niedziela, 18 grudnia 2022

Kardiologia wyniki i pobyt

Wyniki badań Julkowego serca są zadowalające. Niedomykalność zastawki jest na poziomie II/III stopnia. Stabilna - jak to określiła pani doktor. Nieznacznie powiększona lewa komora serca. Przepływy w porządku. Przecieków brak. 
Holter wykazał arytmię, ale nieznaczną, której się nie leczy na tym poziomie. 
Wyniki z krwi bardzo dobre. Choć pilnuję, żeby Julek miał raz w roku robione podstawowe badania i ostatnio takie miał w sierpniu, nie wspominałam o tym lekarce. Skoro jesteśmy w szpitalu, niech badają. Zrobiono więc morfologię, próby wątrobowe, zbadano poziom Tsh, cholesterolu, glukozy, a nawet witamin D3, z czego wyjątkowo byłam zadowolona, bo to akurat w naszej przychodni nie jest standardowym badaniem. Julka suplementuję jesienią, zimą i wiosną i nie ma niedoborów! :)
Pacjenta przyjęto w dobrym stanie i wypisano w dobrym stanie. Kontrola w poradni kardiologicznej za rok.

Pobyt był szybki. W środę rano nas przyjęto i w niczym nie przypominało to drastycznych scen i kłębowiska ludzi, które pamiętam z Litewskiej. Nie wiem, czy to pandemia wymusiła, czy po prostu zmieniono procedury, ważne, że przyjęcie trwało (poza wypisaniem tony szpitalnych papierów, oświadczeń, zgód) kilka minut. Nie było ludzi w rejestracji. Może dlatego? Gdy nas zarejestrowano, po krótkiej chwili zeszła pielęgniarka, która odprowadziła nas na oddział. Tu dopiero wszystkie pomiary wagi, wzrostu, ciśnienia, saturacji. Nie było wolnych miejsc. Zaproszono nas więc do oddziałowej świetlicy. Pięknego, przestronnego pomieszczenia z biblioteczką, zabawkami, puzzlami, miękkimi i wygodnym sofami, stolikami dla maluchów i stołami dla nastolatków. Spędziliśmy tu osiem godzin. Kompletnie nam to nie przeszkadzało. 
Bo w międzyczasie Julek zjadł śniadanie, przyszła lekarka prowadząca, która zbadała Julka i zleciła badania. Zrobiono EKG, założono holter i zanim się obejrzałam zabrano nas na Echo serca - najważniejsze badanie. Rano Julkowi pobrano krew, zdjęto holter, zrobiono rtg klatki piersiowej. Trzeba było czekać na wyniki. Przed 14:00 dostałam wypis. Dwa dni. W zasadzie półtora. Ekstra!

Julek. Julek ostatnio przebywał w szpitalu jako osesek. Teraz jako nastolatek był świadomy wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Współpracował z lekarzami i pielęgniarkami. Miał dyskomfort z holterem (denerwowały go kabelki i urządzenie, które musiał nosić przez cały czas przy sobie, spać w tym, korzystać z toalety, jeść obiad). Co rusz pytał, kiedy przyjdzie pani i zdejmie. Mówił, że nie lubi tego.
Na Echo serca leżał spokojnie aż do chwili, gdy usłyszał bicie swojego serca. Trochę zaniepokojony, więcej zaciekawiony. Wiercił się i chciał spoglądać w monitor kardiogafu. Wyjaśniłam, opowiedziałam, poprosiłam o nieruszanie się i poszło badanie dalej. 
Pobranie krwi - mimo nowego otoczenia, nieznanej pielęgniarki i krótkiego obowiązkowego certolenia się, poszło jak zwykle - bez spinania się i krzyku.
Julek na oddziale nie biegał, nie płakał, nie nudził się. Obficie korzystał z dobrodziejstw technologii i siedział ze słuchawkami albo na YouTubie albo grał na tablecie. Udało się jednak w przerwach pooglądać zdjęcia na moim telefonie, powspominać, pogadać, zagrać w uno, pełny kurnik i doble. Godziny mijały szybko. A że nikogo nie dokoptowali nam do dwuosobowego pokoju, to noc spędziliśmy sami. Szpital na Żwirki i Wigury to nie ten sam co na Litewskiej i tutaj warunki są na miarę współczesności, która w szpitalu wymaga obecności rodzica. Pokoje są z łazienkami, przy każdym łóżku pacjenta stoi rozkładany fotel do dyspozycji opiekuna. Czeka też dla niego czysta pościel. Mimo wygody czekałam z niecierpliwością na koniec badań. I choć nie czułam zmęczenia, to siedziałam do końca w napięciu. Powietrze zeszło ze mnie dopiero w domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz