piątek, 6 kwietnia 2018

Paplanina

Dowiedzieć się od Julka, co działo się w przedszkolu, graniczy z cudem. Zbywa mnie milczeniem albo piosenką "Panie Janie" albo stwierdzeniem mama-tata-brat. Ten trójsłów na jednym wydechu jest próbą zaspokojenia moich niecierpliwych dopytywań. Julek chce opowiedzieć, mówi, co potrafi. Otwiera więc konwersację wytrychem.
Wczoraj coś w temacie drgnęło. Nie że od razu opowieść jak rzeka. Długa, z meandrami i mieliznami. Szału nie było. A jednak (na zadawane do znudzenia pytanie) usłyszałam:
- Gabyś, Franio, Kuba, Julek gool!
Rzeczywiście plac zabaw jest, malutkie boisko i wiosenna pogoda. Są dwie bramki. I kilka piłek. Chłopcy grali mecz. Był gol. Pewno cieszynka. I cała masa podań, obron, strzałów. Tak sobie dokładam te obrazki. Pole do interpretacji Julek pozostawia mi duże.
Nie jest też tak, że wracam z Julkiem do domu w milczeniu. Przeciwnie. Wiozę konkretną, niecichą paplaninę. Bigos słów, wyrażeń i zdań podany w mieszance węgiersko-portugalsko-chińskiej. Czasem ucho wychwyci coś polskiego. Czepiam się słowa. Próbuję podjąć temat we wspólnym narzeczu. Czasem udaje się. Czasem przekaz zostaje wiecznym sekretem. Czasem chce mi się z Julkiem zwyczajnie pogadać.

1 komentarz:

  1. Witaj kochanie....po 15 latach mam prawie to samo. Antek może ma nieco bogatszy zasób słów, ale efekt pozostaje taki sam. Z tej paplaniny wyławiam coraz więcej perełek i na nich bazuję. Skojarzenia ... ot co mi pozostało. Jeszcze dwie, trzy chwile i wyodrębnisz chiński, pozostawiając węgierski i portugalski na marginesie :D BaHa

    OdpowiedzUsuń