Julek przeszedł samego siebie. Dziś w grzeczności swej.
Nie biegał, nie buczał, w ogóle zapomniał słowa "nie".
Siedział grzecznie na moich kolanach najpierw pół godziny. Potem grzecznie dał sobie zbadać wszystko, pozwolił pogadać z lekarzem, wypełnić kwity konieczne.
Kolejne 40 minut znów grzecznie wysiedział. I znów dał zbadać wszystko, tylko trwało to nieco dłużej.
Pomiędzy chadzał w miejsce ustronne, choć pampers na wielce prawdopodobne wpadki - dziś nam nie po drodze - miał na sobie. Pampers jako pierwsze majtki, które wchłoną wszystko. Chadzałam, wysadzałam, bez pampersa by się obyło. Wolałam nie ryzykować.
Potem znów posiedział, tym razem piętnaście minut. Wykorzystując je na zjedzenie kanapek, przejrzenie zdjęć w telefonie, zaczepienie dwulatka, którego z czułością przytulił.
Julek urósł. Fizycznie i mentalnie. Przestał być najmniejszym dzieckiem w okolicy. Są mniejsze od niego. To zobowiązuje. To wzbudza w Julku uczucia macierzyńskie.
Kajetany trzecie witamy. Dziś zakwalifikowano nas do zbiegu. W poniedziałek drenaż prawego ucha. W lewym dren też wypadł, ale ucho suche. Jest nadzieja, że tendencja ta się utrzyma, ba! obejmie swym zasięgiem ucho prawe. Mówią, że do trzech razy sztuka. ;)
Ładny, zgrabny, miły. Uśmiech pełen wdzięku. Twardy negocjator. Lubi postawić na swoim i wszystkich na baczność. Dynamiczny, z poczuciem humoru i buntem na wynos. A, ma zespół Downa. Ciągle o tym zapominam. Serio. Tylko jego rozwój i ciekawskie spojrzenia przypominają czasem, że ma. Przed państwem - Julek, młodszy brat Krzysia. Obaj to moi synowi. Dumna z nich ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz