czwartek, 29 listopada 2018

Wybór szkoły

Szkoła Julka.
Zamilkłam w temacie, co nie znaczy, że nic się w nim nie dzieje.
Nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od chronologii (pomijając etap komunikowania się ze znajomymi i mniej znajomymi mamami zespołowych dzieci, które są w wieku Julka i również będą szły w przyszłym roku do szkoły lub są starsze od niego i już chodzą do szkoły, wszystkie z Warszawy lub jej okolic). Przejdę od razu do momentu skontaktowania się z placówkami, które w moim małym osobistym rankingu  „szkoły najlepszej dla Julka” przedstawiały się  w następującej kolejności (przed kontaktem):

niepubliczna Niezwyczajna Szkoła w Józefowie,
publiczna specjalna szkoła nr 123 w Warszawie,
publiczna specjalna szkoła nr 95 Helenów w Warszawie.

Po pierwszym kontakcie zweryfikowałam swój ranking, bo w Niezwyczajnej Szkole o tym, czy będzie rekrutacja do pierwszych klas w 2019 r. dowiem się dopiero w lutym, po feriach. Wtedy będzie wiadomo, czy rodzice dzieci z zerówki zdecydują się odraczać obowiązek szkolny swoich pociech. Wtedy – być może – będzie miejsce na to, żeby utworzyć pierwszą klasę. Budynku szkoły nie widziałam, poza kontaktem telefonicznym z panią dyrektor, z nikim z kadry nie rozmawiałam. Odległość do szkoły 25 km. Czesne – 700 zł miesięcznie. Opinia o szkole – indywidualne podejście do dzieci.

Szkoła nr 123 na Żoliborzu.
Znam miejsce, znam budynek, miałam okazję być tam dwa razy. Znam też funkcjonowanie szkoły od środka (z opowiadań dwóch mam, których dzieci uczęszczają do tej placówki). Zawsze była mi bliska mentalnie, prawie wcale nie brałam jej pod uwagę ze względu na odległość. 31 km. Mimo że codziennie mijam ją po drodze jadąc do pracy. Zostawiając tego rodzaju obiekcje nabrałam jednak przekonania (szkoła w Józefowie może wszak w ogóle nie ruszyć z rekrutacją), że logistycznie byłoby nieźle. Budziłabym Julka przed 6:00 (nigdy nie był śpiochem), zabierałabym go ze sobą, zostawiałabym w świetlicy o 7:00. Około 15:30 odbierałabym. Powrót do domu zajmowałby nam około godziny. Znam tę trasę na pamięć. Wrażliwą na wszelkie zmiany pogodowe, protesty w centrum stolicy, remonty i wypadki. Julek twardy facet, dałby radę. Ja chyba też. ;)
Pierwsze spotkanie z młodą, miłą, kompetentną panią psycholog ze szkoły odbyłam na samym początku listopada. Przyniosłam aktualne opinie psychologa i pedagoga z poradni psychologiczno-pedagogicznej, IPET z Wyliczanki itp. Opowiedziałam jej o Julku. Pani Małgosia opowiadała mi o szkole, o formach zajęć, planie lekcji, świetlicy. Potem oprowadziła mnie po szkole. Zaglądałyśmy do klas, do sali gimnastycznej, kuchni, świetlicy. Witały mnie maluchy i nastolatki. W zdecydowanej większości z zespołem Downa. Poczułam, że jestem we właściwym miejscu. Szkoła nieduża, wszyscy się znają, indywidualne podejście do dzieci. Szansa na znalezienie kumpla od serca ogromna. I wracałabym po tym spotkaniu na skrzydłach, gdyby nie jedno ale. Nie jesteśmy z Warszawy. Pierwszeństwo mają dzieci zameldowane w stolicy. Nie znaczy to jednak, że nie mamy szans dostać się do tej szkoły, ale o tym dowiem się dopiero w marcu.

Szkoła Helenów.
Najbliżej. 15 km od domu. Piękne miejsce. Kilkuhektarowy teren w lesie, na którym mieści się kompleks niskich, w przewadze parterowych budynków. W jednym jest szkoła podstawowa. Poza tym jest tam minizoo, mała stadnina koni, basen (dzieci mają w ramach wf jedną godzinę w tygodniu zajęć), świetlica. Jedynym miejscem publicznym, dotowanym przez samorząd, jest szkoła podstawowa. Za resztę trzeba płacić (świetlica – 200 zł pobyt, 220 zł żywienie; hipoterapia 100 zł).
Najpierw wypełniłam ankietę z podstawowymi informacjami o Julku, którą przesłałam mailowo. Następnie umówiłam się na spotkanie z panią dyrektor szkoły. Wymogiem była obecność Julka. Julek jechał niezwykle podekscytowany. Szkoła. Do szkoły. Powtarzał. Nieco był rozczarowany, że to nie szkoła Krzysia, ale nadal był zaciekawiony. Pani dyrektor oprowadziła nas po szkole. W pierwszej klasie, do której weszliśmy, Julek zrobił dwa kroki do tyłu. Wiem, że mógł być onieśmielony, zawstydzony, może rozczarowany. A może zwyczajnie poczuł to, co ja. Mieszane uczucia.  Szczególnie, że ja już byłam w jednej szkole i w niej wszystko się do mnie uśmiechało. Pani dyrektor wyważona, spokojna, wydawała się być kompetentną osobą. Oprowadziła nas po budynku szkoły, potem zabrała na wycieczkę po całym kompleksie. Zobaczyliśmy kozy i króliki w minizoo, budynek z salą do rehabilitacji ruchowej (Julkowi oczy zaświeciły się na widok trampoliny), budynek z internatem i basenem, na końcu świetlicę, gdzie miałam okazję poznać jej dyrektora. Świetlica doinwestowana, sprawiała wrażenie przyjemnego i przyjaznego miejsca. W lutym będą do mnie dzwonić, żeby uruchomić oficjalnie rekrutację. Nikt nie wspominał o możliwości niedostania się z powodu braku miejsc (szkoła jest w Warszawie). Mieszane uczucia. To wyrażenie najlepiej oddaje moje wrażenia.

Podsumowanie jest krótkie. Łatwe do wydedukowania.
Najbliższa memu sercu jest szkoła nr 123, do której Julek może się nie dostać, bo nie jest z Warszawy. Niewątpliwie ciąg dalszy nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz