czwartek, 9 grudnia 2021

Na przeczekanie

Muszę przyznać, że z każdym rokiem coraz trudniej znoszę szaro-bury listopadowo-grudniowy czas z bezsłońcem w przewadze, krótkim dniem, wilgocią i przenikliwym chłodem. Tęsknię za dniem. Długim, widnym, najlepiej słonecznym.

A gdy jeszcze dodatkowo w ten ponury czas wkręci się infekcja z dużym prawdopodobieństwem koronawirusa, która na niektórych osobnikach pozostawi ślad. I trzeba wszystko jeszcze raz przeorganizować, poskładać do kupy, usatysfakcjonować i pracodawcę i szkołę i dom i mieć na to wszystko siłę, to można chcieć zapaść się w sen zimowy. Taki do wiosny i na przeczekanie. Szkoda, że nie jestem niedźwiedziem. 

Ten grudzień jest inny. Z ogromnym sprzeciwem na wszelkie aktywności. Pierwszy raz od lat nie zrobię kartek świątecznych. 

I gdy tak w środku naprawdę ciężko i smutno, przychodzi zdjęcie. Cała seria. Patrzę i widzę radość. Szczęście. Lżej mi. Uśmiecham się.

Albo gdy zwlekam się spod koca, ukradzionej chwili dla siebie, bo rekonwalescentowi zachciało się budyniu. W kuchni zjawia się drugi pomocnik. I nagle mam komplet na niewielkiej przestrzeni. Jeden już prawie zrównuje się ze mną wzrostem. Drugi nie potrzebuje taboretu, żeby wdrapać się na blat i usiąść na nim. Trzeci zagaduje "a dla mnie też coś będzie?". Ciepło, gorąco robi się w sercu. Mam wszystko, co najważniejsze, pod ręką. Dwa słońca i chmurę (z)gr(a/e)dową. ;) Jest lepiej. Wiem już, że przetrwam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz