niedziela, 16 marca 2014

Gotowanie na parze

Z pewnym niepokojem, żeby nie napisać irytacją, podchodzę do "nadobowiązkowych" konkursów, które serwuje przedszkole, jak się domyślam - już niebawem szkoła. Trudno mi wcisnąć w rozplanowane co do minuty zajęcia, obejmujące wyjścia, dojazdy i powroty, robienie konkursowych, najczęściej plastycznych prac. No i mam do dyspozycji moce przerobowe dwóch facetów, z których jeden nie przejawia talentów rysunkowych, choć pochwalić muszę, że gotowce koloruje precyzyjnie, czysto i do końca, a drugi delikwent pozostaje w sferze abstrakcji. Całkowitej i głuchej na moje sugestie.
I tym razem zgrzytnęłam w sobie zębami, gdy płacąc za przedszkole, zostałam zarzucona plikiem zadań konkursowych o szczytnym haśle: "Mamo, tato, pij wodę". Uśmiech pań, zgłoszenie, asertywność na zerze. Wzięłam.
Była luka. Wielka, nudna, godna wypełnienia.
Krzyś od czwartku w zawieszeniu między chorym a wyzdrowiałym, bez gorączki, ale i nadwyżki energii, snujący się po domu, w telewizor za wiele wgapiający. Julek niezdecydowany rozchorować się na full, czy wrócić do zdrowia i siebie.
Zaczęliśmy więc rysować, kolorować, gadać o wodzie i jej braku. Poszło nawet dobrze.
Dziś kolejne zadanie znów wykonaliśmy razem. Gotowanie na parze.
Wyjęłam pokryty kurzem specjalny gar (tak na marginesie wygrany półtora roku temu w zakątkowym konkursie na bloga 2012 roku) i postanowiłam go wreszcie użyć (unikam przedmiotów, których nie można wsadzić do zmywarki). Krzyś obrał jedną marchewkę, resztę ja i ugotowaliśmy zdrowo na parze. Nie zilustruje naszych poczynań. Od czego jest aparat? Krzyś robił portrety marchewce w każdej odsłonie, ja Krzysiowi i marchewce. Wydrukujemy, wytniemy i wykleimy na kartce, która stanie się jedną z wielu w "Wodnym albumie". Ufff...
Wyjmując gar do gotowania na parze, pomyślałam, że na wszystko przychodzi właściwy, akuratny czas.
Na tę koszmarną drucianą antenę, "dekorującą" półkę z książkami w pokoju pewno w końcu też. ;)








5 komentarzy:

  1. To wspaniale, gdy chłopcy uczą się pracy w kuchni.Z pewnością zaprocentuje im to w życiu.
    alat:):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy takie smaczne. Marchewkę wsunęłam ja i Krzyś, ale ten to chyba z rozpędu, bo sam szykował i chciał spróbować. Radek i Julek ominęli szerokim łukiem, wsuwając z talerza tylko kotleta i ziemniaki. Taka karma. ;)

      Usuń
  3. Coś wiem o "smakowitości" potraw gotowanych na parze. Z racji tego, że zjadam tylko ja(i to z przekonania a nie z lubienia)parowar też się u nas nie napracuje. Ale tu liczy się współudział w tworzeniu i jednak Krzyś zjadł ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, cenię sobie to Krzysia pełne zaangażowanie od obrania marchewki po wpałaszowanie jej już ugotowanej na parze. :)

      Usuń