poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Nie gadam, łażę

22 miesiące z Julkonkiem.
Od ostatniego miesiąca postępów w mowie nie dostrzegłam. Dedoki i mamowanie opanowane perfekcyjnie. To mu wystarcza. Mnie mniej. Ale co tam. Tu ten trzeci rządzi. Chromosom. Za to osiągi we wszelakich wspinaczakach osiągnęły niebezpieczne wyżyny. Julek włazi coraz śmielej i coraz wyżej, znajduje ekstremalne miejsca na wstawanie samodzielne, a potem chwieje się i leci w dół. Ja migiem błyskawicy mijam salon, żeby zdążyć złapać albo zapobiec. Nie ma granic jego wyobraźnia. No i zaczyna krokiem posuwistym przemierzać metry wzdłuż ściany i szafek w kuchni i nawet wokół stołu. Tu trzyma się jedną ręką blatu, drugą krzesła. Od krzesła do krzesła wzdłuż blatu. Nieźle to sobie wymyślił. Julkonek. :)
Jego rozwój to nie jest rytmiczna, systematyczna wędrówka pod górę, to jakieś wyboje. Łapie pion, kuma czaczę, a po chwili jakieś potknięcie i dziura w świadomości. Płynności żadnej. Żabie skoki. Nierówne i w różnych kierunkach. Do przodu, do przodu i w tył. Do przodu, do przodu i w tył. Więcej jednak do przodu. Więc mam się z czego cieszyć. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz