środa, 30 kwietnia 2014

Wagary

O godzinie 14.00 siedziałam na ławeczce i piłam kawę.
Pranie zdążyło się wyprać, wyschnąć i zostać przeze mnie zebrane.
Zupa ogórkowa dawno ostygła ugotowana o dziewiątej rano, nogi kury właśnie wstawiłam do piekarnika.
Dom ogarnęłam z odkurzeniem i przemyciem podłogi plus przetarciem upaćkanych łapkami i julkowym jęzorem szyb.
Rano zawiozłam Julka do przedszkola i odebrałam go w samo południe, podrzuciłam do fryzjera - naszej sąsiadki, która zgrabną fryzurkę zrobiła z przydługiej już grzywki i boków. Po drodze drobne zakupy (na obiad pierwszomajowy) i wyczekane zakupy (dzieci).
I jeszcze skosiłam trawę w ogródku.
Zabawiłam się z Krzysiem w układanki literkowe.
Wypieliłam skrawek zapuszczonego skalniaka.
Przygotowałam rabarbar na ciasto.
Dotknęłam nosem wiosny.
O godzinie 14.00 mam jeszcze godzinę do wyjścia z pracy.
Zapomniałam, że aż tyle można zrobić. Gdy nie jestem w pracy i gdy młodsze dziecię nie absorbuje uwagi.
Wagary.
Zrobiłam sobie i Krzysiowi wagary.
Świetna sprawa!

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

O Kopciuszku

Dzisiaj w przedszkolu Krzyś w tzw. wolnym czasie narysował dziewczynkę w sukni balowej. Nawet zgrabny portrecik mu wyszedł.
Krzysiowi, który bierze udział w konkursie "Cała Polska czyta dzieciom" i do każdej przeczytanej bajki/wierszyka/opowiadania robi ilustrację, przyszedł do głowy pomysł pt. narysowaną dziewczynkę włączę do konkursowych ilustracji (= nie będę musiał już dzisiaj rysować).
- Ale to wbrew zasadom, Krzysiu.
- Ale proszę. - przemówiło lenistwo.
W zasadzie...
- Dobrze.  Niech to będzie Kopciuszek. I włączę ten rysunek do pozostałych, jeśli opowiesz mi bajkę o Kopciuszku.

Bajka o Kopciuszku wg Krzysia
Była dziewczynka i miała macochę, a ona dwie córki. Te dwie córki poszły na bal, bo książę szukał najpiękniejszej żony. Kopciuszka zamknęła i schowała klucz. Ale Kopciuszek znalazł klucz i otworzył i pojechał na bal.
STOP-STOP-STOP!!
- W tych zakopconych łachmanach? - zapytałam, darując już Krzysiowi etap michy z grochem, makiem i popiołem plus pomocne gołąbki.
- ????
- Pojawia się teraz kluczowa bajkowa postać, która pomaga.
- Wróżka!
Odetchnęłam. Co dalej?
Był bal. Był książę i Kopciuszek. I tylko razem się bawili. I bawili. No, bawili. - Krzyś zawiesza głos.
- Aż wybiła ... - przychodzę z pomocą.
- ... szybę! - oznajmia Krzyś.

Kurtyna.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Trzy i pół

Dialog z Julkiem. Poobiedni w rytmie deseru.
Na stole właśnie wylądowały nadziewane cukierki. Każdy owinięty w papierek.
- Eee! - mówi Julek wymownie.
- Proszę, poczęstuj się. - zachęcam proforma.
Julek zabiera cukierka. Nie potrafi rozwinąć z papierka.
- Eeej! - (w wolnym tłumaczeniu: rozwiń mama).
Rozwijam, podaję.
- Khhh - (w wolnym tłumaczeniu: super, dzięki).
Cukierek znika błyskawicznie. Julek sięga po kolejny.
- Julek, tylko jeden. Więcej nie dam.
- Nie! (tłumaczyć nie trzeba).
Koniec dialogu.

Mam trzy latka, trzy i pół.
Sięgam głową ponad stół.
Mam fartuszek z muchomorkiem.
Do przedszkola chodzę z workiem.

Zgadza się.
Wiek: 3,5.
Wzrost: pozwalający skanować wzrokiem zawartość stołu, bez wspinania się na palce.
Status: przedszkolak.
Umiejętności: malarz abstrakcjonista, pieśniarz gestykulant, tancerz dyskotekowy, słów nie używa, przytulaniec na każdą pogodę.
Taki Jul.

A że mnie wzięło na wspominki w związku że aczkolwiek bynajmniej bo trzy i pół roku stuknęło Julkowi, to pokażę wam dziś i wczoraj.

kwiecień 2011 r. (Krzyś prawie trzy lata, Julek ma pół roku)

27 kwietnia 2014 r. (Krzyś prawie sześć lat, Julek 3,5)

z Radkiem w kwietniu 2011 r.

cwaniak dziś :)

oglądając bajkę


środa, 23 kwietnia 2014

Ranking bajek

Julek najbardziej lubi oglądać "Krecika", "Bolka i Lolka", "Lippy and Messy" oraz Wojciecha Cejrowskiego.
Gdy zaczyna się "Boso przez świat" Julek zamiera. Siada i ogląda program od deski do deski. Jakby wszystko rozumiał. Nic nie rozumiem.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Po lanym

Gdy okazało się, że już wszystko zostało zrobione i nastał czas świąteczny, czas wolny od rutyny i obowiązków, nie wiedzieliśmy, co z nim zrobić. Zdziwieni, że godziny przestały być minutami, patrzyliśmy na siebie niepewni, czy coś ucieka, stoi czy tak bardzo odzwyczailiśmy się od nicnierobienia.
A gdy po prawie trzech dniach oswoiliśmy nasze lenistwo i zorganizowaliśmy sobie fiestę wspólnego bycia, skończyły się święta. Jutro wielki powrót do codzienności.
I dobrze. Jedno nadaje smaku drugiemu i toczy się nasze życie. Toczy raz leniwie, raz zupełnie szybko.
Poniedziałek minął nam pod znakiem wody i ognia.
Krzyś dyngusował. Ja dyngusowałam. Julek nie bardzo wiedział, o co tyle rabanu, ale na wszelki wypadek uciekał przed nami.
No i sezon grillowy rozpoczęliśmy.
Przy okazji zielono, zielono nam bardzo. :)








sobota, 19 kwietnia 2014

Wesołych Świąt!

Szykowanie świąt przy Julku, który intensywnie przechodzi fazę "ne" i "au", czyli działa w opozycji i nabija guzy, jest wykonalne, ale wymaga złóż cierpliwości. Tych brak w naszym regionie. Zatem z nadzieją wyczekiwałam Julka drzemki, którą musiał zaliczyć po rajdzie na podwórku. Zwykle wtedy wybiera kierunki odwrotne do naszych, włazi na wszystko i spada jak na statystykę przystało - co jakiś czas (przy tym syrenę włącza na swoje widzimisię, mama nie mówi, siniaki kolekcjonuje).
Więc, gdy zasnął, miałam dwie godziny na przygotowanie większości. W spokoju.
Bo Krzyś to już inna liga. Potrafi zorganizować sobie czas, a nawet zaangażować się w pomaganie mamie i tacie.
Ze święconką wróciliśmy popołudniu.
I od tej chwili nic nie robię.
Świętuję. :)
Czego i wam życzę.
Świętowania w sobie, z rodziną, w ciszy, z przyjaciółmi, ze spokojem w sercu, z radością. Każdy sposób jest dobry, byle zgodny z tym, co nam w duszy gra.
Dobrych Świąt!
Atak. Atak na chleb.
Obrona.
I znów ten chleb.
Zabrali. Zabrali mi chleb.
I znów jest. Mam!
Wesołych Świąt!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Przedświąteczne pisanki

Zaliczyliśmy mały trening pisankowy.
Taka wprawka przed wielkosobotnim malowaniem jaj.
Mam jajeczko jutro w pracy. Jako że najbliżej mieszkam wolnych, swobodnych eko-kur, zaoferowałam się, że przyniosę jaja na twardo.
Ale takie jakieś blade po wyjęciu z wody, nagie, niewyjściowe, więc zaciągnęłam chłopaków do malowania.
Krzyś jak zwykle stanął na wysokości zadania, Radek załapał się na jedno jajo, Julek selekcjoner wydzielał farbki w swoim odwrotnym do zwyczajowego stylu i wydzierał się, zamiast wydzielać, chyba że miało się na wymianę inną farbkę. Łaskawie, bez kłótni zamieniał.
Fajnie było tak wspólnie, przy stole, w oderwaniu od codzienności. Przez chwilę.









sobota, 12 kwietnia 2014

Ma-ma

Sobota jakich wiele. Sprzątanie, zajmowanie dzieci, obiad, pośpiech udający spowolnienie.
Wymknęłam się Julkowi z widoku.
Poszłam po coś do drugiego pokoju.
Akurat wtedy, gdy Julek zapłakał. Z niewiadomego powodu.
Potrzebuje wtedy, żeby się nad nim pożalić.
Ale mnie nie ma. Syrenę włączył i idzie. Szuka.
- Ma-ma. Syrena wyje. Ja się zatrzymuję.
Mama? Julek powiedział: mama?
Powiedział: mama!
Ja się doczekałam, a dzień pomknął dalej.

piątek, 11 kwietnia 2014

U dentysty (2)

Nie udało się.
Julek nie zaprzyjaźnił się z wiertłem.
Na moich kolanach wyrywał się i krzyczał "nie". Tłumaczenia, opowieści pani doktor na nic się zdały. Łaskawie dał sobie maznąć zęba lekarstwem na patyczku w ramach obłaskawiania lęku. Łaskawie, półgębkiem, tułowiem będąc poza siedliskiem dentystycznym.
Nie uciekł jednak z gabinetu w popłochu. Czując grunt pod nogami, poczuł się pewnie, niezagrożony, więc ciekawie przyglądał się narzędziom.
Pani doktor łagodnie i cierpliwie opowiadała, prezentowała i Julka czarowała.
Wrócimy po świętach z Krzysiem. Krzyś jako pacjent, Julek obserwator.
A potem na początku maja zrobimy kolejne podejście.
Ostatecznie wyleczymy zęby w narkozie.
Którą wolałabym uniknąć. Wiadomo.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Pewna kwoka

Krzyś na kanapie, Julek wdrapuje się. Bajka na dobranoc przed nimi. Radek obok, ja przysiadam się na chwilę. Ogarniam wzrokiem towarzystwo. Śmiało mogę ramionami zamknąć wszechświat. Mój kosmos.
- A co to jest kwoka? - pyta Krzyś.
- To mama kura. - odpowiadam.
Właściwie to ja.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Czasopochłaniacz

Czas przestał dreptać. Czas przestał biec. Mój czas złapał zadyszkę i woła: mów mi torpeda.
Kołowrotek dni, myśli i spraw.
Studia stawiają kropkę nad tempem codzienności.
Co dwa tygodnie znikam z domu, co drugie dwa nadganiam to, co ominęłam te dwa wcześniej. Potykam się o swoje dzieci, padam do snu z kurami, wstaję przed nimi. I jeszcze praca. I tygodniowe zajęcia dzieci. I dobrze, że Mama podrzuci czasem pierogi na obiad. Bo jak długo można zjadać spaghetti na przemian ze schabowym? ;)
Nawet auto - ten bezpiecznik, bufor i pomost między życiem rodzinnym a zawodowym - przestał być moim zaciszem. Teraz planuję w nim, powtarzam i odtwarzam to, co wczoraj wkuwałam.
Proszę w niedzielę zacisnąć kciuki. Zdaję egzamin z całego semestru i prezentuję wespół zespół z towarzyszką niedoli naszą pierwszą analizę finansową firmy, w której od czasu do czasu kupujemy ciuchy.
W tym ferworze udało mi się złapać Julka, jak za mną powtarza: ma-ma i pa-pa.
Udało zamówić róże okrywowe do naszego ogródka i bez trudu namówić męża na posadzenie tych pięknot.
I udało - naprawdę udało! - zauważyć, że wiosna. Wiosna już trwa! :)