wtorek, 31 grudnia 2013

Sylwester

Dam wam przepis od pana Pierdziołki na dobrą zabawę.

Ele-mele zjedz morele.
Bango-bango, wcinaj mango.
Pomarańcza z marakują do imprezy się szykują.
Pomarańcza, trzy banany, będzie ubaw niesłychany.

Bawcie się dobrze. My siedzimy w domu. Z naszymi nieletnimi pociechami pewno padniemy przed północą. Co nie zmienia faktu, że wieczór sylwestrowy zaczniemy. Według podanego wyżej przepisu. A co tam. Trzeba w życiu wszystkiego spróbować. ;)
Wpadnę tu jeszcze z życzeniami noworocznymi.
Tymczasem wyruszam na wyprawę po mango-mango.
Do Siego Roku!

niedziela, 29 grudnia 2013

Artyści

Na początku była nuda. Potem rulon papieru. I wreszcie znalazł się pomysł.
Chłopaki na podłogę raz. Położyć się na papierze dwa. Odrysuję was trzy.
Starszy podjął współpracę na cały etat. Młodszy na pół, może tylko na ćwierć.
Mieli flamastry. Dodałam kredki i kolorowali swoje odbicia.
Starszy na cały etat. Młodszy na pół, może tylko na ćwierć.
Młodszemu bardziej odpowiadało transportowanie pomocy malarskich. Nuda została uplastyczniona.
A potem zrobiliśmy wernisaż.
Na chwilę niedługą.
Bo młodszy okazał się showmenem i zaczął happening. Darł, zdarł, rozdarł na kawałki to, co przed chwilą wisiało.
Bałagan to synonim nieładu artystycznego?


wtorek, 24 grudnia 2013

Wigilia 2013

I znów jestem w Wigilii.
Ten dzień wyznacza rytm roku. Mojego każdego roku.
Minione wigilie emocjonalnie bywały różne. Zawsze w kręgu najbliższych. Z tym samym arsenałem smaków, kolorów i zapachów.
Był szereg wigilii, w których od karpia ważniejsze były prezenty pod choinką. Potem prezenty ustąpiły miejsca opłatkowi. I jeszcze komplet wigilii z nadzieją, że to ostatnia taka w pojedynkę.
Dziś uczucia i emocje są na swoim miejscu, w idealnej równowadze.
Radek ze mną, dzieci przy nas i rodzice z nami.
Znalazłam się w spełnionym marzeniu.
Życzę Wam tego samego!
I jeszcze Wesołych, Zdrowych Świąt. :)


poniedziałek, 23 grudnia 2013

W wigilię Wigilii

Krzyś z właściwą sobie elegancją obudził się rano i oznajmił, że boli go ucho. Lewe.
Wyczucie czasu też ma dobre.
Ostatnim rzutem na taśmę załapaliśmy się na lekarza w przychodni, który stwierdził, że to zapalenie ucha od przechodzonego kataru i zaaplikował baterię leków z antybiotykiem na czele.
W wigilię Wigilii weszliśmy więc z infekcją, na szczęście w towarzystwie babci Krysi i dziadka Ludwika oraz choinką z promocji.
Uwaga! Julek wyczaił, że drzewko iglaste kłuje, a bombki można z impetem ściągać z gałązek.
Jest dobrze.





piątek, 20 grudnia 2013

Jasełka

Lubię przedszkolne występy.
Lubię patrzeć na rozemocjonowane dzieci, z wypiekami na twarzy. Przejęte, cichutko pod nosem deklamujące albo głośno i BAR-DZO WY-RA-ŹNIE, powoli albo wręcz przeciwnie - chcące prześcignąć torpedę.
Lubię.
Zaangażowane całkowicie, połowicznie albo wcale. Jakkolwiek nie nastawione, zawsze szczerze.
"Przybieżeli do Betlejem" rozłożyło mnie dzisiaj na łopatki. Głośne, nie trzymające rytmu, fałszujące, prosto z serca - wzruszało. Normalnie wzruszało. Mnie.
Dziś Świetliki miały Jasełka. Całą trójkę przybyliśmy, żeby obejrzeć Krzysia i jego grupę, złożyć sobie życzenia ze znajomymi mamami i paniami przedszkolankami. Kawał dobrej roboty zrobiły. Ogarnąć ten żywy, rozbiegany organizm, zmobilizować do wejścia w role niecodzienne trzeba wiedzieć jak.
Coraz bliżej Święta. W środku robię się z waty.





środa, 18 grudnia 2013

Pierniczki skandynawskie

Ciasto na pierniczki wspólną parą ruszyło i się ukręciło. Teraz się chłodzi. Produkcję uskutecznimy jutro.
Zakwas na barszcz w cieple leniwie stoi i się robi. Mój pierwszy w życiu.
Rękawy podwinięte, co by św. Józef mógł do rodziców wesoło pomachać. Jutro próba kostiumowa.
Czyli uruchomiliśmy wielkie przedświąteczne odliczanie. Ha!



wtorek, 17 grudnia 2013

Galopem

Szybko. Nie zdążę. Prędzej. Szybko. Szyb. Ko. Ko.
Jeszcze trzy dni. Odliczam szybko. Płynie wolno, choć jednak szybko dzień za dniem. Jestem na dnie wtorku.
Jeszcze trzy dni. Trzy poranki o piątej, przed piątą, tuż po.
Szybko. Szybko. Nie zdążę. Zdążę.
Od soboty zwalniam. Zwalniam.
Obiecuję sobie, dzieciom, Radkowi, rodzicom, świętom, sobie, sobie, sobie. Od poniedziałku urlop. Urlooooooooooooop.
W tym wariatkowie zajęciowym, głównie po ciemnicy (dlaczego o piętnastej robi się ciemno) ledwo chwytam to, co ważne. Jakieś strzępki, które wymykają się palcom. Śpiewam z Krzysiem głośno "Przybieżeli do Betlejem" i robi się na miejscu. Właściwie. Wyciszam towarzystwo "Lulajże Jezuniu" i znów święta nie tylko pachną pierniczkami. To dobrze, że grupa Krzysia szykuje Jasełka. Kolędowanie próbne, uzasadnione, usprawiedliwione. A potem znowu bieg. W biegu.
Na basen wpadliśmy w ostatniej chwili. Dziś w towarzystwie Julka. Oglądał Krzysia zza szyby, komentując niewerbalnie wyczyny brata, który strzałką śmiga pod wodą, na plecach zaczyna coraz śmielej. Sens biegu staje się bardziej wymierny.
Święta. Święta za pasem.





poniedziałek, 16 grudnia 2013

Zafiksowany

Julek miewa różne fiksacje.
Była już wyładunkowa. Wszystkie sztućce zaliczały wyrzut z szuflady.
Była też biblioteczna. Książki lądowały na podłodze, żeby z pieczołowitością na miarę Julka być ustawiane z powrotem na półce. Mniej więcej w połowie.
Była porządkowa. Kosz na śmieci pęczniał w tempie zawrotnym. Zbędność rzeczy Julek klasyfikował według swojej niewypowiedzianej logiki.
Te i inne fiksacje zadamawiały się - jedne na dłużej, drugie na krócej, wzbudzając uśmiech, zmęczenie, najczęściej irytację. O różnym natężeniu. Naprawdę różnym. Niektóre pojawiały się i nigdy już nie wracały, inne po zaniknięciu, powracały nieco zmodyfikowane.
Julek jednak dojrzewa. Zmienia się. Usprawnia. Wymyśla nowe.
Teraz więc na topie jest fiksacja stołowa. Włazi w mgnieniu chwili, w odwróceniu głowy, bezczelnie na moich oczach. To jego myk-myk napawa mnie dumą i wielkim strachem. Stół stał się zakazanym miejscem zabawy, tańców i śpiewnych solówek. Choć włażenie to nie ma naszej aprobaty, nie odpuszcza. Uparciuch jeden. :)


środa, 11 grudnia 2013

W sprawie mowy

Pogadałam dziś z panią Agatą, która dwa razy w tygodniu wyciska z Julka, ile się da. I mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.
Zła jest taka, że dopiero teraz, w wieku trzech lat Julek zaczyna gaworzyć.
Dobra, że zwykle gaworzenie poprzedza świadomą mowę.
Jest! Jest światełko w tunelu. :)

wtorek, 10 grudnia 2013

Razem w przedszkolu

Krzyś i Julek w jednym przedszkolu logistycznie ułatwia nam codzienność. Takie było założenie.
Wiedziałam też, że to będzie jedyny moment wspólnego ich łażenia do tej samej placówki oświatowej. Za rok ich drogi edukacyjne rozejdą się raz na zawsze. Krzyś pójdzie do pierwszej klasy, Julek zostanie w przedszkolu jeszcze długo. W jakim przedszkolu pozostaje na razie pytaniem otwartym. Nie łudzę się też, że Julek za pięć lat będzie nadawał się do integracyjnej szkoły, której zresztą w naszej gminie i tak nie ma.
Chciałam namiastki normalności. Przez rok doświadczać obu synów w tym samym przedszkolu.
W tym swoim planowaniu nie przewidziałam jednego. Zaangażowania Krzysia. Jego okołoprzedszkolna opiekuńczość wobec Julka nabrała cech rytuału, w którym uczestniczy serce i rozum. Serce steruje w kierunku przytulasów i całusów, rozum demaskuje inność Julka. Bo moje dotychczasowe gadanie było gadaniem, teraz Krzyś empirycznie doświadcza różnice między Julkiem i jego niezespołowymi rówieśnikami. Wzbudza to tkliwość w Krzysiu, ale nie współczucie. I chyba zadowolenie. Bo na pewno to nie ujma być bratem Julka. Tego z Mróweczek, który tańczy wśród dzieci. I jest zwyczajnie lubiany.
To wartość dodana moich założeń. Zupełnie nieoczekiwana.

sobota, 7 grudnia 2013

Piknik pod wiszącym kocem

Co dwa weekendy znikam z domu. Na prawie cały dzień. Dwa dni. Te wolne od pracy. Tak mi się wzięło na podyplomowe studiowanie. Zupełnie z nie mojej, bo ekonomicznej bajki.
Mój czas rodzinny skurczył się do orzeszka laskowego.
Coś tracę, coś zyskuję.
Chłopcy na pewno wygrywają więź z tatą. Nasycam serce tymi ich relacjami, których sama nie zaznałam, zgubiona przez swojego tatę po drodze.
Przy okazji nauczyłam się intensywnie czerpać z czasu, kiedy jesteśmy razem. Nie przelatuje przez palce, nie gubię go na mijanie się z sobą. Chłopcy łażą za mną, ja za nimi. Dużo wspólnie robimy. Klopsy mielone, kartki świąteczne, porządki zaległe, tańce-wywijańce. Bywa też trudno, niecierpliwie i zrzędząco. Dajemy jednak radę. Razem nam lepiej.
A tata funduje atrakcje, które zwykle mówią stop porządkowi, wymagają improwizacji, aranżacji i pomysłu. Na taki piknik też dałabym się zaprosić. W bazie, jaką marzy Krzyś. I Julek za Krzysiem.





PS Czasu nie tracę też na uczelni. Rachunkowość zdałam na cztery i pół. :)

czwartek, 5 grudnia 2013

Wynik eeg

Czekałam pod drzwiami naszej neurolog. Nerwowo ściskając wynik badania eeg, które tydzień temu z zadziwiającą sprawnością udało się nam przeprowadzić we śnie.
Wyczytane miałam informacje o padaczce.
Przed oczami wynik, który równie dobrze mógłby być napisany po chińsku. Nic nie rozumiałam.
Czytałam tylko :"zapis nieprawidłowy".
Teraz mogę się przygotować. Nabrać powietrza w płuca. Nie marnotrawić czasu na zbędny balast emocji niewiedzianego.
Więc byłam przygotowana usłyszeć diagnozę. Z tą nawiedzoną nadzieją. Uparcie tkwiącą przy mnie. Jak cień.
I racjonalnie poukładane, że jeśli jest, to będzie leczenie. Właściwe kroki podjęte. Kolejna góra do zdobycia. Wejdziemy na nią. Wejdziemy.
Nie chcę być więcej zaskoczona, jak po urodzeniu Julka.
Nie chcę bać się nieznanego.
Więc jestem czujna. Z podwiniętymi skrzydłami. Chwilami nawet spięta.
Nasz wyrok odroczony.
Zmiany są, ale nie padaczkowe.
Dla ostrożności procesowej mamy powtórzyć badanie za trzy miesiące.
Ulga na miarę przyczajonego smoka.
Albo ja jego albo on mnie.
Nie dam się... tak łatwo.

środa, 4 grudnia 2013

List od św. Mikołaja

Się święty do mnie pofatygował i list mi zostawił takiej treści:

"Droga Marto!
Kapsułą się nie martw.
Te drugie bazgroły rozpracowały Skrzaty i mam trzy opcje. Wybiorę tę dobrą.
Rozdaję, co mam, więc czas wolny odpada. Wnioskuj do wyższej instancji.
pozdrawiam z biegu(na)
św. Mikołaj

PS Na wino wpadnę w Wielkanoc. Moją robotę odwala wtedy Zajączek."

I wszystko jasne! :)

środa, 27 listopada 2013

Pasowanie

Pani dyrektor ołówkiem klepnęła w ramię, uścisnęła grabę, dyplom wręczyła i tak Julek oficjalnie stał się przedszkolakiem. Pasowanie za nami.
Spodziewałam się wzruszeń, westchnień i rumieńców.
Nic z tych rzeczy.
Dzieci śpiewały, mówiły wierszyki. Grupa Krzysia miała swój udział. Krzyś dyktował fragment przedszkolnej przysięgi. Julek stał sobie i tyle.
Minę miał taką samą jak przy porannej toalecie, polowaniu co-by-tu-jeszcze-ściągnąć i jedzeniu śniadania. Beznamiętną.
Co on z tego całego zamieszania zrozumiał? Jak wygląda świat jego oczami? O czym myślał stojąc między koleżankami?
- Jestem dumny z Julka. - powiedział mi Radek.
A ja jestem smutna. Tą samotnością Julka wśród rówieśników. Samotnością wynikającą z bariery zrozumienia. Tkwiącą w nim samym.



wtorek, 26 listopada 2013

List do św. Mikołaja

Drogi Święty Mikołaju!
Pozwolisz, że internetowo prześlę ci pocztę od moich synów. Idziesz z duchem czasów, więc na komputerach znasz się, chyba.
Nie wytłumaczę ci, co to kapsuła mocy. Podobno wiesz.
Nie wytłumaczę, co Julka ręka napisała. Jestem pewna, że wiesz.
Czekamy na Ciebie z niecierpliwością pięciolatka i winkiem własnej roboty.
serdecznie pozdrawiam
Marta

PS Gdybyś dysponował czasem wolnym od trosk i obowiązków, chętnie dam się nim obdarować.





niedziela, 24 listopada 2013

Na nurka

Głowy moich pociech myję na dwa sposoby.

Pierwszy: na szczoteczkę.
Delikwent pod prysznicem tapla się wodą, ja go myję, moczę włosy rękami, za chwilę myję szamponem. Żeby spłukać, daję w łapę szybko szczoteczkę, kładę chłopaka na wznak. Delikwent zajmuje się szczoteczką, ja spłukuję głowę.
Plusy: Szast-prast-gotowe. Szybka akcja-zero płaczu.
Minusy: szczoteczka raz w tygodniu wymaga wymiany.

Drugi: na nurka.
Delikwent zakłada okularki do nurkowania. A ja myję włosy.
Plusy: Szast-prast-gotowe. Szybka akcja-zero płaczu.
Minusy: dla delikwentów współpracujących. Najlepiej lubiących nurkować.
 
przymiarka na nurka

piątek, 22 listopada 2013

Kotku

- Pan to do żony musi mówić "kotku" - zagaiła Radka pani w przedszkolu, gdy ten odbierał Krzysia.
Radek zrobił wielkie oczy. W kontaktach ze mną nie ma zwyczaju stosować terminologii odzwierzęcej (żabka, myszka, rybka, kotek to nie nasza bajka).
- Bo Krzyś tak ładnie zwraca się do dziewczynek. Kotku, mówi.
O rany Julek!

czwartek, 21 listopada 2013

Więcej ekspresji, proszę.

Z samego rana pojechałam dzisiaj z Julkiem na konsultacje do OWI (Ośrodka Wczesnej Interwencji - dla niewtajemniczonych) do doświadczonego fizjoterapeuty. Żeby dowiedzieć się, jak Julek stoi z ruchowym rozwojem. Nad czym trzeba popracować, co ewentualnie skorygować.
Pani spóźniła się 10 minut. Przez pierwsze 5 minut robiła ogólny wywiad (masa urodzeniowa, wady towarzyszące, znaki szczególne ;)). Potem poprosiła o rozebranie Julka. Zatrzymała się na pampersie, zdziwiona, że jeszcze go ma. Tłumaczę, że nie jest gotowy ze swoją samoświadomością na odpieluchowanie. Zapytała o mowę. Mówię, że nie mówi. Przez kolejne 40 minut wysłuchałam monologu na temat jej metod pracy z niejakim Stasiem, do którego jeździ kilka razy w tygodniu. Metod mających wywołać rozumienie i gadanie. Fizjoterapeuta na tropie innowacyjnych metod nauki mówienia.
Julek w tym czasie przychodził do mnie. Prezentował zabawki. Zaczepiał uśmiechem. Pani monologowała. A ja przez grzeczność (kurs asertywności potrzebny mi od zaraz!) nie przerywałam.
W pewnym momencie udało mi się wtrącić, że Julek ma swoje "wyrazy", np. z piosenki o żabce, gada u-a, u-a zawsze na żabę, którą wyhaczy w reklamie pewnej sieci handlowej na przykład.
A jaka to piosenka?
No to mówię, że tutejsza, z OWI.
- A pani mi przypomni.
Zwróciłam się do Julka i zaczynam śpiewać (pani notuje słowa): "jam jest żabka, tyś jest żabka, my nie mamy nic takiego, jedna łapka, druga łapka, skrzydełka żadnego, u-ua kua-kua, u-ua kua-kua". Julek jak zwykle włącza się i produkuje wszystkie gesty, na koniec efektownie wyśpiewuje u-a u-a.
Pani podsumowała: - W skali od 1-10 pani zaangażowanie oceniłabym na poziomie trzecim.
Szybko zapytałam (bo kolejni rodzice już się dobijali): - A jak Julka rozwój ruchowy?
- Dobrze, bardzo dobrze.
I tak oto przestawiając cały nasz domowo-zawodowy poranek, żeby uzyskać informacje o ruchowych konkretach, dowiedziałam się, że najważniejsza w pracy nad mówieniem jest eskpresja.
Proszę pani, ja byłam pierwszy i ostatni raz u pani. Bo pani traci mój czas. I to jest do bani!
Ponieważ w każdej sytuacji są pozytywy. Ja miałam jeden: Julka. Pobyłam z nim. W aucie "pogadaliśmy" sobie, pośpiewaliśmy, a jedna piosenka usłyszana w radiu tak nas zainspirowała, że Julek wokalizował oooo na zawołanie. Ja oooo, on oooo, ja ooo, on oooo. Ale jakie oooo. Pełne śmiechu i ekspresji. O!


poniedziałek, 18 listopada 2013

Dziękujemy :)

Fundacja "Zdążyć z Pomocą" zakończyła dzisiaj księgowanie 1%.
Dziękujemy!
Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do wpłat 1% na Julka i wszystkim, którzy ten 1% przekazali.
Dziękujemy Darczyńcom z Żarów, Głubczyc, Krosna Odrzańskiego, Warszawy, Kielc, Bielska-Białej, Łodzi, Zielonej Góry, Pruszkowa, Przemyśla, Krakowa, Płońska, Inowrocławia, Mińska Mazowieckiego i Gdańska.
Dziękujemy za każdą złotówkę i każdą jej wielokrotność.
Zgromadzone środki przeznaczymy na zajęcia, które będą wspomagać rozwój Julka. Pokładam ogromne nadzieje w systematycznej pracy. I wierzę, że przyniesie efekty. Za to, że wy również w to wierzycie, szczególnie dziękuję. W imieniu Julka. Najsłodszego Faceta W Moim Życiu.



sobota, 16 listopada 2013

Zmiany

To są bardzo subtelne zmiany. Czasem kilka razy zaobserwowane dla pewności, że to nie przypadek.
Julek zaczyna bać się ciemności, Julek zaczyna być zazdrosny o Krzysia, Julek poszukuje pretekstów do śmiechu.
Jego osobowość rozwija się.
Ciągle bez słów. Te uwięzione gdzieś w głowie nie są w stanie przebić się przez blokadę. Ale Julek bardzo chce mówić. Jego kch, kch jest teraz częste, wyraża prawie wszystko. Zastępczy produkt wyrazu.
To też zmiana w Julku.
Te małe-duże rzeczy cieszą bardzo.

czwartek, 14 listopada 2013

Czwartek w ruchu

No więc tak. Najpierw pani Agata przeniosła zajęcia Julka na dzisiaj. Bo poniedziałkowe przez święto przepadły. I dobrze. Że przeniosła. Godzina 16.15. Zdążę? Zdążę. Autem do pracy, autem z pracy. Godzina w jedną stronę. Idealnie.
Potem Radek zadzwonił, że się nie wyrobi. No dobra. Odbiorę Krzysia z przedszkola, jak Julek będzie na zajęciach. Wrócimy po niego. A co dalej?
Najpierw dom. Julek przygotowany przez babcię już gotowy jest do drogi. Torba Julka, torba Krzysia, torba moja. Są. Fotelik? Jest. Jest w przedpokoju zostawiony przez Radka. Do samochodu. Za fotelkiem Julek. Do samochodu. Z Julkiem torby. Do samochodu. Jedziemy.
Julek do pani Agaty, ja po Krzysia. Z Krzysiem po Julka. Z Julkiem na Krzysia zajęcia z taekwondo.
Parkujemy. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.
Z Julkiem odstawiamy Krzysia. Poszedł z resztą. Przebiera się. Trener prosi o uwagę. Ma kilka słów organizacyjnych do rodziców. Julek się wierci. Ściągam mu czapkę, rozpinam kurtkę. Ja topnieję.
Wysłuchałam, chcę wychodzić, patrzę na Krzysia. O rany!
A miałam nie wchodzić, miałam tam nie wchodzić. Ściągam buty i irytację, biorę Julka na ręce (o nie! buty Julka zostawię w spokoju), włazimy na salę gimnastyczną.
Krzyś ubrał się tak. Na podkoszulkę wciągnął koszulkę, w której ćwiczy, na kalesony spodenki. Ściągaj to wszystko! Jestem mokra. Kolanem blokuję Julka. Wyraźnie pcha się na salę.
Wreszcie zajęcia się zaczynają. Wreszcie wracamy. Torba Julka, torba moja, torba ja. Zatarasowałam wjazd na parking. Normalnie go nie widziałam. Ani parkingu, ani auta, które tam stało, a teraz chciało wyjechać. Krzyknęłam przepraszam. Zanim jednak wyjechałam, poplątałam zapięcia i mocowania w foteliku Julka. Trwało to długo. O dużo za długo. Przeklinał mnie ktoś w tym aucie? Przeklinał! Na pewno. Ja bym przeklinała.
Do domu z Julkiem. Przekąska w biegu. Jest Radek.
Zostawiam Julka. Jadę po Krzysia. Wracamy.
Jest godzina 19.00.
Po trzynastu godzinach rozgaszczam się wreszcie we własnym domu.
A teraz podsumowanie z serii: czy warto było.
Julek 45 minut skupiał się na pani Agacie. Nie biegał, nie trwonił czasu na swoje wariacje. Pani Agata wycisnęła dziś z niego wokalizację. Oooo popłynęło na zawołanie, a nie widzimisię Julka.
Krzyś nauczył się liczyć po koreańsku do pięciu. Wymachuje nogą wysoko.
Ja poskromiłam wybuch irytacji.
Dobrze, że taki czwartek jest raz w tygodniu. :)


poniedziałek, 11 listopada 2013

Mamy Niepodległą!

Daliśmy się zaprosić i ponieść atmosferze Święta Niepodległości. Wyruszyliśmy więc do dworku Milusin, w którym w latach 1923-1926 mieszkał Józef Piłsudski z żoną Aleksandrą i dwoma córkami: Wandą i Jadwigą. To był jego pierwszy dom - podarowany przez żołnierzy - po wieloletniej tułaczce, tę po niepodległość.
Powitano nas w progach nalepkami Mamy Niepodległą. Zaproszono do wysłania kartek z tej okazji (osobne stoisko, na którym mogliśmy wybrać kartki, wypisać je, przystawić pieczątki, zaadresować i wrzucić do specjalnej skrzynki (tylko dlaczego nie wzięłam ze sobą notesu z adresami?).
Zwiedziliśmy teren i weszliśmy do środka. Środka kawałka historii. Oprowadzała nas po nim młodsza córka Piłsudskiego - Jadwiga Jaraczewska. Mówiła do nas z wyświetlanej taśmy. To był film podzielony na pomieszczenia, do których zaglądaliśmy po kolei zgodnie z regułą architektonicznej amfilady. Przedpokój, biblioteka, gabinet, salon, jadalnia, kuchnia, przedpokój. Pokoje, które mijaliśmy, są pozbawione umeblowania, wywiezionego w nieznane w 1947 r. Zamiast na podłodze wyraźnymi liniami zaznaczono ich obrysy. Zawsze stały tabliczki z informacją, co tu było, czasem ze zdjęciem wnętrza.
W salonie stare pianino udawało to autentyczne, na którym grała niegdyś Aleksandra Piłsudska. Obok wygasłego kominka obrys prawdopodobnie jakiegoś wyprawionego zwierza. - A co tu było, mamuś? - dopytywał Krzyś. - Skóra niedźwiedzia. - przeczytałam. Gdy usłyszał, że lubiły się na tej skórze bawić Wanda i Jadwiga - wówczas dziewczynki mniej więcej w jego wieku, przykucnął. Magia miejsca podziałała.
Mnie zaskoczyła wielkość pokoi. Gdyby nie wysokość tych pomieszczeń, byłyby malutkie. Z meblami całkowicie zagracone. Taka swojska przytulność. Choć z zewnętrz budynek wydaje się całkiem okazały.
Chłopcy cierpliwie i naprawdę długo znieśli muzealną wycieczkę. Dopiero w salonie zaczęli wiercić się i nudzić.
Potem, gdy szykowałam obiad w domu, Krzyś doniósł z pokoju:
- Mamuś, mamuś, w telewizji tego pana Piotrowskiego pokazywali, co niepodległość zdobył.
Coś z tej lekcji dzisiejszej zostało. ;)

Dworek od strony tarasu, śliczny ganek był okupowany przez licznych zwiedzających






W Sulejówku na ławeczce z Piłsudskim i jego córkami



sobota, 9 listopada 2013

Marsjanie?

Że też facetom tak cię chce. Moim facetom. Przyczajeni, gotowi do akcji, atak i maaaamy cię!
Energii myśliwych gdzieś muszą dać upust. Obława na tatę udana!
Krzyś przewodzi, Julek naśladuje. Precyzja, refleks i uśmiech. Skutecznie działają. Razem działają.
A Radek w opałach:
- Muszę odkurzyć, mama nie może wszystkiego sama robić.
Oni naprawdę są z Marsa. :D





czwartek, 7 listopada 2013

wtorek, 5 listopada 2013

Ale dali plamę

Choć burza już się przetoczyła w sieci, np. tutaj i tutaj, także tutaj, a Stowarzyszenie Zakątek 21 przygotowało list otwarty, chciałabym wystosować swój króciutki protest-song do tego oto billbordu, którym Stowarzyszenie Olimpiady Specjalne rozpoczyna kampanię społeczną:


Nie trafia do mnie to porównanie.
Zespół Downa Julek ma w genach. To jego drugie ja nie raz uwiera, mierzi i wkurza (niby jak plamy?), ale jest wpisane w niego, zakodowane jak moja przerwa między zębami. Taki znak rozpoznawczy. Którego nie trzeba usuwać. Nie można. Wystarczy akceptować. A-KCE-PTO-WAĆ!
Niedorzeczne jest więc zrównanie z błotem zespołu Downa. Uderza to w Julka. Bo Julek i zespół Downa zawsze będą razem.

niedziela, 3 listopada 2013

Dymiąca niedziela

Kaszlący Julek znów jest wyaoutowany. Z zajęć, przedszkola i jesiennych przyjemności.
Chłopak miał katar, ale już na ukończeniu. Nie chodził przez tydzień do przedszkola. Kurował się w domu. A tu w piątek zaczęło się pokasływanie, które przeszło teraz w regularne szczekanie, bez temperatury. Nocne szczególnie. Na moje ucho nie jest to oskrzelowy kaszel. Jakiś taki kataralny. Ale że na moje ucho Krzyś ostatnio był przeziębiony, a jemu zapalenie płuc się rozwijało, to wiozę jutro Julka do lekarza. Niech go zbada.
Poza tym Julek w dobrej kondycji. Je, biega, wspina się gdzie może, nie słucha gdy nie chce, uśmiecha też.
Trochę go dziś oszukaliśmy. Gdy zasnął w dzień, czmychnęliśmy w trójkę na zewnątrz. Co za pogoda cudna. Słońce, brak wiatru, szesnaście stopni na plusie. 
Ja wzięłam się za grabienie liści, bo lubię. Radek za rozpalanie ogniska, Krzyś za skakanie przez nie.
A potem cały ten zapach jesieni wnieśliśmy do domu.
Julek spał kaszląco. 





piątek, 1 listopada 2013

Wszystkich Świętych

Wspominki nasze świąteczne zamieniły się dzisiaj w ochronę światła przed rozdmuchanym Julkiem. Nabyte niedawno umiejętności wykorzystuje, gdy tylko nadarzy się okazja. No to wyjęłam malutkie tortowe świeczuszki i zapalałam nieustannie od głównych świec, żeby te mogły się palić bez przerwy. 
Wspominając naszych bliskich chłopaki przeszli szybki kurs z logopedii. Dmuchają na medal.

PS Babciu, dziś ugotowałam rosół.  Mimo że nie zmarzliśmy na cmentarzu, bo pogoda była piękna, smakował idealnie. Smakował wspomnieniem o Tobie.
Pamiętam. (*)


czwartek, 31 października 2013

Po swojemu do przodu

Godziny mocno popołudniowe.
Radek rozpala w piecu, Julek zarządza. Po swojemu zarządza.
Słyszę więc połajanki. Za nimi tup-tup. I zgrzyt klamki w drzwiach łazienki.
Wychylam głowę, bo chyba czas na reakcję.
Julek jest już w łazience, przestawia podnóżek, staje na nim i wyciąga ręce pod kran. Ręce czarne od węgla. Do kurków nie sięga. Włącza wspomagacz yyyyy. Wywołana, wkraczam do akcji. 
Samodzielność Julka ewoluuje.
Samodzielność zmaterializowana, przyczynowo-skutkowa i wolna od uprzedzeń. Nie trzeba gadać, żeby być samosiem.
Punkt dla Julka. ;)

poniedziałek, 28 października 2013

Urodzinowe reminiscencje cz.2

Wśród gości Julka znalazł się jeden, który miał szczególne względy u Jubilata. A że dawno się nie widzieli, to mieli do pogadania. Oboje w swoich bewzwyrazowych narzeczach. Ale czy przyjaźń wymaga słów?