piątek, 19 kwietnia 2019

Przedświątecznie

Pożądane jest wyrwać się codzienności. Zmienić ciut jej bieg. Wystarczy wziąć dzień wolnego, pospać do 6:30, przestać gnać, zawieźć Julka do przedszkola (zawsze tata wiezie), z Krzysiem umówić się na wycieczkę rowerową, mieć za sprzymierzeńca słoneczną pogodę (ach! jak bosko pachnie wiosna!). Wtedy niestraszne ponad godzinne wystanie w kolejce po białą kiełbasę, trochę wędliny na świąteczny stół, wędzony boczek na żurek. Gdy wracam ze sklepu ciągle jest jeszcze poranek. Czas na dwa prania, zagniecenie ciasta, sprzątnięcie góry, przygotowanie roweru na pierwszą w tym sezonie przejażdżkę. I możemy jechać. Po drodze zatrzymujemy się w naszym kościele, żeby podumać nad Wielkim Piątkiem. I znowu w drogę. Krzysiek na boisko. Bo kumple, bo piłka, bo rówieśnicy górą. A ja po Julka do przedszkola.
Zaskoczony Julek pyta: - Auto?
W domu zostało. Wracamy rowerem.
- Juhuuu! - okrzyk radości.
I w takiej atmosferze jedziemy.
Bo nastał taki czas, gdy owocniej, jak spędzam czas z każdym z synów osobno. Różne mają wymagania, oczekiwania. Inne są rozmowy. Z Krzyśkiem głębsze, zaskakujące, nie zawsze łatwe. Z Julkiem proste, zabawne, śmieszne. Od każdego z nich czerpię co innego. Od Krzyśka bogactwo odkryć, wiadomości o zwodach, karnych i złotowłosej dziewczynie. Od Julka dotykam mocno tego, co tu i teraz. W emocjach się zanurzam. Obie relacje są ważne, najważniejsze, nasze.
Gdzieś po drodze obowiązkowy przystanek na loda. Ślę smsa do Krzysia "Julek ma takiego loda. A tyyyy?"
Wsiadamy na rower. Jedziemy dalej. Po drodze mijamy Krzysia z kolegą, którzy pędzą do sklepu. Stajemy na żółwika, wymianę uśmiechów. I znów jesteśmy sami. Julek i ja. Krzysiek w gronie rówieśników.
W taki dzień lubię szykować święta. Na wszystko jest czas. :)


1 komentarz: