymek, Ada, Aneta i wiele, wiele innych dzieci umarłoby, zanim zaczęłoby żyć na dobre. Bo takie dzieci były poza nawiasem możliwości i chęci medycyny.
Dziś wiele, wszystko się zmieniło - zespół Downa nie straszy, medycyna poszła do przodu, kardiochirurdzy walczą o małych pacjentów. A jednak wiele z tych serduchowych historii pozostaje bez happy endu, z niewyobrażalną stratą i pustką w sercu.
Madzia, Tosia, Kuba, Franek, Igor, Iza i wiele, wiele innych dzieci osierociło swoich rodziców. Wbrew nadziei i rodzicielskim pragnieniom. Nie wróciły do domu.

czwartek, 5 września 2013

Przedszkole dzień czwarty

Dzień czwarty.
Był mały półobrót u wrót sali. Nieznaczne jęknięcie, ale panie przechwyciły Julka i kilka godzin w przedszkolu minęło pomyślnie.
Za to w domu po drzemce Julek był nieswój. Niewiele go obchodziło, <nie> dominowało, wydawał się obrażony. Niewykluczone, że rozwija się infekcja. Niewykluczone, że był rozbity po zakłóconym rytmie dnia wczorajszego. Najpewniej jednak odreagowuje pozostawianie go na kilka godzin w środowisku całkiem mu nieznanym. Czyli reakcja zupełnie naturalna.
Bardzo brakuje mi werbalnej, nawet skleconej z kilku słów komunikacji z Julkiem. Muszę się domyślać, o co jęczy i brzęczy. Czasem zgadnę w mig, czasem trwa to na długi dystans obustronnej irytacji. I wtedy zazdroszczę, paskudnie zazdroszczę normalności skrojonej na miarę 46 chromosomów. Tęsknię za macierzyństwem zwyczajnym.

Julek po godzinach:
Paluszkożerca

Łobuz (taca zaraz wyląduje na ziemi)

Uśmiech na pół gwizdka

Z lekka poirytowany

Całkowicie poirytowany

Szczęśliwy na zewnątrz

środa, 4 września 2013

Przedszkole dzień trzeci

Dzień trzeci.
Dzień pierwszy mój w pracy.
Julka do przedszkola zaprowadzili Radek z Krzysiem. Odebrała po trzech godzinach babcia z dziadkiem. Czyli witaj codzienność!
Ogólnie rano bez zmian. Ochota i  żwawość przewodzą. W szczególe Julek miał misję. Zanieść ręcznik (ten ręcznie wyszywany przeze mnie) przeprany po wczorajszej kupie. Szedł niosąc i doszedł do celu. Został bez płaczu. Dziś dzieci były na placu zabaw. Julek zaliczył piaskownicę i kilka łez. Rąbnął kupę. Potem drugą. Przeżywa. Po powrocie do domu wtulił się w Radka na chwil o wiele więcej niż zwykle. Nie spał! Nie spał cały dzień. Padł dopiero przed 20.00.
Byłam też dzisiaj na zebraniu w przedszkolu. Z serca spadł kamień. Julek jest w dobrych rękach. Serdecznych, otwartych na jego inność, ciekawych go. Będzie miał zajęcia z pedagogiem dostosowane do jego poziomu, zajęcia z logopedą, umuzykalniające z grupą. Muszę pogadać z dyrekcją o rehabilitacji, bo w tym roku nie będzie zajęć dodatkowych, na które liczyłam.
W danych statystycznych sprawa ma się tak: grupa liczy 25 dzieci, z czego 19 to dziewczynki (już otoczyły Julka opieką), 9 dzieci to trzylatki, reszta cztero. Pani Aneta - wychowawczyni - bardzo ciepło przedstawiła Julka, resztę pozostawiając mnie (poprosiłam wcześniej, że może rodzicom przybliżę szczególność Julka i naszą obecność w przedszkolu). Krótko wyjaśniłam, opowiedziałam, poinformowałam. Wieści zostały przyjęte zwyczajnie, a nawet życzliwie.
Będzie dobrze. Będzie.

wtorek, 3 września 2013

Przedszkole dzień drugi

Dzień drugi
Żwawo i z ochotą pobiegł Julek do swojej sali. Nawet nie obejrzał się za mną.
Odebrałam go po trzech godzinach. Siedział sobie z boku i sam się bawił. Dzieci kłębiły się wokół pani, która rozdawała kotyliony z imionami. Ukłuło mnie serce w rytmie "a Julek na marginesie grupy". Rozum powiedział, że to czas adaptacji i outsiderem nie tylko Julek był dzisiaj. Zresztą nie wyglądał na nieszczęśliwego. Trochę smutnego. Podszedł do mnie kolega wzrostu julkowego o imieniu Wiktor i łkając pytał, gdzie jego mama. Nawiązała się między nami nić porozumienia. Pogadaliśmy chwilę. Ja pocieszająco, on pociągająco nosem. Świetny był. Chciało mi się go przytulić. A Julek stał obok. Milcząco.
Może też chciałby nie raz zapytać, gdzie mama.
Zjadł ładnie śniadanie, po którym schował się pod stołem i zapłakał. A potem zrobił kupę. Julka kupy nie przysporzą mu fanów. Panie pięknie przewinęły i nie robiły problemu.
Potykam się na początku drogi.
Nikt nie obiecywał, że będzie gładko.
Julek nadal w swojej formie.
Więc idziemy dalej. :)

poniedziałek, 2 września 2013

Przedszkole dzień pierwszy

Z pamiętnika mamy przedszkolaka.
Dzień pierwszy.
Pojechaliśmy rodzinnie jak na piknik. Julek pomknął do sali nie oglądając się za nami. Ganiał między zabawkami jak dzika pszczoła. Nie płakał. Zjadł śniadanie, przygryzając panią Lidkę w palec. Bawił się z dziewczynkami, a może odwrotnie - dziewczynki z Julkiem? W przedszkolu spędził dwie godziny na zabawie, a ja w domu na sprzątaniu. Wracał zadowolony i uśmiechnięty. Ja też.
Krzyś weteran nie płakał. Podobno przeżywał i opowiadał o tym, że odprowadził Julka. A pierwsze pytanie, które zadał Radkowi, który go dziś odbierał, było o młodszego brata w przedszkolu. Śmiał się w kułak z opowieści o Julku, który ugryzł palec pani Lidki zamiast parówkę.



niedziela, 1 września 2013

Przed jutrem

Jutrzejszy debiutant przedszkolny śpi w najlepsze, a mamuś wyszywa jego imię i nazwisko na ręczniku (ci co mnie dobrze znają, wiedzą, jakie to poświęcenie z mojej strony :)). Na worku z przydasiami (ubranie na zmianę, pampersy) nie wyszyłam nic, podpisałam tylko.
Wsłuchuję się w siebie i nic nie słyszę. Żadnego stresu, żadnego achu-ochu. Nic.
Mój młodszy syn idzie do przedszkola, a we mnie cicho.
Myślałam, że może weekend wypełniony po brzegi gośćmi, atrakcjami i lekkimi kacami oddala stres. Myślałam, że może niedospanie i takie-sobie zmęczenie stępiło emocje.
A teraz myślę, że chyba po prostu wiem, że wszystko ułoży się właściwie. Nawet jeśli to właściwie oznacza inny scenariusz od tego, który zakładam.
Czuję się przygotowana na jutro.
Julek przez dwa tygodnie był oswajany z drogą do przedszkola. Rozmawiałam z wychowawczynią Krzysia, rozmawiałam z wychowawczynią Julka. W sobotę wybraliśmy się silną grupą na festyn rodzinny zorganizowany przez naszą gminę przy zespole szkół, do którego przynależy przedszkole. W przedszkolu był dzień otwarty. Wparował więc Julek do swojej sali. Przymierzył się do stolika, usiadł przy nim na chwilę, żeby poderwać się i ruszyć do szafki z zabawkami, nie oglądając się za mną. Wcale.
Ciekawa jestem, jak Julek da sobie radę?
Jednak trzymajcie kciuki!
Bo może mój spokój to zwykła cisza przed burzą.






Gusta

Przeglądamy film na Pulsie. W oczy rzuca się tłum facetów w zbrojach i jedna niewiasta. Ponoć Miss Czegoś Tam.
Loża szyderców, czyli Radek: - Beznadziejna jest. I ja: - No, nieciekawa wcale.
Krzyś wtrąca się pytaniem: - Ale o kim mówicie? O tej pięknej dziewczynie?
Kurtyna.