piątek, 9 października 2020

W Bielsku

Dobrodziejstwem pracy zdalnej jest to, że można ją wykonywać w każdym miejscu, byle był dostęp do internetu i prądu. 

Spakowałam więc w środę torbę, nagotowałam obiadu na dwa, przy dobrych wiatrach nawet na trzy dni (dwóch chłopaków zostawiałam w domu), skończyłam pracę, zapakowałam do auta Julka i siebie i przyjechaliśmy do Bielska, do babci Krysi i dziadka Ludwika. Bez okazji, bez konkretnego celu, ot żeby zwyczajnie pobyć z rodzicami. 

W dzień pracowałam, po południu mieliśmy swobodę działania. Dobry czas, w jesiennym ciepłym słońcu. Dziś przypieczętowany spacerem wokół lotniska. Julek głównie śmigał na hulajnodze, testował nowy kask, prezent od babci. Obserwował startujące samoloty przekrzykując głos silnika, ćwiczył na siłowni, smęcił, ile to jeszcze do domu, oddawał hulajnogę, wędrował na nogach, znów wsiadał na hulajnogę, zapraszał na odpoczynek i tak szedł, nas dostrajając do swojego tempa. Nigdzie nam się nie spieszyło.

Warto czasem stanąć. Zatrzymać czas. Na mgnienie, na chwilę, zanim niepamięć zagarnie wszystko. 







2 komentarze: