poniedziałek, 5 grudnia 2016

Bałwan śnieg Mikołaj

Ostatnim rzutem na taśmę załapaliśmy się na budulec lepki i mięsisty. Słońce tuż przed chwilą przytuliło się do poduchy i zaszło sobie za horyzont. W szarościach powstał on. Trzyczęściowy, tradycyjny i zupełnie bez szaleństw śnieżny ludź, czyli bałwan.
Przetrwał krótko. Niecałą dobę. Nie że taka wiosna zaraz. I spłynął na przykład.
Zwyczajnie. Stoczył bitwę z kilkoma ośmiolatkami. Poturbowany mocno, zrzucił kapelutek emalią pokryty i rozpadł się w śnieżny pył. Takie są nasze prapoczątki zimy. Tej zimy.
A działo się to w weekend.
Teraz chłopcy śpią.
św. Mikołaj pruje już saniami niebo - przez komin nie wlezie, ogień się pali. Lufcik w kuchni zostawię uchylony. Niech brzuch wciąga i włazi. Czekamy bardzo.
Wyrazy: bałwan, śnieg - w tym grudniu opanowane.
Od kilku dni tak z Julkiem dialoguję:
- Mama, ho, ho, ho. - gada Jul.
- Kto przyjdzie? - pytam ja.
- ikołaj. - odpowiedź jak trzeba.
Plus uśmiech.
Obowiązkowo.




2 komentarze:

  1. No i przyszedł ten Mikołaj? Chłopcy zadowoleni? Pozdrawiam Was serdecznie. Stała czytelniczka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był, był :) wslizgnal się chylkiem, po cichu, zostawił chłopakom prezenty na parapetach. Obudzili się o 5:30, zanim wyszłam do pracy. Ten entuzjazm i te okrzyki "Mamo, mamo, Mikołaj był" uwielbiam! Radość nie do podrobienia :) i udzielająca się. Jechałam do pracy i uśmiech nie znikał mi z twarzy.

      Usuń