niedziela, 30 grudnia 2018

Poświątecznie

Już wróciliśmy.
Już buszujemy po domu. Tęsknie wspominając kilka świątecznych dni.
Pierwsze z nowym domownikiem. Nie mogło więc Kilki zabraknąć. Obecność z nami obowiązkowa. Przebyła zatem prawie czterysta kilometrów, towarzysząc nam w podróży. Zachowywała się wzorowo. W domu u rodziców była tak grzeczna, że nikt nie miał sumienia zrzucać jej z fotela, który upatrzyła sobie na najlepszą miejscówkę pod słońcem. A pretendentów do tego siedziska nie było mało. W te święta była też z nami ciocia Danka, siostra mojej Mamuś. Gęsto zrobiło się. Ciasno, przytulnie, z lekka wybuchowo, gdy energia roznosiła moich chłopaków. W pierwszy dzień świąt załapaliśmy się na śnieg, to rozładowali nieco ten nadmiar wigoru, ładując w siebie śnieżnymi kulami. Spacer był pyszny. Przy okazji chłopaki poznali miejsce, w którym uczyłam się pływać. Lat wiele temu. Dlaczego tak wiele?
Poszliśmy na koncert kolęd w kościele. Julek każdy instrument odwzorowywał rękami. Trąbkę, skrzypce, flet. Muzyka i taniec to Julka klimaty. Zaskakiwał w tym roku całkiem udaną wersją kolędy "Lulajże Jezuniu". Artykulacja słów "me pieścidełko" nie pozostawiała żadnych wątpliwości, co Julek śpiewa. :)
Intensywny świąteczny czas zatrzymał nas na chwilę. Naładował pozytywnie. Pozwolił zebrać w sercu wspomnienia. Trzymamy je na zapas. Pielęgnujemy. Cieszymy wspólnym razem, które było naszym udziałem. :)













poniedziałek, 24 grudnia 2018

sobota, 22 grudnia 2018

Jasełka 2018

Jasełka w Julka przedszkolu odbyły się na początku grudnia. Piąte i zarazem ostatnie w jego karierze przedszkolnej.  Przez te lata był pastuszkiem, osiołkiem, chłopcem, psem. W tym roku św. Józefem. I naszła mnie refleksja jedna. Bardziej chyba deja vu.

Grudzień 2013. Jasełka w przedszkolu Krzysia, ostatnie w jego karierze przedszkolnej. Krzysiek w roli św. Józefa. Julek mały, kompletnie nie gadający, pełen niewiadomych. Trzylatek. Mam poczucie, że więcej nie doświadczę takich wzruszeń. Nie z Julkiem, zamkniętym w skorupie swojej niepełnosprawności.

Grudzień 2018. Julek w stroju św. Józefa, tym samym, który miał na sobie pięć lat temu Krzyś. Stoi. Trzyma mikrofon. Mówi. Kilka słów: „Ludzie, ludzie!” (przy odrobinie wysiłku osoby  postronne mogą zrozumieć) i „Dach dziurawy” (umówmy się - „dziurawy” rozwikłają tylko osoby wtajemniczone). Ale mówi. Potem chodzi z Maryją. Szuka miejsca na narodzenie Dzieciątka. U ludzi, u pastuszków, w stajence. Chodzi równo, nie zbacza. Prowadzony za rękę przez Marię (bez kobiety nie dałby rady, prawdziwy facet. ;) ). Łapię momenty, gdy troskliwie zajmuje się Lalką-Dzieciątkiem (i dam sobie głowę uciąć, że tego nie było w scenariuszu, to czysta improwizacja, buja kołyską tak, że Maria interweniuje). Zmieniają się kadry. Aniołki, pastuszkowie, trzej królowie. Dzieci  śpiewają, mnie się oczy szklą. Julek tam jest. W samym środku tego przedstawienia. Z dyskretnym, pięknym i wdzięcznym wsparciem koleżanki w roli Marii daje radę. Daje radę zupełnie jak niegdyś Krzyś. W nieco innym wymiarze, na pewno jednak z nie mniejszym ładunkiem emocji.

Nie trzeba wątpić. Należy wierzyć.

zdj. Emilia Domańska



czwartek, 20 grudnia 2018

Przez telefon

Jeszcze nie tak dawno nawet nie marzyłam o tym. (Nie)gadanie Julka było na tak abstrakcyjnym poziomie, że skupiałam się na werbalnym komunikacie tu i teraz. Rozmowa telefoniczna była poza zasięgiem rozumienia i ochoty mówienia.
Dzisiejsze tu i teraz zaskakuje mnie. Coraz częściej.
Julek lubi telefon. Nie tylko dlatego, że można na nim pooglądać nagrane filmiki z jego udziałem albo zdjęcia swoje, Krzysia, choinki i psa. Lubi porozmawiać przez telefon. PO-RO-ZMA-WIAĆ! Ja chyba śnię. Nie, to się dzieje naprawdę.
Rozmowy są krótkie. Konkretne. Słucham, mówię, wiem, rozumiem. Konwersacja w najczystszej postaci.
Taka z dzisiejszego poranka na przykład. Julek w drodze do przedszkola (ja już w pracy).

- Mama, baba Kysia?
- Za trzy dni jedziemy do babci Krysi.
- Mama, mam.
- Co masz?
- Ekules. (sufler w aucie podpowiada: „Wziął „Herkulesa”* do przedszkola”)
- Dobrze.
- Mama, kocham.
- Ja ciebie też, synku.
- Mama, do widzenia.

Połączenie skończone.
Nigdy nie traćmy nadziei.


*„Herkules” - swego czasu ulubiona książka Krzysia, którą znał w zasadzie na pamięć, obecnie przedszkolne odkrycie Julka – wczoraj ten sam egzemplarz wyjęłam z półki w domu. Julek był wniebowzięty. Zasypiał z książką przy poduszce.

piątek, 14 grudnia 2018

Szkoła - drugie spotkanie

Julek to towarzyski chłopiec. Lubi ludzi. Jest ciekawy świata.
Dlatego w nowym, obcym miejscu stosunkowo szybko potrafi się odnaleźć, zwłaszcza jeśli trafi na właściwego przewodnika. Otwartego, naturalnego, uważnego (czyt. okazującego zainteresowanie Julkiem). Naprawdę niewiele potrzeba.
Kiedy jeszcze te wrodzone predyspozycje zostaną uzbrojone w wiedzę z zakresu pedagogiki i psychologii, to chłopak przepadł.
Widziałam na własne oczy.
Wczoraj.
Julek został zaproszony do szkoły na Żoliborzu na spotkanie z p. Małgosią. Pojechaliśmy. Julek znów podekscytowany i ciekawy. Ja ciekawa jego reakcji.
O godz. 11:00 trwała akurat próba szkolnych jasełek. A że gabinet pani Małgosi był tuż przy sali gimnastycznej, pani Małgosia po ciepłym powitaniu Julka, zaproponowała mu obejrzenie fragmentu tego, co dzieje się na scenie. Na swoją kolej czekały dzieci wymagające wsparcia nauczycieli. Tłum przy sali był niemały. A Julek siedział i chłonął otoczenie. Czasem poirytowany wołał: - Nie widzę! – gdy jakieś dziecko stanęło w drzwiach.
Potem poszliśmy do pustej klasy. Pani Małgosia obładowana pomocami. Zaprosiła Julka do środka. Ja zostałam na zewnątrz. Dwadzieścia minut. Tyle Julek wytrwał z nieznaną mu osobą. Wytrwał, pracował, pokazał wyrywek swoich umiejętności i niedoskonałości. Na pewno fragment taki, który rzuca doświadczonemu pedagogowi światło na całą resztę. Dwadzieścia minut w takich okolicznościach uznaję za rekord. Panie w poradni psychologiczno-pedagogicznej zwykle po pięciu minutach z Julkiem wołają mnie do sali. Fakt, że przy badaniu muszą działać według ściśle określonych zasad. W szkole, w klasie pani Małgosia mogła elastycznie podążać za Julkiem, za jego ochotami i nieochotami. Potrafiła wykorzystywać daną aktywność do sprawdzenia innej. I to jest właśnie indywidualne podejście.
Po spotkaniu wróciliśmy jeszcze na chwilę pod salę gimnastyczną. Do próby szykowały się dzieci z klas 1-3, mniej więcej wzrostu Julka. Ta grupa nie wymagała wsparcia. Ta grupa była bardzo samodzielna, słuchająca osoby prowadzącej. W tej grupie Julek odnalazłby się koncertowo. Nie chciał wracać. Pani Małgosia użyła fortelu (kolejny wielki plus za inicjatywę), odprowadziła nas do szatni. Przy okazji podpytując Julka o kolor jego kurtki (żółty). Julek bezbłędnie odnalazł nasze rzeczy. Okazało się, że kurtka ma jednak inny kolor. :)
- To jest żółty, Julku? – zapytała pani Małgosia.
- Nie. Czarny – sprostował mój syn.
I tyle. Aż tyle.
Aktualnie jest dwójka dzieci (Julek i dziewczynka).
Rekrutacja rusza 28 lutego. Potrwa do 28 marca.
Dopiero po koniec marca dowiem się, czy Julek znajdzie się na liście przyjętych.
Trzymajcie kciuki! Mocno.

Renifer. Test na pisanie po śladzie (rogi), kolorowanie (nos), naklejenie (oczy), rysowanie (kreska pionowa jako nos, krzywa pod jako buzia) :)

wtorek, 11 grudnia 2018

Litania miłości

Zdarzyło się wczoraj.
Miałam okazję kłaść Julka do spania (zwyczajnie przywilej ten należy się tacie, ale Radek z Krzysiem na treningu, więc padło na mnie).
Leżymy już. Julek opowiada dzień. Trochę po naszemu, trochę po swojemu. Przytulam go. Daję misia, którego dostał od Mikołaja w przedszkolu. Nieoczekiwanie uruchamiam lawinę słów.
- Moje miś. Od Mikołaja. Pedkole.
Kocham miś.
Kocham mamę.
Kocham tatę.
Kocham Ksyś.
Kocham baba.
Kocham dziadek.
Kocham baba Kysia.
Kocham dziadek Ludik.
Kocham Kilka.
Kocham Maja.
Kocham Aga.
Kocham Michał.
Kocham Ala.

Julka litania miłości.

piątek, 7 grudnia 2018

Mikołajki

Pianino.
Zażyczył sobie Julek od św. Mikołaja. Zażyczył, gdy pisał, czy raczej rysował swój list do świętego. Jakiś miesiąc temu. Rysunek pianina nie prezentował, ale życzenie zostało wypowiedziane. Ba! Kilka razy klepnięte. Dla pewności wszelkiej.
Mikołaj - pianino. Pianino - Mikołaj. Julek zdecydowanie wiedział, czego chce. Pierwszy raz tak silnie werbalizował swoje wyobrażenie prezentu.
Mikołaj odnotował.
Starszy. Phi. Przecież to wy robicie prezenty.
???? nie wiem, o czym mówisz ???
Zdziwienie moje sięgało chmur. A może zaproszenie do świata wyobraźni? Sama nie wiem.
Krzysiek na wszelki wypadek wysmarował długi list. Z dwoma brakującymi przecinkami, jednym błędem ortograficznym, za to elegancko zatytułowany, spełniał wszystkie formalne wymogi listu. Lista prezentów była na bogato. Tuż przed wysłaniem (pełniłam funkcję posłańca) dopisał Monopoly Cheaters Edition. Mikołajowi odbiło się ulgą. W wieczór przed na kartce wyrwanej z zeszytu, czytelnie, nie rozpisując się zanadto, Krzysiek grzecznie poprosił świętego o pozostawienie swego podpisu w narysowanej ramce. Taki test, czy istnieje.
W nocy z piątego na szóstego pojawiły się prezenty.
Julek w wielkim worze znalazł swoje pianino, Krzyś planszówkę Monopoly, Radek ciepłą czapkę, nawet Kilka dostała kość.
I teraz Julek wchodzi w rolę wirtuoza, Krzysiek w rolę oszusta, Kilka zjadła kość.
Podpis? W ramce pojawiła się uśmiechnięta buźka. Machnięta czerwonym pisakiem. Krzysiek prowadzi dochodzenie: święty i pisak? ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Samobój

Rozgrywka w piłkarzyki.
Niedokładne podanie, błąd przy skręcie i strzelam sobie gola.
- Mama, (s)amobój, ha, ha. - podsumowuje Julek, przesuwając okienko na swojej tablicy wyników.
Pomijam szydercze wyśmianie nieudanej akcji. Cieszę się, że Julek pojął jedną z żelaznych zasad gry w piłkę nożną. Samobójów nie strzelamy!
Może z czasem zrozumie nawet spalonego. I wtedy mi wszystko ładnie wytłumaczy. Bo ja nie kumam. :)