czwartek, 22 lipca 2021

Dolina Kościeliska

Zaraz po Chochołowskiej najdłuższa dolina. Wiedzie malowniczo wzdłuż potoku, dnem wąwozu. Pełna jaskiń. Wystarczy nieco zboczyć, podejść, wejść, podziwiać.

W ubiegłym roku szliśmy w gorącym słońcu. Wędrówka nużyła, gorąc dawał popalić. W tym szliśmy niepewni - zacznie padać czy nie. Rześko, przyjemnie, idealne warunki na długi spacer.
Julek szedł. Szedł. Szedł? Szedł!! Nic nie jęczał. Kawał drogi przemaszerował z dziesięcioletnim Łukaszem. Wspólnie zaczepiali psa pasterskiego. Wspólnie łapali chwile postojowe na łyk wody. Julek tak się zapędził w tej wędrówce, że chciał z Łukaszem powędrować przez Wąwóz Kraków. Ostatecznie ruszył z Radkiem w kierunku schroniska na Hali Ornak. Krzysiek, Łukasz, Wiktor i ich mamy (ja też, ja też!) przeszliśmy wąwozem. Zrobiliśmy pętelkę i zeszliśmy ponownie do Doliny. Ruszyliśmy w kierunku Ornaku. Gdy tam dotarliśmy, towarzystwo szykowało się do spaceru nad Smreczyński Staw. Julek był gotów. Radek był gotów. Ja w zasadzie też. 

W ubiegłym roku nie dotarłam nad staw z Julkiem. Droga tak się przedłużała, że nie zdążylibyśmy wrócić na czas. W tym mieliśmy więcej czasu. Ruszyliśmy. Przyjemnie przez las, po kamieniach. Widok był nagrodą za trud.

Dopiero w połowie drogi powrotnej Julek zaczął narzekać, że bolą go nogi. Po prawdzie miały prawo. Hasło: do autobusu w znaczący sposób wspomagało Julka do schodzenia w dół. Lekki, nieodczuwalny dla kolan dół.
Tego dnia Julek pokonał dystans ponad 13 km. Dał radę.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz