poniedziałek, 3 października 2016

W teatrze lalek

Fajny weekend za nami.
Spędziliśmy go w Bielsku-Białej z babcią Krysią i dziadkiem Ludwikiem.
Babcia serwowała z rana najlepsze pod słońcem naleśniki, raczyła wnuki ogromną stertą cierpliwości, której mnie tak często brak, zabrała na plac zabaw, ugotowała pyszny rosół, który chłopaki wsuwali lepiej niż lody, otulała sobą każdą zadrę i nadąsanie, rozbawiała do śmiechu serdecznego, wielkiego i zarażającego, a na koniec. Na koniec zabrała nas do Banialuki. Kto był, ten wie, że to świetny bielski teatr lalek. Kto nie był, temu szczerze polecam.
Poszliśmy na Tygryska Pietrka. Na lepszą bajkę trafić nie mogliśmy.
Krzyś z łatwością identyfikował się z Tygryskiem, który bał się. Bał wielu rzeczy, nawet muchy. Zmagał dzielnie z tą wielką bo(j)ączką napotykając na swojej drodze wiele postaci. Jedne były pomocne, drugie niekoniecznie. Krzyś z treścią poradził sobie doskonale.
Julek za treścią raczej nie nadążał. Za to forma urzekła go, pochłonęła i zaczarowała tak, że przesiedział na moich kolanach godzinę, oglądając z zapartym tchem to, co dzieje się na scenie. A działo się wiele w rytmach afrykańskich wygrywanych na bębnach i kołatkach. Proste kostiumy, kolorowe i wymowne tworzyły konkret, z którym Julek radzi sobie doskonale. A bohaterowie przewijający się przez bajkę: krokodyl, małpy, myszka nie są z kosmosu i zna je mój syn całkiem dobrze.
Trudno przy tak różnej percepcji świata rozpiętej prawie na przeciwległych biegunach o spektakl, z którego pełnymi garściami jednocześnie, choć na różnych poziomach, mogą czerpać moi synowie. Tej bajce udało się to świetnie. Po części zasługa to autorki, po części aktorów i scenarzystów, po części zdecydowanie coraz większej dojrzałości Julka. O Krzysia nie muszę się martwić.
PS Dziadek Ludwik dzielnie woził nas wszędzie i nie przeszkadzał broić chłopakom. ;)

Przed Banialuką. W najcieplejszy weekend tej jesieni.:)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz