piątek, 2 marca 2018

Sam w domu

Jedną z oznak dorastania dzieci jest możliwość pozostawiania ich w domu bez opieki.
Krzyś - wiadomo. Potrafił w pewnym momencie ocenić swoją gotowość, stwierdzić, że tak i zostać sam w domu na czas jakiś, niedługi, pod telefonem. Było to trochę temu. Teraz to już standard i nic niezwykłego.
Julek. Lat siedem i pół. Uśmiech, zrzęda, jednowyrazowiec. Samodzielność w podejmowaniu decyzji ograniczona do wyboru jaja albo parówy na śniadanie, mleka albo soku do picia, bajki albo klaszrojal na telefonie. Samostanowienie o sobie bardzo ograniczają nieumiejętność werbalnego wyrażania własnych myśli, oczekiwań, przeżyć; prosty odbiór rzeczywistości; myślenie przyczynowo-skutkowe na poziomie niezaawansowanym. Nie można Julka samego zostawić w domu. Jeszcze nie można. Marzę, że kiedyś będzie można.
Nie jest też tak, że nad Julkiem trzeba nieustannie czuwać i najlepiej nie spuszczać go z oczu. Chłopak świetnie odnajduje się w domowej przestrzeni. Potrafi sam bawić się w swoim pokoju, siedzieć na kanapie w salonie, gdy szykuję obiad, ewentualnie z Krzysiem uskuteczniać walkę o koc/pilota/poduszkę (jesteśmy ciągle na kanapie w salonie). Nie jest dzieckiem z nieograniczoną, bardzo twórczą wyobraźnią. Na środku pokoju nie zrobi ogniska (chyba), nie rozleje wanny wody, żeby mieć staw (chyba), za to wylane mleko z potrąconego kubka potrafi zetrzeć ścierką. Rozsądny z niego dzieciak. Tak więc tli się nadzieja, że kiedyś tylko ja i Radek do kina, podczas gdy Julian sam na kanapie, bo Krzysztof gdzieś w świecie rozgrywa swe mecze w jakimś Bajernie albo innym Realu (upubliczniam marzenie syna).
Tymczasem. Tymczasem zdarzyło się wczoraj. Nagła konieczność wspólnego wyjazdu do miejscowości obok, na całe piętnaście minut. Babci i dziadka wyjątkowo nie ma. Normalnie wzięłabym Julka ze sobą. Ale mróz. Ale akurat wsuwa płatki kukurydziane na mleku. Za chwilę Psi patrol albo inny Gambol. Krzyś obok.
Radek pierwszy rzucił: zostawmy ich samych. I słowo stało się dziećmi w domu bez opieki. Krótka pogadanka. Naprawdę krótka. Z Julkiem nie da się zdaniami złożnymi, gdybasiami i gdyż aby. Trochę niewyraźna mina Krzysia. Wziął jednak brata na klatę. Pojechaliśmy. Wróciliśmy. Dom cały. Chłopcy też.
Jasne, że pierwsza jaskółka i tak dalej. Długa droga przed nami. Finisz trudny do przewidzenia. Świat bez trisomii jest bardziej przewidywalny. Potrafię wyobrazić sobie kolejne etapy życia Krzysia. U Julka nic nie jest pewne. A jednak nie tracę nadziei, że kiedyś rzeczywiście zostanie sam w domu. Nie na cały dzień, na godzinę-dwie, może właśnie na wypad wspólny z Radkiem do kina.
Dorosła samodzielność Julka to zupełnie inna dorosła samodzielność moja.

2 komentarze:

  1. Marta,bravo Wy i bravo za odwagę,Krzysiu bravo!ja na razie zostawiam obu samych gdy idę ze śmieciami...na dłużej się nie odważył bo Misiek niedość że uparty to i fochowaty i czasem nawet na niewielką uwagę brata strzela focia. .z kolei starszego bratu brak cierpliwości...chociaż pewnie zestawienie sami sobie potrafią zgodnie siedzieć. Bravo!!!pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie chłopaki też drą koty. Potrafią się jednak w potrzebnych momentach zmobilizować. A czasami nie. Te 15 minut bez nas wypaliło. Na więcej nie jestem jeszcze gotowa. Chłopcy chyba też nie. Wszystko przed nami, Olga. Nie możemy tracić nadziei. ;)

      Usuń