Zalegliśmy dziś na kanapie. Zaraz po poświęceniu palemek i zjedzeniu placka z marchewką, którego wczoraj późnym popołudniem wspólnie z chłopakami ukręciłam i upiekłam.
Zawodowo zalegliśmy, ogłaszając czas wolny od obowiązków. Niechciejstwo szponiaste nas zagarnęło.
Radek serfował w necie, Julek dostał tableta, Krzyś przyniósł "Olbrzyma", którego czytałam na głos. Potem była zmiana. Krzyś czytał "Karolcię" po cichu, ja drzemałam obok Radka, który nadal latał po necie, Julek grał na tablecie. I znów była zmiana: chłopaki oglądali "Księżniczkę Zosię", ja nic nie robiłam, Radek nic nie robił obok.
Całkiem świadomie, z premedytacją i słodką rozkoszą, bez poczucia winy poszłam sobie dziś na wagary i żadnego materiału z Julkiem nie przerobiłam. Jedynie tuzin pieszczot, gilgotków i tulasów. Tak gdzieś pomiędzy grą na tablecie a bajką w telewizorni.
W żadnym konkursie na perfekcyjną mamę nie biorę udziału.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz