sobota, 7 grudnia 2013

Piknik pod wiszącym kocem

Co dwa weekendy znikam z domu. Na prawie cały dzień. Dwa dni. Te wolne od pracy. Tak mi się wzięło na podyplomowe studiowanie. Zupełnie z nie mojej, bo ekonomicznej bajki.
Mój czas rodzinny skurczył się do orzeszka laskowego.
Coś tracę, coś zyskuję.
Chłopcy na pewno wygrywają więź z tatą. Nasycam serce tymi ich relacjami, których sama nie zaznałam, zgubiona przez swojego tatę po drodze.
Przy okazji nauczyłam się intensywnie czerpać z czasu, kiedy jesteśmy razem. Nie przelatuje przez palce, nie gubię go na mijanie się z sobą. Chłopcy łażą za mną, ja za nimi. Dużo wspólnie robimy. Klopsy mielone, kartki świąteczne, porządki zaległe, tańce-wywijańce. Bywa też trudno, niecierpliwie i zrzędząco. Dajemy jednak radę. Razem nam lepiej.
A tata funduje atrakcje, które zwykle mówią stop porządkowi, wymagają improwizacji, aranżacji i pomysłu. Na taki piknik też dałabym się zaprosić. W bazie, jaką marzy Krzyś. I Julek za Krzysiem.





PS Czasu nie tracę też na uczelni. Rachunkowość zdałam na cztery i pół. :)

6 komentarzy:

  1. Gratulacje dla pilnej studentki, i podziwiam ,że tak wszystko ogarniasz,a chłopcy widzę też dają radę :) pozdrawiam ,życzę wytchnienia tego pozytywnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rachunkowość na 4 i pół! Jesteś genialna!! Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Też się cieszę, że coś zrozumiałam z tej bajki. ;)

      Usuń
  3. Super - jesteś WIELKA.Ogarniasz wszystko wyśmienicie.Czyli jeszcze zdolna, pracowita, zorganizowana,pilna i mająca trójką mężczyzn kochających i wspierających.
    Dobrze ustawiasz te budowle z klocków - gratulacje:):):)alat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez tego trójcowego wsparcia nic bym nie zrobiła. :)

      Usuń