środa, 20 lutego 2019

Zanokcica

Zanokcica.
Paskudnie brzmi, jeszcze gorzej wygląda.
Ulubiła paluchy Julka nie bez przyczyny. Julek paluchy pcha do buzi. W buzi całe mnóstwo bakterii. Niektóre chętnie nawiązują romans z okolicami paznokcia. Miejsce płonie, pęczniej, puchnie. Bakterie szaleją, palec boli. Stan zapalny na całego.
Na tę okoliczność mamy wypracowaną procedurę. Płynny rivanol. Rivanol. Jeszcze raz rivanol. Moczymy palec, ile się da. Do przedszkola nasączony gazik rivanolem i do tego bandaż. Profesjonalna kukiełka na palcu. Po krótkim czasie (czasem od razu) widać miejsce, które po małym, błyskawicznym nacięciu przy wielkiej, rozpaczliwej histerii (ja trzymam Julka i wrzeszczę razem z nim, Radek tnie), staje się ujściem dla ropy. Znów rivanol. Rivanol. I jeszcze raz rivanol. Palec po kilku dniach wraca do żywych.  Zanokcica nawiedziła już julkowy mały palec i środkowy, a raz zaprzyjaźniała się ze wskazującym. Teraz padło na kciuk. Teraz było trudniej, bo paluch zrobił się jak mój kciuk, a miejsca ujścia dla wysięku ropnego nie było widać. Nic a nic.
Po dwóch dniach moczenia wpadliśmy w lekką panikę.
Trzeciego dnia pojawiła się nadzieja. Malutki, biały punkcik.
I wiecie co? Julek zgodził się na cięcie. Całkiem świadomie, z pełnym zrozumieniem sytuacji. Dzielnie usiadł na moich kolanach. Wyciągnął (z niedużym ociąganiem) rękę. Mały szybki, precyzyjny ruch zdezynfekowanymi cążkami (Radek) i poleciała biała ciecz. Julek wpadł w histerię dopiero, jak pojawiła się krew.
I znów rivanol. Rivanol. I jeszcze raz rivanol (o tysiącu przytulasów i zapewnień o dzielności nie wspominam).
Kciuk zaczyna zwyczajnie wyglądać.
- Mama, nie boli. – cieszy się synek przygryzając serdeczny palec.
Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz