poniedziałek, 13 listopada 2023

Zadania domowe

Na etapie wczesnoszkolnym Julek dostawał do domu dwa zeszyty: od logopedy i od wychowawczyni. W jednym były ćwiczenia i zadania logopedyczne, w drugim ćwiczenia z nauki czytania, pisania, liczenia. System działał tak, że zadania domowe Julek dostawał raz w tygodniu. To ja decydowałam, kiedy je odrobimy. Najczęściej był to weekend.

W tym roku doszedł nowy zeszyt: Dziennik. Zadaniem Julka jest opisywać jedno-dwa wydarzenia, które miały miejsce w tygodniu w szkole i opisać to, co robił w weekend. Przy czym ten weekendowy opis może dotyczyć jednej czynności, np. wyjścia na spacer z Kilką, obejrzenia filmu na Netfliksie, nocowania u babci. 

Dziennik pozwala nam trenować dialog, trenować pisanie ze słuchu, trenować czytanie. Genialne rozwiązanie. Które - nie ukrywam - wymaga dużego zaangażowania obu stron. Bezpowrotnie minęły czasy, gdy zadania domowe robiliśmy przez 20-30 minut w sobotę albo niedzielę. Teraz muszę rozkładać na dwa dni, bo - jeśli tego nie zrobię - następuje kumulacja i siedzimy nad zeszytami - tak jak wczoraj - dwie godziny. Julek mniej chętnie siada do lekcji. Traktuje je bardziej jak konieczny obowiązek, niż coś, co tygryski lubią najbardziej. Zachęcam go pochwałami. Pozytywnie motywuję. Co nie zmienia faktu, że, gdy przychodzi sobota, a potem niedziela, Julek czmycha do babci i spędza tam duuużo czasu. Po drodze monitoruje, dzwoniąc do mnie i pytając, czy uczyć? Tak Julku, będziemy się uczyć. Syn szybko kończy rozmowę.

Ale tak. Dziennik to dobry trening wielu umiejętności.

Po pierwsze - nauka odpowiedzi na otwarte pytania. Kto był? Kogo nie było? Co robiłeś? Jaka była pogoda? Gdzie byłeś? Z kim byłeś? Czym jechałeś? Itd. Zanim Julek usiądzie do pisania, musi mi opowiedzieć dany dzień (zawsze mamy wiadomości od wychowawczyni z odpowiednimi danymi na temat bieżących wydarzeń, żeby móc wspierać lub weryfikować odpowiedzi dzieci). Mam też zazwyczaj zdjęcia, obrazujące opowiadane wydarzenie, które bardzo pomagają Julkowi w odpowiedziach. Uczymy się też budować proste zdania. Bo Julek najczęściej odpowiada jednym słowem. Kogo nie było? - Antka. Rzeczywiście w codziennym dialogu taka uproszczona wersja jest jak najbardziej na miejscu, ale mi chodzi też o to, żeby Julek w rozmowie opowiadał dzień pełnymi zdaniami. I np. powiedział: Nie było dzisiaj Antka.

Po drugie - trening pisania ze słuchu. I żeby nie było - jesteśmy na samym początku. We wrześniu musiałam pisać praktycznie Julkowi całe wyrazy, które przepisywał. Teraz dyktuję mu wyraz po literze i wymagam, żeby litery pisał z pamięci. Coraz lepiej mu idzie. Wiele pisze przez skojarzenia M (jak MAMA), T (jak TATA), L (jak LODY). Niektóre litery dyktuję mu tak: B. Julek mówi, że nie wie. To ja do niego: kreska i dwa brzuszki. P - kreska i jeden brzuszek, R -kreska, jeden brzuszek i nóżka. Ę - E z ogonkiem. Myli głoski dźwięczne z bezdźwięcznymi. P i B, K i G, T i D. Jak ma lepszy dzień, próbuję, żeby sam napisał ze słuchu wyraz, który dyktuję. Wyraz musi być prosty i bardzo dobrze znany Julkowi. A czasem po prostu robię mu ściągę z literami, które przepisuje, gdy nie pamięta/nie wie/jest już zmęczony. Pisanie ze słuchu to też planowanie przestrzeni między wyrazami. Na początku Julkowi nie robiło różnicy, czy nowy wyraz zaczynał się w odstępie od poprzedniego, czy cudownie do niego kleił. Teraz bardziej świadomie umiejscawia litery.

Po trzecie - czytanie. Nie ma tak, że napisze i koniec. To co Julek napisze, musi przeczytać. Są wyrazy mniej mu znane, podyktowane litera po literze, z dwuznakami, których nie wszystkie zna, więc wtedy pomagam przebrnąć. Niemniej czytanie tego, co Julek sam napisał, jest też dodatkowym treningiem. 

Oto efekty wczorajszego zadania. Konik na ostatnim zdjęciu nie jest autorstwa Julka. Narysowała go pani Asia, Julek tylko pokolorował. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz