wtorek, 6 maja 2025

Majówka

Nasza tegoroczna majówka zaczęła się w ubiegły poniedziałek. W zasadzie to już w niedzielę, gdy przyjechała do nas moja mama, babcia Krysia. Byliśmy już prawie spakowani. Z naciskiem na prawie. 

Wszyscy podekscytowani. Julek najwięcej perspektywą płynięcia statkiem. Morze - powtarzał wielokrotnie. W poniedziałek wyruszyliśmy do Gdańska. Z północnego portu o godz. 18:00 odpływał nasz prom do Szwecji. Było ciepło, słonecznie, optymistycznie. Absolutnie byliśmy gotowi na przygodę. Na nasz pierwszy rodzinny wyjazd za granicę. 

Ten wyjazd to skumulowanie kilku emocji. Dla mnie święto pomyślnego zakończenia ponad rocznego leczenia onkologicznego mojej mamy. I celebrowanie wspólnego razem na wycieczce w nieznane. Najlepiej Julek to ujął (wierny fan Vayany) - Mama, my nowy ląd. Dla mojej mamy odwiedziny brata, wycieczka z córką i jej chłopakami, z najbliższą rodziną, wreszcie chwila wytchnienia od codzienności. 

Nie nastawiałam się na nic. Postanowiłam poddać się chwilom. Przeczytałam "Sztokholm miasto, które tętni ciszą" Katarzyny Tubylewicz. Kupiłam papierową mapę Sztokholmu, żeby mieć w głowie ogólny zarys topografii miasta. Wynajęłam nam domek kilka kilometrów od wujka mieszkania, gdzie nocowała mama. Miałam w głowie kilka punktów, które chciałabym zobaczyć, ale żaden nie był must have. To był raczej luźny plan skrojony nie tylko pod moje potrzeby. Chciałam, żebyśmy wszyscy czerpali z tego wyjazdu pełnymi garściami. Musiałam więc zostawić przestrzeń na ustępstwa, ochoty i nieochoty każdego z osobna. To było dobre założenie. Bardzo się sprawdziło w dniach, które się działy. Popłynęły, minęły, wspomnienie. 






Prom z Gdańska do Nynashamnn płynie 18 godzin. Mieliśmy dwie kajuty. Dwu- i czteroosobową. Obie z oknami. Julek spał z babcią od strony zachodniej, my od strony wschodniej. Gęste firany szczelnie zasłaniały bulaj. Nie obudziły nas promienie wschodzącego słońca. Cichy pomruk silnika dobrze kołysał do snu. Wygodne łóżka, czysta pościel, dotlenienie się wieczornym spacerem po statku - spaliśmy jak dzieci. Po śniadaniu siedząc w piano barze na dziobie promu cierpliwie oczekiwaliśmy na przypłynięcie do portu. Szwecja zbliżała się coraz bardziej. Punktualnie o 12:00 opuszczaliśmy prom. 

1 komentarz: