czwartek, 17 lipca 2014

Blaszana rura

Przed wyjazdem do babci Krysi, zrobiliśmy z Krzysiem listę atrakcji do zaliczenia. Na jej szczycie, tuż po basenie, znalazła się blaszana rura. Długo nie mogłam zrozumieć o co mojemu starszemu synowi chodzi. Metodą eliminacji, domysłów i skojarzeń ustaliłam, że o zjeżdżalnię na Błoniach (fakt, było to ubiegłoroczne upodobanie Krzysia).
Pojechaliśmy.
Rura stała jak wtedy.
Do jej wielbicieli dołączył w tym roku Julek. Najpierw z ciekawością podglądał, potem wdrapał się i pozwolił na zjazd razem z Krzysiem. I wsiąkł w tę frajdę na dobre. Krzyś za każdym razem czekał na Julka, czasem zdążył zjechać, zanim ten się wdrapał, żeby być zaraz gotowym do zjazdu we dwójkę.
Rura ponad podziałami. Chromosom więcej, chromosom mniej - uciecha ta sama. Wspólna zabawa.






2 komentarze:

  1. Są i to całkiem spore. Ale rano jest rześko, wieczorem jest rześko i po burzy bywa rześko. Idzie przetrwać. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie! Ja też chce!! :))

    OdpowiedzUsuń