Ten maj był wyjątkowo obfity w wydarzenia dużej, większej, średniej rangi. Pierwsza Komunia Julka, egzaminy ósmoklasisty Krzysia, występ Julka i na koniec wisienka na torcie. Wyjazd chłopców.
Zdarzyło się tak, że w tym samym czasie, w różnych kierunkach, ale obaj po raz pierwszy, wyruszyli w stronę przygody. Krzyś do Danii na pięć dni w ramach projektu Erasmus, Julek do Wólki Dłużewskiej ze swoją klasą i Wychowawczynią na trzydniową wycieczkę. Krzysiek po raz pierwszy zagranicę, Julek po raz pierwszy na samodzielny wyjazd bez mamy i taty.
W niedzielę działo się. Pakowanie, szykowanie, ostatnie wskazówki. Krzysia zawiozłam o 23:00 pod szkołę, skąd ruszali autokarem, Julka w poniedziałek rano na 8:15. Pojechali.
Każdy szczęśliwy. Messenger rozgrzany do czerwoności. Spływają wiadomości. Z Danii, z Wólki, od Krzysia, od Marianne, od mamy Zuzi. Równolegle moi synowie doświadczają czegoś nowego, odkrywają nieznane emocje, oglądają inny kawałek świata. Każdy mi o tym opowie. Każdy tak jak potrafi.
Wyjątkowo byłam spokojna o Julka. Z ogromną świadomością pakował się na wyjazd. Powtarzał, że będzie spać z Antkiem, bez mamy, bez taty. Pomachał na do widzenia. Nawet się za mną nie obejrzał. Wsiadł do autobusu i odjechał.
Pani Edyta donosi, że żadne dziecko nie tęskni. A mnie apetyt rośnie na więcej. Więcej i więcej takich samodzielnych wyjazdów Julka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz