Przychodnia.
Tłoczno.
Julek zaczyna być głośny. O parę decybeli za głośny.
Zwracam mu bezskutecznie uwagę. Zbywa mnie śmiechem.
W końcu nachylam się i szepczę prosto do ucha:
- Julek, za chwilę ktoś wyjrzy zza tych drzwi (tu palcem pokazuje każde po kolei, za którymi siedzi lekarz) i zapyta: a kto tu tak hałasuje? I co wtedy Julek powie?
- Mama. - pada odpowiedź okraszona szelmowskim uśmiechem.
To, proszę państwa, już nie słowo wytrych. To przebiegłość, spryt i poczucie humoru mojego młodszego syna.
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz