poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Praca

Weekend minął pracowicie. Ten, co zaprezentuję za chwilę - gwoli ścisłości (i uczciwości) miał miejsce tydzień temu. Choć i ten miniony był pracowity. Tyle że ciut mniej dla Julka. 

Sadziliśmy słonecznicę. Taką ślicznie kwitnącą roślinkę na skalniak. 

Najpierw Julek był przewoźnikiem. Pustymi taczkami ruszył po ziemię. Załadunkiem zajęłam się ja. Julek pełne taczki dowiózł do miejsca, gdzie stały już przygotowane sadzonki.


Potem Julek miał kopać dołki pod sadzonki. Nie wymagałam, żeby wykopał wszystkie. Jednak taka ogarnęła Julka śmiechawka przy pierwszym, że kolejny zaplanowany mu odpuściłam. 


Julek tak się zmęczył tym śmiechem, że zażądał odpoczynku. Najlepiej od ręki. Zaraz. Natychmiast. 

A potem pojawiła się towarzyska Kilka i mogłam zapomnieć o kopaniu dołków.

Minęła chwila. Dwie. Bo przecież nie całe przedpołudnie i namówiłam Julka do dalszej współpracy. Miał zbierać puste doniczki i je składać. Szło mu całkiem nieźle.

Tak się rozjuszył w tej pracy, że z rozpędu posadził dwa kwiatki. I nawet nie przeszkadzały mu za bardzo z lekka ubrudzone ręce. 



Zasadniczo Julek lubi angażować się w domowe prace. Na tyle, ile mu wygodnie i tylko wtedy, gdy wydaje mu się to atrakcyjne. Gdy był młodszy, wystarczało, że chciał. Teraz pracujemy nad tym, żeby każdy otrzymany kawałek pracy wykonał od początku do końca. 

Zadania nie mogą być długie. Lepiej gdy są podzielone na krótkie odcinki, których realizacja jest widoczna i w zasięgu ręki. Długofalowe zniechęcają i wywołują falę pięknie artykułowanych wymówek: "nie mam siły"  "boli kolano", "bolą plecy", "auu, moja noga", a nawet "boli pięta". Ale nawet te pokawałkowane zadania trzeba czasem modyfikować i dostrajać do chęci Julka.

Nie wiem wprawdzie, czy kiedykolwiek Julek podejmie pracę zawodową. Warto jednak już dziś pracować nad umiejętnością jej wykonywania. Jest zadanie. Początek i koniec. I dopiero wtedy zaliczona realizacja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz