sobota, 10 listopada 2012

Rozmowy

Na początku była rozmowa. Trochę nietypowa. Wymiana dwóch spojrzeń. Z których jedno zdradziło swój sekret, a drugie wpadło w popłoch. Od pierwszego wejrzenia wiedziałam, że Julek ma zespół Downa.
Ta najważniejsza odbyła się w drugiej albo trzeciej dobie życia Julka. Doktor Aldona Wichłacz-Piotrowska zrobiła echo serca Julka i odkryła ośmiomilimetrowy ubytek. Dziurę wielkości małego paznokcia. Nie czarowała, ale z empatią i dokładnie, bez pośpiechu wyjaśniała mi wadę serca Julka, co nas czeka krok po kroku aż do dnia zabiegu i po nim. Otwarcie rozmawiała ze mną o zespole Downa, mówiąc o dzieciach z zespołem nasze. Ciepło i czule. Tak zwyczajnie. Ciekawe, czy pani doktor wie, ile siły i wiary wlała we mnie swoimi słowami tamtej październikowej nocy?
Były rozmowy z lekarzem prowadzącym. Rzeczowe, zrozumiałe, ludzkie.
Nie było rozmowy technicznej. Co Julka/nas czeka po przewiezieniu go z porodówki na kardiologię. Julek z cieplarnianych warunków (leżał i wygrzewał się w samym pampersie w półotwartym inkubatorze z dostawą świeżego tlenu wąsami) został przerzucony karetką do warunków normalnych. Gdy dotarliśmy za nim na Litewską, leżał już w łóżeczku na ogólnej sali, bez tlenu, w niedopinających się ubrankach szpitalnych. Nie mieliśmy własnych, ani pampersów, butelek, planu na jutro. To był ten jeden raz, gdy w swoich oczach nie zobaczyliśmy dna. Oboje z Radkiem tonęliśmy w panice. W tym samym momencie. To było przejściowe załamanie.
Pierwsza rozmowa z Krzysiem. Wtedy niespełna dwuipółletnim. Prosta i na temat. O dziurze w sercu, którą trzeba załatać. Szpitalu z akwarium, w którym Julek przez jakiś czas pomieszka raz z mamą, raz z tatą.
Rozmowy z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Od samego początku. Mówiłam, że Julek ma zespół Downa. Zespół Downa wtedy ledwo przechodziło mi przez gardło. Traktowałam to jak terapię. Gadałam, płakałam, słuchałam, gadałam, wyrzucałam z siebie wszystko. Nas nikt nie wyrzucił z kontaktów. :)
Jestem zwolenniczką dialogu. Uczciwej wymiany informacji, wiedzy, poglądów, uczuć. Zawsze i przy każdej okazji. Myślę, że to mi bardzo pomogło w procesie akceptacji julkowego bonusa.

2 komentarze:

  1. Dobrze, że piszesz o akceptacji, o swoich lękach. To ważne, bo mało się o tym mówi. I do tego tak ładnie. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest winą Julka, że ma zespół Downa. Nie wyobrażam sobie obrazić się na niego, że jest doskonały inaczej. :) Akceptacja całej sytuacji wymagała czasu, ale bez niej tkwilibyśmy w martwym punkcie bez radości, bez czucia, bez sesnu.

    OdpowiedzUsuń