poniedziałek, 30 maja 2022

Dzień Rodziny

W szkole Julka jest taka tradycja, że przed świętami Bożego Narodzenia i z okazji Dnia Rodziny (połączenie Dnia Matki i Dnia Ojca) nauczyciele z uczniami przygotowują przedstawienie. Takie, w którym każdy znajduje swoją rolę.

Przez te trzy lata udało się nam wziąć udział w jednych jasełkach. Resztę zmiotła pandemia. W tym roku szczęśliwie prawie-odwołana, zrobiło się więc zielone światło dla wspólnego obchodzenia Dnia Rodziny.

W piątek mieliśmy okazję obejrzeć przedstawienie, do którego przygotowania trwały dobre kilka tygodni. Na podstawie książki Kornela Makuszyńskiego historia bliźniaków, którzy zwędzili księżyc. Ogólnie znana. Nie wiem, czy lubiana. Klasyk. To piątkowe sceniczne show miało dla nas szczególne znaczenie, bo jedną z głównych ról dostał Julek. Zagrał Jacka. Albo Placka. Na pewno psocił, wędrował i poprawiał swoje zachowanie wspólnie z bratem bliźniakiem, którego zagrał kolega z równoległej klasy. 

I znów zaskoczył mnie mój syn. Generalnie asekurant. Raczej nieśmiały. Nie wyskoczy przed publikę i nie zacznie tańczyć, śpiewać, skupiać na sobie uwagę. To nie przebojowy typ. Choć tańczyć lubi, śpiewać lubi, ludzi lubi. A tu w centrum uwagi.

Wszedł śmiało na scenę. Rozsyłał uśmiechy. Poszukał nas wzrokiem. Ja stałam bliżej sceny, Radek gdzieś dalej. Pomachał, ale krótko. Skupił się na przedstawieniu. Odtańczył nieskomplikowany układ z wdziękiem, zaległ na wielkiej pierzynie, wstał, kiedy przyszła na to pora, wędrował z "bratem" uśmiechając się. Ogarniał to, co się dzieje na scenie. Reagował właściwie, bawił się swoją rolą, nie przerysowując jej. Arystyczna dusza się odezwała, czy jak? 

Przedstawienie dynamiczne, kolorowe, muzyczne. Sceny zmieniały się, wraz z nimi kolejni aktorzy. Układy taneczne, piękne stroje, świetne dekoracje. Ogrom pracy, który przyniósł efekt. 

Dumna byłam z Julka. 








1 komentarz: