poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Garść przyjemności

Trzydzieści parę stopni za oknem. Prasując więc rzeczy (trzy prania wyschły jak na zamówienie) pomyślałam, że to masochizm w czystej postaci. Ale mus to mus. Mała przerwa w podróży między południem a północą. Przepakowanie, dopakowanie, zapakowanie i zabranie taty na resztę wakacji wymaga nie lada logistycznych działań (i cierpień;) Ale jakie to przyjemne. :)
Lubię, gdy jest przyjemnie. Jak na przykład w tym roku podróż pociągiem z Krzysiem i Julkiem. Krzyś o rok dojrzalszy. Potrafił zająć się swoimi autkami i klockowymi ludzikami na długie chwile. Julek wbrew moim obawom nie wyrywał się do raczkowania, ale siedział najchętniej na moich kolanach. Zanim oswoił się z pociągiem (i nabrał ochoty na zwiedzanie wagonu na swoich warunkach) byliśmy na miejscu. Pufff-ufff. Nic nie zmieniła się natomiast u dzieci ta nieustanna chęć jedzenia w pociągu (nie miałam jajek na twardo) i konieczna, natychmiastowa wędrówka do toalety. Siusiu – powrót – grubsza sprawa – powrót – grubsza sprawa bis. W dwadzieścia minut. Miejscowy rekord pobity. Przez Krzysia. No ale od zawsze szuka się do pociągowych peregrynacji pretekstu, który niezawodnie działa na rodziców. Prawda? :)
Czyli. Jesteśmy w domu. W trakcie rozpakowania. I zapakowania. Z wyprasowanymi rzeczami. Pięknymi wspomnieniami z pobytu u dziadków. Planami na podróż nad morze. W rodzinnym już komplecie. 
PS Za przyjemności wszystkich bielskich spotkań baardzo dziękuję. :)

Jedna z wakacyjnych atrakcji - podróż pociągiem.

A to jedno ze wspomnień. Przygotowania do lotu modelu szybowca na bielsko-bialskim lotnisku.

I lata ten szybowiec?

Najbardziej zorietnowany w temacie wydawał się Julek. ;) - Lata, o tak.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz