sobota, 31 października 2015

Basen

Październik zakończę obiecaną historią o basenie.
Julek wodę lubi. Lubie chlapanie, taptanie i moczenie się. Basen mu nieobcy. Niemniej do dużej wody Julek dystans ma. Wszak to asekuracyjna osoba, która coś nieznanego i wywołującego strach, oswaja w swoim tempie. Woda na basenie, to coś wielkiego, kuszącego, ale jednocześnie zmuszającego do włażenia w nią w asyście mamy albo taty, najlepiej na hubę. Julek wrasta w tułów osoby towarzyszącej i nie puszcza, dopóki nie poczuje się pewnie.
Wstęp był.
Teraz rozwinięcie.
Turnusy w Zaździerzu osławione są m.in. zajęciami na basenie. Znam wiele dzieci zespołowych, które nauczyły się pływać właśnie w Zaździerzu. I wiele z nich jeździ na turnusy tam głównie ze względu na basen. To wielka zasługa kadry. Legendą jest już świetna Agnieszka Od Pływania. Z fantastycznym podejściem do niepełnosprawnych dzieci i ogromną skutecznością.
Kiedy więc okazało się, że pierwsze dwa dni Julek trafi pod skrzydła Tej Agnieszki, byłam wniebowzięta. A tu zonk.
Mimo Julka podekscytowania, że idzie na basen (mijany codziennie kilka razy dziennie w wędrówkach na zajęcia i na jadalnię i podglądany przez szklane drzwi), mimo szerokiego uśmiechu p. Agnieszki, coś Julkowi się nie spodobało, O wejściu do wody na basenie nie było mowy. Znaleźli się więc w jacuzzi z wyłączonymi bąbelkami i tam mając do dyspozycji gumowe zabawki p. Agnieszka ratowała, co mogła z 40 minut zajęć na basenie. Julek głównie płakał. Drugiego dnia nie było lepiej. Trzeciego Julka przejął p. Krzysztof, ja uciekłam. Z jaccuzi nie wyszli. Za każdym razem, gdy odbierałam Julka, ten z ulgą wieszał mi się na szyi. Za każdym razem, gdy mijaliśmy basen, zatrzymywał się przy nim i smętnie mówił: - Maa! Po czym pokazywał rękami gest pływania. Lęk walczył w nim z ochotą na swobodę w brykaniu w wodzie.
W sobotę i niedzielę, po pierwszym tygodniu mało udanych zajęć, zabrałam Julka na basen. Ubrałam w makaron, wzięłam na ręce i tak jak zawsze weszłam z nim do wody, opowiadając każdy kolejny krok, który zrobimy, a potem wygłupiając się, podskakując i robiąc to, na co Julek miał ochotę. śmiał się cały czas.
W poniedziałek Julek jak odmieniony szedł na zajęcia.
Odbierałam go już nie z jacuzzi, ale z basenu, w którym pływał z panem Krzysztofem.
świadomy przełamania w sobie lęku opowiadał po swojemu, jak pływał i jak ćwiczył w wodzie. Cały czas słyszałam ożywionego Julka: - Maa! i gest pływania, - Maaa! i gest nabierania powietrza do buzi, - Maaa! tap-tap i gest rękami naśladujący ruszanie nogami w wodzie. Julek był szczęśliwy!
Wielka woda została oswojona. Lęk utopił się w wodzie.
We czwartek widziałam, jak Julek był podrzucany i zanurzany w wodzie. W piątek nie chciał do mnie wychodzić. A kiedyś niedługo za lat parę zwyczajnie do mnie przypłynie. :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz