wtorek, 10 kwietnia 2012

Zumba lajt

Krzyś ma swoją ulubioną płytę CD, na której w dynamicznych rytmach zaaranżowane są „Krakowiaczek jeden”, „Kółko graniaste”, „Jedzie pociąg z daleka”, czy „Mam chusteczkę haftowaną”. Śpiewana klasyka dziecięca. Do tańczenia w podskokach i wydatkowania energii w porcjach olbrzymich. Leżała ta płyta odłogiem jakiś rok.
Niedawno Krzyś ją wyrwał z niepamięci i pamiętając o naszych wywijańcach, znów zażyczył sobie tańców. Zumba w wersji light. Julek oniemiał. No tak, na pewno nie pamięta tego, co działo się w ubiegłą wiosnę. Pierwszego dnia patrzył zdziwiony. Drugiego sam zaczął poruszać głową w takt muzyki i nawet zrobił wdzięczne kółeczko, raczkując dookoła siebie. Trzeciego kręcił się wokół milczącego sprzętu wyraźnie oczekując naszej dyskoteki.
Dajemy z siebie wszystko, choć tańce to bardzo swoiste. Śpiewu i skocznej polki zabraknąć przy tym nie może. Z dziesięciokilogramowym Julkiem jeszcze jako tako idą mi podskoki po całym pokoju. Ale dwudziestokilogramowy Krzyś to niemałe wyzwanie! Polka w naszej wersji wygląda statycznie i niewiele ma wspólnego z tańcem. To jeden wielki kręcioł. Zaczynam powoli jak Tuwima lokomotywa. Rozpędzam się i kręcę coraz szybciej i szybciej, wszystko wiruje. Dobrze i długo kręcę. Tyle że jak ląduję z Krzysiem na podłodze, mam jeden wielki helikopter w głowie. Nie ma szansy na kolejny start.:)) Zazwyczaj ta taneczna karuzela kończy potańcówkę. Sił mi brak. Lubię te nasze tańce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz