wtorek, 1 października 2019

Pobranie krwi

Julek ma robione badania kontrolne przynajmniej raz w roku. Determinuje do tego niedoczynność tarczycy Julka i wada serca.
Do badania potrzebna jest krew. Żylna. Trzeba kłuć. Nikt tego nie lubi. Julek też.
Mimo że badanie wywołuje u Julka stres, zawsze go uprzedzam przed badaniem, po co jedziemy do przychodni, jak badanie będzie wyglądało, jedno ukłucie, trochę zaboli, krew wypełni fiolki, koniec badania.
Różnie Julek znosił te pobrania krwi. Zwykle panikował tuż przed samym ukłuciem. Był płacz, wyrywanie się (mocno trzymałam ja, mocno trzymała jedna pielęgniarka, druga pobierała krew). Można było przeżyć.
Z czasem miałam wrażenie, że Julek coraz później się spina, panika trwa krócej, płacz jest chwilowy i ciut na wyrost. Znał już dobrze zasady. Wiedział dobrze, że kłucie jest konieczne, nieprzyjemne i rzeczywiście trwa krótko.
Aż przyszedł ten dzień.
Julek czekając w przychodni na swoją kolej dopytywał niecierpliwie: już?
Kiedy nadeszło jego już, wszedł pewnie. Bez szumu i certolenia usiadł na moich kolanach. Wyciągnął jedną rękę, wyciągnął drugą (pielęgniarka szukała najlepszej żyły). Wysłuchał pani, co będzie robiła (przemyję, znieczulę, zacisnę opaskę) i wreszcie, gdy pani oznajmiła, że teraz lekko ukłuje, przyzwolił nonszalanckim:
- Dooobra.
Zero płaczu. Zero krzyku. Trzy fiolki pięknie wypełnione rubinowym kolorem.
Trening czyni mistrza. ;)
Teraz z wynikami jedziemy prosto do naszej endokrynolog.

2 komentarze: